Czytaj w "PN": Bartłomiej Babiarz: A Del Piero do to?

Drugi sezon gra w Niecieczy. Kiedy zmieniał klub, uchodził za człowieka Piotra Mandrysza, ale to u Czesława Michniewicza jest kapitanem drużyny. W życiu przeszedł wiele, trudne sytuacje jednak - jak przyznaje - mocno go zahartowały.

[b]

"Piłka Nożna": Może starczy już tych żartów i pora w Niecieczy zejść na ziemię?
[/b]

Bartłomiej Babiarz: Spokojnie, nigdzie nie odlatujemy. Twardo stąpamy po ziemi, ale znamy swoją wartość. Tworząc monolit jesteśmy mocni, z każdym w tej lidze możemy wygrać, co zresztą już w kilku spotkaniach potwierdziliśmy. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że mimo pokaźnego już dorobku punktowego, tak naprawdę nie mamy jeszcze nic. Przed sezonem cel był prosty: górna ósemka. Co będzie wiosną - zobaczymy. Apetyty oczywiście rosną.

Czyli hasło waszych kibiców "Jesteśmy ze wsi, ale jesteśmy najlepsi", wciąż obowiązuje?

 - Z tą wsią to już dajmy spokój. Miasta i wsie nie grają w piłkę, grają drużyny. A w każdej jest jedenastu ludzi niezależnie czy są z Warszawy, czy Niecieczy. Ostatnio dyrektor szkoły, w której gościliśmy na spotkaniu z dziećmi powiedział, że dziś to nie Nieciecza leży koło Tarnowa, ale Tarnów koło Niecieczy. Tak futbol zmienia geografię. Swoją drogą życzę kilku klubom z dużych ośrodków podobnego zaangażowania właścicieli, jakiego doświadczamy w Bruk-Becie Termalice. Państwo Witkowscy wykładają ogromne pieniądze na funkcjonowanie klubu, poświęcają swój czas, który przecież w głównej mierze nastawiony być musi na biznes, mają wizję rozwoju klubu i to jest imponujące.

Ale historia pokazuje, że trudno jest tworzyć wielki futbol w małych ośrodkach. Nie ma zatem przymiarek, by przenieść ekstraklasową drużynę do miasta?

 - Gdyby właściciele chcieli to zrobić, dawno by to zrobili.

(…)

Po 13 latach żal było odchodzić z Ruchu?

 - Na pewno. Trafiłem na Cichą z Hetmana Katowice, klubu między innymi Marka Koniarka czy Edwarda Szymkowiaka, jako dwunastolatek, przeżyłem więc tam wiele, można powiedzieć, że szmat czasu. A jednak w pewnym momencie uznano, że jestem za słaby. Na cztery lata wysłano mnie na wypożyczenie do GKS Tychy. To nie był zły okres. Okrzepłem w Tychach, poobijałem się o dobrych zawodników, takich jak Paweł Pęczak, Krzysiek Bizacki czy Mariusz Masternak. To pomogło wrócić i zagrać w ekstraklasie. Jeśli mam żal do Ruchu, chyba o to, że przez te cztery lata ani razu nie otrzymałem propozycji w stylu: wpadnij do nas na trening, zagraj w sparingu, zobaczymy jak wyglądasz… W końcu mnie ściągnęli do siebie z powrotem, ale nie ma co ukrywać, że złożyło się na to wiele okoliczności, między innymi ciążący na klubie zakaz transferowy.

A nie byłeś zaskoczony, że ten sam Ruch nie przedłużył z tobą kontraktu półtora roku temu?

 - Trochę na pewno. Tak wyszło – Ruch nie złożył mi oferty i tyle. Bardziej było mi przykro, gdy czytałem w prasie, że za przedłużenie umowy żądam czterokrotnej podwyżki, chcę być liderem listy płac w Chorzowie, itd… Co prawda kilka godzin po publikacji artykułu autor zadzwonił do mnie z wyjaśnieniami, ale zupa się wylała. Nasłuchałem się od kibiców, że sufit Babiarzowi na głowę spadł. Nie było to fajne.

(...)

Rozmawiał Zbigniew Mucha

Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

ZOBACZ WIDEO Lewandowski skrzywdzony podczas Złotej Piłki?

Komentarze (0)