Od transferowego niewypału do bohatera - Petar Brlek błyszczy coraz mocniej

PAP / PAP/Jacek Bednarczyk
PAP / PAP/Jacek Bednarczyk

Jeszcze pół roku temu przy Reymonta 22 zastanawiano się, jakim cudem wydano na niego blisko milion złotych. Dziś Petar Brlek jest jednym z liderów Wisły Kraków, a w 193. derbach Krakowa dał fanom Białej Gwiazdy olbrzymią radość.

Przy Reymonta 22 wiązano z Petarem Brlekiem duże nadzieje. W styczniu krakowski klub zapłacił Slavenowi Belupo za niego ok. miliona złotych, co oznacza, że był on najdroższą inwestycją Białej Gwiazdy od sezonu 2011/2012.

Marcin Broniszewski, który umożliwił Brlekowi szybki debiut w barwach Wisły, szukając odpowiedniego określenia, w końcu nazwał 22-latka "zaj*** zawodnikiem", a Dariusz Wdowczyk od początku swojej kadencji przy Reymonta 22 też dostrzegał w młodym pomocniku spory potencjał.

Milion w błoto

Problem w tym, że Brlek długo zawodził, a nie rozpieszczał go też los. Wiosną był jedynie zmiennikiem, a ostatnie kolejki poprzedniego sezonu stracił przez uraz. Nową kampanię zaczął w "11" Wisły, ale grał zdecydowanie poniżej oczekiwań i gdy do zdrowia wrócił Krzysztof Mączyński, Chorwat został zdegradowany do roli zmiennika, a jeśli otrzymał kolejne szanse, to je marnował.

Trener Wdowczyk nieprzerwanie jednak wierzył w swojego podopiecznego i cierpliwie czekał na eksplozję jego talentu. Opiekun Wisły bronił Brleka przy każdej możliwej okazji, a zapał szkoleniowca i jego wiara w potencjał Chorwata nie słabły nawet na moment. Gdy pod koniec września nazwaliśmy Brleka transferowym niewypałem, trener Dariusz Wdowczyk zareagował bardzo stanowczo.

ZOBACZ WIDEO Dawid Kownacki: nauczyłem się, że nic nie muszę (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

- Jak czytam, że to niespełniona nadzieja albo że jego transfer to pieniądze wyrzucone w błoto, to zastanawiam się nad tym, czego oczekuje się od zawodnika, który na rynku europejskim kosztuje 250 tys. euro? Jak porównamy sobie ceny polskich piłkarzy, którzy po Euro 2016 zmieniali kluby, to nie oczekujmy od Petara tego, czego od Messiego - stwierdził były już trener Wisły.

Sam Brlek wiedział, że zawodzi, dodatkowej presji związanej z kwotą transferową nie odczuwał. - Pokażę, ile potrafię. Nie czuję większej presji z powodu ceny, jaką za mnie zapłacono. Każdy piłkarz zmaga się z ciśnieniem na co dzień, nie ma sensu nakładać sobie dodatkowego obciążenia - mówił WP SportoweFakty.

Zaufanie, które zaprocentowało

Wdowczyk wierzył w Brleka na przekór wszystkim i wszystkiemu. 30 września, przy okazji konferencji prasowej przed meczem 11. kolejki mówił o swoim podopiecznym tak: - Dla mnie to duży znak zapytania. To zawodnik o dużych umiejętnościach, które na razie chowa i nie chce ich nam pokazać. To nadal młody piłkarz, który zbiera doświadczenia. Dajmy mu spokojnie czas. Przyjdzie taki moment, że będzie dla Wisły bardzo dobrym zawodnikiem.

Trzy tygodnie później Wdowczyk znów stanął w obronie Brleka: - Ma naprawdę spore umiejętności, ale nie przekłada się to na mecze ligowe. Podczas przygotowań widziałem w Petarze lidera - następcę Rafała Wolskiego, który przytrzyma piłkę. On ma naprawdę duże inklinacje ofensywne, potrafi dobrze uderzyć piłkę i strzelać gole. Jest piłkarzem, który powinien nam dawać zdecydowanie więcej niż w tej chwili. Wierzę, że ten moment przyjdzie. Dajmy mu trochę czasu.

Wreszcie przed meczem 14. kolejki z Zagłębiem Lubin, gdy wiadomo było, że Brlek zastąpi w składzie pauzującego za kartki Mączyńskiego, Wdowczyk znów nie mógł się nachwalić Chorwata: - Dajmy chłopakowi szansę, bo umiejętności ma spore. Na treningach wygląda rewelacyjnie. Niech wreszcie to przełoży się na kilka spotkań. Cały czas utwierdzam go w przekonaniu, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Na razie Petar chowa te umiejętności i nie chce ich pokazać. A jak już je pokazuje, to tylko na treningach. Staram się być cierpliwy. Staram się go wspierać we wszystkim, co robi na boisku, bo to bardzo utalentowany zawodnik.

I w spotkaniu z Zagłębiem nastąpił długo oczekiwany moment przełamania. Brlek zdobył bramkę pięknym uderzeniem sprzed pola karnego i był mocnym punktem Wisły. Potem w spotkaniu 15. kolejki z Górnikiem Łęczna (3:2) potwierdził dobrą formę. To od jego przechwytów i umiejętnie przekazanej dalej piłki zaczęły się dwie bramkowe akcje Białej Gwiazdy.

Rośnie w siłę

Po rezygnacji Wdowczyka Brlek utrzymał miejsce w składzie. Pomogło mu w tym to, że trener Radosław Sobolewski odszedł od ustawienia 4-4-2 i postawił na system z trzema środkowymi pomocnikami, w którym Chorwat tworzy w centrum pola trójkąt z Mączyńskim i Denisem Popoviciem.

W pierwszym pod wodza nowego szkoleniowca meczu z Pogonią Szczecin (2:6) wypadł - jak cały zespół - słabiej, ale już Arką Gdynia (5:1) strzelił gola i zaliczył asystę. Następne trafił do siatki w spotkaniu Pucharu Polski z Lechem Poznań (2:4).

- Sądzę, że mogę grać lepiej, ale z drugiej strony nie grałem regularnie przez dłuższy czas, więc to dla mnie dobry początek. Po golu moja pewność siebie poszła w górę, ale wierzę w swoje możliwości. Kiedy strzelasz gola, dodaje to siły i motywacji do pracy. Dzięki temu może być jeszcze tylko lepiej. Co jeszcze mi pomaga? Spędzam teraz na boisku więcej minut niż wcześniej - mówił pod koniec listopada.

W 193. derbach Krakowa Chorwat przekonał do siebie nawet najbardziej wymagających kibiców Wisły, gdy w 3. minucie pokonał Grzegorz Sandomierskiego kapitalnym uderzeniem sprzed pola karnego. Po jego półwoleju stadion przy Reymonta 22 eksplodował z radości.

- Wiedzieliśmy, że ma duże umiejętności, a teraz doszła do tego pewność siebie. To bardzo ważne dla młodego zawodnika w obcym kraju. Niech ze spokojem pracuje i dalej się rozwija tak, jak do tej pory, a Wisła będzie z niego miała dużą pociechę - mówi kapitan Białej Gwiazdy, Arkadiusz Głowacki.

Źródło artykułu: