Izabela Kuś: Do szatni nigdy nie wchodzę w spódnicy

- Piłkarze drużyn przyjezdnych, widząc mnie elegancko ubraną, w szpilkach i czerwonej szmince, czasem wysyłają wulgarne spojrzenia, ale totalnie to lekceważę - mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty Izabela Kuś, rzecznik Legii Warszawa.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Newspix / MARCIN SZYMCZYK

WP SportoweFakty: Gdy udzielała pani w przeszłości wywiadów na temat pracy, które pytania irytowały najbardziej? Te o propozycje matrymonialne?

Izabela Kuś: Nie, jest coś bardziej irytującego. Co?

- Na początku każdej rozmowy padało pytanie, czy wchodzę do szatni piłkarzy. Jeśli ktoś jest profesjonalistą, musi do takich zabobonów podchodzić z dystansem.

To jak, wchodzi pani?

- Do pomieszczenia, w którym przebierają się piłkarze - bo kibice właśnie tak sobie wyobrażają szatnię - nie wchodzę. Do całego kompleksu szatni I zespołu muszę wchodzić, bez tego nie mogłabym wykonywać obowiązków. Główną część szatni traktuję jednak jak świętość. Tak samo jest z klubowym autokarem. Na mecze jeżdżę samochodem, ale raz zdarzyło się mi się jechać z drużyną. Mogę żartobliwie powiedzieć, że czułam się przez całą drogę, jakby siedzenie parzyło mnie w tyłek. Szatnia i autokar to miejsca dla mnie tak intymne, kryjące tak wiele tajemnic drużyny, że nie wyobrażam sobie, żeby w nie wkraczać. Nie chodzi o zabobony. Wiadomo też, co stało się przed dwoma laty, Marta Ostrowska przełamała stereotypy, tylko cała historia z Celtikiem niestety odświeżyła przesądy.

Miejmy to już z głowy. Kiedykolwiek piłkarz albo trener panią podrywał?

- Tak!

ZOBACZ WIDEO Jerzy Dudek: To najlepszy rok reprezentacji po '82
Serio?

- No jasne, przecież mój przyszły mąż jest trenerem i poderwał mnie w czasach, gdy pracował w Legii Warszawa... A już tak zupełnie poważnie, bo wiem, o co chodzi: jestem naprawdę szczęśliwa i dumna, że gdy wchodzę w okolice szatni, nie ma żadnych głupich żartów, przekraczania granic. Zawodnicy Legii traktują mnie jak kumpelkę z pracy, a ja ich traktuję w ten sam sposób. Ale piłkarze drużyn przyjezdnych, widząc mnie elegancko ubraną, w szpilkach i czerwonej szmince czasem wysyłają wulgarne spojrzenia.

Często się to zdarza?

- Czasem, jakieś puszczanie oczka, tego typu sprawy, ale totalnie to lekceważę.

Przekraczania granicy z ich strony nigdy nie było?

- Nie, na szczęście nie było.

Gdy w dzień meczowy ubiera się pani w domu, stoi przed lustrem, rezygnuje pani czasem z założenia konkretnej sukienki, bo jest zbyt wyzywająca?

- Zwracam na to uwagę i czasem przed wyjściem z domu zmieniam strój, bo nie czuję się komfortowo. Mam też przyzwyczajenie, że nie wchodzę do szatni piłkarzy w spódnicy, zawsze w spodniach. To się dzieje podświadomie, sama nie chcę nikogo prowokować. Dbam o swoją figurę, często chodzę na siłownię czy inne zajęcia fitness, czasami z tego żartuję i słyszę komplementy, ale to wszystko dzieje się w ramach zwykłych, koleżeńskich żartów. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś kryje za takimi słowami drugie dno. Nie zdarzyło się nigdy, żeby w noc przed meczem wyjazdowym, gdy wszyscy jesteśmy w jednym hotelu, ktoś pisał mi wiadomości w stylu: "ale dzisiaj miałaś szpilki!" albo po prostu "śpisz już?".

Z zawodnikami dogaduje się pani znakomicie, pewnego razu Jakub Kosecki chciał się nawet o panią pobić.

- Piłkarz Jagiellonii, schodząc z boiska, kopnął statyw na mikrofon, który niefortunnie uderzył mnie w nogi. Powstało zmieszanie, zawodnicy skoczyli sobie do gardeł, sama nie wiedziałam, jak zareagować. Podbiegł Kuba Kosecki, spytał, kto mnie uderzył. W emocjach odpowiedziałam, że nie wiem dokładnie, "ten z długimi włosami". Dlatego gdy "Kosa" pobiegł do szatni gości, krzyczał: "Dajcie mi tego z długimi włosami!", a sam nie wiedział, o kogo konkretnie chodziło.

Co jest najtrudniejsze w pani robocie?

- Emocje. Nie potrafię podchodzić do pewnych rzeczy na chłodno, bo jestem oddana klubowi, również jako kibic. Poza tym praca rzecznika prasowego absorbuje w stu procentach, nie ma czegoś takiego jak czas w całości dla siebie. Prosty przykład: ostatnio uczęszczałam na nauki przedmałżeńskie. Słuchałam księdza i jednocześnie czytałam SMS-y od dziennikarza, który prosił mnie, abym autoryzowała wywiad, bo muszą oddać gazetę do druku. W takiej sytuacji jednym okiem patrzysz na księdza, drugim czytasz wywiad na komórce pod torebką. Mam nadzieję, że ksiądz tego nie przeczyta!

Z powodu zamieszania wokół Marty Ostrowskiej miała pani później pod górkę? Baba, czyli będą problemy.

- Afera z Celtikiem podłamała mnie psychicznie jako pracownika klubu, ale nie czułam, żebym miała pod górkę ze względu na płeć, bo nie miałam na tamtą sytuację żadnego wpływu. Nigdy nie odczułam, że ktokolwiek w klubie mógłby myśleć w przedstawiony przez panów sposób. Powiem więcej, często w wielu nagłych sytuacjach inni pracownicy proszą mnie o pomoc właśnie dlatego, że jestem kobietą. Przykład: na pół godziny przed spotkaniem marketingowym wypada z jakiegoś powodu jeden z piłkarzy. Na szybko trzeba zorganizować zastępstwo. Kto to robi? Ja, bo nie chodzi nawet o sam dobry kontakt, ale dziewczynie najzwyczajniej w świecie trudniej odmówić pomocy.

Ma pani na nich aż takie przełożenie?

- Staram się ich rozumieć, nie kłócę się. Ludzie nie zdają sobie nawet sprawy, jak dużo piłkarze mają różnych obowiązków, szczególnie w okresie przedświątecznym. Nie dość, że kończyli rundę, wciąż byli w rytmie meczowym, to do klubu wpływała regularnie gigantyczna liczba próśb o autografy, piłki, koszulki, wywiady. Już nie tylko z Polski, ale i całej Europy. Gdy pomyślę sobie, ile oni mają dodatkowych telefonów i próśb do spełnienia, szanuję, że z takim zrozumieniem i cierpliwością podchodzili do wszelkich aktywności w ostatnich tygodniach.

Macie jednak w drużynie piłkarzy sprawiających wrażenie, że każda nadprogramowa aktywność, choćby konieczność udzielenia wywiadu, wzbudza w nich depresyjne zachowania.

- W każdej większej grupie znajdą się osoby, dla których stanięcie przed kamerą jest wyzwaniem, krępuje.. Tacy zawodnicy mówią mi czasem, że chcieliby się tej sztuki nauczyć, podszkolić, proszą o radę. Nie chcę mówić konkretnie, o kogo chodzi. Często również ze względu na ogromne emocje, zdarza się, że po meczu proszę jakiegoś gracza o podejście do kamery, a on mi z różnych względów odmawia. Wtedy zaczynają się targi, negocjacje. Ważne, żeby zawodnik wiedział, że musi pozostać profesjonalistą i był świadomy, że w ten sposób również buduje swój pozytywny wizerunek.

Zorganizowała im pani specjalne warsztaty? Doradzała, kiedy muszą mówić, że "dali z siebie wszystko", a kiedy, że "muszą wyciągnąć wnioski"?

- Zawsze jestem do ich dyspozycji, służę radą i pomocą. Co do gotowych formułek - wy też ich nieświadomie używacie przeprowadzając wywiady. Może to wynikać z tego, że piłkarz udzielając czwartego czy piątego wywiadu w krótkim odstępie czasu, odpowiada w taki sam sposób. Rzeczywiście istnieją pewne utarte formułki, z których zawodnicy często korzystają. W naszym pokoju na stadionie Legii mieliśmy kiedyś wypisane dla żartu gotowe odpowiedzi, jakich piłkarze mogliby udzielać po porażce bądź zwycięstwie. Czasem żartowaliśmy z kolegami z redakcji, że nie trzeba iść do strefy mieszanej, by wiedzieć, jakie padną odpowiedzi.

Czy Legia Warszawa zdobędzie w sezonie 2016-17 mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×