Izabela Kuś: Do szatni nigdy nie wchodzę w spódnicy

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Zdarza się, że piłkarze bądź prezesi mówią, że nie chcą rozmawiać z konkretnymi dziennikarzami bądź redakcjami?

- Tak, jak w każdym zespole, ale ostatnio coraz mniej jest takich przypadków. Nie będę mówiła, o kogo konkretnie chodzi, ale kiedy trafiłam do Legii, jeden zawodnik nie rozmawiał nigdy z pewnym tytułem. Raz w żartach powiedziałam mu, że ma wywiad z dziennikarzem właśnie tej redakcji. Zdenerwował się, prosił mnie przecież, żeby go z tą redakcją nie umawiać. Przyznałam się oczywiście do żartu i spytałam, dlaczego jest tak na nich cięty. Odpowiedział, że każdy piłkarz miał jakąś redakcję, z którą nie rozmawia, więc on sobie po prostu tę wybrał, bo była wolna.

Który z piłkarzy Legii najchętniej staje przed kamerą?

- Kiedyś Aleksandar Prijović powiedział w żartach, że jest tak przystojny, że może zawsze udzielać wywiadów, bo dzięki temu świetnie reprezentuje klub. I właśnie chyba "Prijo" udziela wywiadów najchętniej. "Niko" też nie pamiętam, by zdarzyło mu się odmówić. Natomiast gdy do klubu wpływa 10 zapytań o rozmowy z konkretnym zawodnikiem i piłkarz udzieli tych 10 wywiadów, musimy trochę odczekać przed kolejnymi, bo mija się z celem publikacja takiej liczby rozmów w krótkim okresie. Nie mamy wystarczającej ilości czasu, żeby móc zgodzić się na wszystkie prośby, a i słowa piłkarza się w ten sposób dewaluują. Wiem, że czasem media mówią, że legioniści lubią stroić fochy, "gwiazdorzyć". Nie mogę się zgodzić, bo choćby podczas przygody z Ligą Mistrzów robiliśmy 1000 procent więcej niż na przykład piłkarze Realu Madryt, Borussii czy Sportingu. Przed startem LM uczestniczyłam w szkoleniu dla media officerów, pokazywano tam statystyki, ilu zawodników chodzi średnio do strefy flash, wywiadów. W wielkich klubach średnio jest dwóch, którzy się zatrzymają. U nas chodziła cała drużyna.

Podobno Legia dostała nawet z UEFA wiadomość z pochwałami za organizację meczów w Lidze Mistrzów.

- Wraz z ostatnim gwizdkiem meczu w Lidze Mistrzów każda telewizja daje mi na kartce listę zawodników, których chcą mieć przed kamerą. Na przykład po spotkaniu w Madrycie dostałam zamówienie od sześciu różnych telewizji na kilku różnych zawodników dla każdej z nich. Muszę na szybko układać te puzzle. Pojawia się wtedy presja czasu, emocje, pewne rzeczy robi się w biegu. Podobna sytuacja miała miejsce po pierwszym spotkaniu, przegranym 0:6 z Borussią. Czy myślicie panowie, że wtedy łatwo piłkarzom stanąć przed kamerą? Wszyscy byli załamani, media i kamery to ostatnie rzeczy, o których myśleli, ale wszystko odbyło się profesjonalnie, bez zakłóceń. Za to właśnie dostaliśmy gratulacje od szefa odpowiedniej komórki UEFA, zajmującej się kwestiami medialnymi. Był pełen podziwu naszego profesjonalizmu, jakim wykazaliśmy się pomimo tak trudnego wyniku.

Niedawno mówiła pani, że gdy lataliście na mecze na Wschód, tamtejsze kluby robiły wszystko, żeby sprawić na was dobre wrażenie. Chciały koniecznie pokazać, że prezentują europejskie standardy. Gdy byliście w Madrycie czy Dortmundzie nie czuliście wyższości pracowników tamtejszych klubów?

- Byłam niezwykle zaskoczona, jak potraktowano nas w Madrycie. Tam możesz się poczuć jak w domu. Największą tremę miałam właśnie przed meczem na Santiago Bernabeu. Zależało mi, i chyba nam wszystkim w Legii, żeby się dobrze zaprezentować. Zostaliśmy przyjęci, jakbyśmy pojechali do znajomych. Sam Florentino Perez po meczu zszedł w okolice szatni, wyściskał wszystkich, jakby ich znał od zawsze. W Dortmundzie było trochę inaczej, pewnie dlatego, że Niemcy mają inny temperament. Oni byli bardziej zaskoczeni tym, co zobaczyli w Warszawie.

Spodziewali się trzeciego świata.

- Być może. Zobaczyli jednak profesjonalizm, który w żaden sposób nie odbiegał od innych klubów z Champions League.

A gwiazdy Realu?

- Po około godzinie po meczu w Madrycie szłam w stronę sali konferencyjnej i zobaczyłam, że media officer Realu niemal na siłę ściąga Cristiano Ronaldo do strefy wywiadów, bo ukradkiem i bocznym wejściem uciekał już na parking do samochodu. Z kolei Gareth Bale zachowywał się zupełnie inaczej. Wytrwale stał przed kamerami, później jeszcze długo składał autografy i pozował do zdjęć z kibicami. W Warszawie był jedynym zawodnikiem, który poświęcił czas dziennikarzom. Zaimponował mi tą cierpliwością.

Dzięki Lidze Mistrzów najlepszych piłkarzy na świecie miała pani na wyciągnięcie ręki. Wiele osób dałoby się pokroić za taką możliwość.

- Jakiś czas temu byliśmy w Turcji na obozie przygotowawczym, w tym samym hotelu mieszkali piłkarze Galatasaray. To był zespół z Ligi Mistrzów, nam jeszcze wtedy to imponowało. Każdy chciał mieć zdjęcie z ich najlepszymi piłkarzami, ale z drugiej strony proszę sobie wyobrazić, że dwa lata później wpadlibyśmy z "Galatą" do jednej grupy Ligi Mistrzów. Pamiętaliby nas nie jako drużynę piłkarską, a ludzi, którzy prosili ich o zdjęcia. Cristiano Ronaldo nie traktuję jak celebrytę, z którym zrobiłabym sobie zdjęcie. Podchodzę do tych kwestii bardzo spokojnie, profesjonalnie. Przed meczem z Realem zadzwonił do mnie tata i spytał: - Masz już zdjęcie z Zinedine'm Zidane'm? Gdy mu odpowiedziałam, że nie, pochwalił mnie, bo mam przecież swojego trenera. I ma rację. Koszulki mam dwie - jedną dał mi Artur Jędrzejczyk, drugą - Nemanja Nikolić. Zrobili to w ramach odwdzięczenia się z własnej inicjatywy za codzienną pomoc. Dlatego są dla mnie tak cenne.

Organizacja meczów w Lidze Mistrzów różni się od Ligi Europy?

- Zainteresowanie mediów jest przede wszystkim o wiele większe. Normalnie wpływa do nas od 50 do 100 wniosków fotoreporterskich na mecz. Przed meczem z Realem dostaliśmy cztery razy więcej. To samo z akredytacjami prasowymi. Dostaliśmy 800 wniosków, przy czym ludzie nie zdają sobie sprawy, że przed sezonem mieliśmy wizytację z UEFA i jeśli zgłosiliśmy trybunę prasową na 150 osób, nie mogło na nią nagle wejść 300 osób. Na takie zainteresowanie wpływ miało także zamknięcie trybun. Wiele osób szukało możliwości podczepienia się pod media, aby móc obejrzeć spotkanie na żywo i ja też to rozumiem.

Najdziwniejszy wniosek, który wtedy do pani wpłynął?

- Nikogo nie chcę urazić, bo wiem, że ludzie traktują to jak swoją pasję, ale na przykład otrzymaliśmy wniosek od fanpage'a Realu Madryt, który w tamtym czasie miał około 50 like’ów. Gdy odmówiliśmy udzielenia akredytacji, pan zadzwonił do mnie i przez pół godziny musiałam słuchać, że dzielę dziennikarzy na dobrych i złych.

Który kryzys był dla pani najtrudniejszy do opanowania? Afera z Celtikiem? Zamknięty stadion na mecz z Realem?

- Myślę, że zamknięta trybuna na mecz ze Steauą, bo to była pierwsza taka kryzysowa sytuacja, która bezpośrednio mnie dotknęła po rozpoczęciu pracy jako rzecznik. Jednocześnie cały czas dzwoniły telefon służbowy, prywatny i stacjonarny na biurku. Dziennikarze, żalący się kibice, fani mający receptę na rozwiązanie kryzysu, inni pracownicy klubu, do tego znajomi, rodzina. Urwanie głowy, a do tego bardzo trudna sytuacja.

Dużo odbiera pani telefonów od kibiców?

- Mój numer jest podany na stronie internetowej, więc z kibicami rozmawiam często. Dzwonią w najróżniejszych sprawach, ale najczęściej w trakcie okienka transferowego. Proszą wtedy o przekazanie szefom klubu ich rad, kogo klub powinien sprzedać, a kogo kupić. Dziennie otrzymuję kilkadziesiąt próśb od kibiców w różnych sprawach, przede wszystkim o autografy, koszulki czy inne gadżety.

Czy Legia Warszawa zdobędzie w sezonie 2016-17 mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×