Jedyne takie mistrzostwa, z których autokary polskich kibiców wracały puste
Bilet w jedną stronę
Niespodziewanie wielu polskich kibiców postanowiło kibicować naszej reprezentacji podczas MŚ w Hiszpanii. Oczywiście biorąc pod uwagę trudności w codziennym życiu, zdobyciu paszportu, czy odłożeniu pieniędzy na niezwykle drogą wycieczkę. Podróż na mundial nie była taka prosta, jak obecnie. Ostatecznie władze PRL-u wydały zgodę na wyjazd kilkudziesięciu autokarów. Wycieczki były oczywiście zorganizowane oficjalnie, a pojazdy jechały w eskorcie samochodów z pracownikami służb PRL. Funkcjonariusze mieli zadbać, aby do kraju wszyscy wrócili.
- Wiedzieliśmy, że ludzie będą chcieli zostać w Hiszpanii i tam poprosić o azyl - tłumaczył już po upadku komunizmu Renke. - Kilka tygodni wcześniej aferą zakończył się wyjazd młodzieżowej kadry piłkarskiej do Anglii. Z Londynu nie wróciło dwóch zawodników. Z trudem udało się zatuszować tę informację.
Mimo środków bezpieczeństwa większość polskich fanów dzień po zakończeniu mundialu i wywalczeniu przez Polskę świetnego, trzeciego miejsca poprosiła o azyl. W tej grupie byli również i kierowcy, i funkcjonariusze, którzy mieli pilnować fanów. - Oficjalnie nikt tego nie mówił, ale słyszeliśmy, że do kraju wracały puste autokary - wspomina Stefan Niesołowski, który na początku lat 80. ubiegłego wieku był jednym z bardziej znanych opozycjonistów wobec komunistycznej władzy. - Podobno nie wróciły nawet wszystkie pojazdy, bo niektórzy kierowcy też poprosili o azyl. Wcale się nie dziwiłem. Przecież w Polsce nadal trwał stan wojenny. Przyszłość kraju malowała się w czarnych kolorach. Hiszpańskie władze wystosowały list do Warszawy, aby przysłać ludzi, którzy zabiorą te wraki z parkingu pod Madrytem.
- Te sprawy mnie nie interesowały - przyznał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Piechniczek. - Wiedziałem, że ludzie zostawali w Hiszpanii, ale ja się cieszyłem z sukcesu. Mimo stanu wojennego udało się zrobić dobrą selekcję, doprowadzić do długich zgrupowań i stworzyć świetną atmosferę w zespole. Praktycznie byliśmy jak zespół klubowy. Więcej czasu spędzaliśmy ze sobą, niż w drużynach macierzystych. Trzecie miejsce na świecie tchnęło w ludzi nadzieję. Nadzieję, że mimo przeciwności nadal Polska coś znaczy. Nasze mecze podczas MŚ były najwspanialszym serialem stanu wojennego.
Zobacz materiał TVP Sport dotyczący meczu o 3. miejsce podczas MŚ 1982.
Serialu, który Telewizja Polska musiała ocenzurować. Chodzi o mecz Polska - Związek Radziecki. W tym decydującym o awansie do półfinału spotkaniu doszło do niecodziennej sytuacji. Paryżanin Pascal Rossi (syn Polki) rozwiesił za bramkami ogromne transparenty "Solidarności". Telewizja zareagowała natychmiast: najpierw przerwała transmisję, a następnie kontynuowała ją, ale z dwuminutowym opóźnieniem. Aby móc zareagować na takie właśnie prowokacje. Natomiast ujęcia trybun z banerami "Solidarności" zastąpiono widokiem trybun z ceremonii otwarcia mistrzostw.
***
- Towarzyszu, jaja sobie robicie? Co to kur** jest? - celnik nie ukrywał złości.
Kilka minut wcześniej na granicę w Zgorzelcu wjechał autobus wracający z mistrzostw świata w piłce nożnej. Autobus, który kilkanaście dni wcześniej wiózł do Hiszpanii kilkudziesięciu rozśpiewanych kibiców. Teraz w środku był jeden człowiek - kierowca.
- Gdzie oni są? - celnik zaczynał wchodzić w rolę prokuratora.
- No cóż, nikt nie przyszedł na parking, z którego odjeżdżałem do kraju. Czekałem, czekałem i nic - mocno zgaszony kierowca unikał kontaktu wzrokowego.
- A ty? Po co wróciłeś? Czemu nie zostałeś w lepszym świecie - celnik zmienił ton. - Jesteś idiotą czy co?
- Moja żona jest ciąży. Siódmy miesiąc. Nie mogłem jej zostawić.
***
Marek Bobakowski
Obserwuj @MarekBobakowski
Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>