Piłkarze z Sanoka chcą sprawić niespodziankę

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że zawodnicy czwartoligowej Stali Sanok wyjeżdżali ze stolicy rozczarowani po porażce 1:3 z Legią. Mimo wszystko pozostawili po sobie dobre wrażenie i zapowiadają walkę w rewanżu.

W tym artykule dowiesz się o:

- Nie jesteśmy bez szans. Tym bardziej, jeśli Legia znów zagra tak bezbarwnie - stwierdza Michał Zajdel, pomocnik Stali, który z powodu kontuzji nie zagrał w Warszawie. Jego opinię podzielają wszyscy zawodnicy z Sanoka. - Okazuje się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Mimo porażki w autokarze było wesoło, powoli do nas docierało, że przeciwstawiliśmy się wielkiej Legii na oczach całej Polski. Najczęściej rozmawialiśmy na temat sytuacji Fabiana Pańki, który trafił w słupek. Byłoby wtedy 2:2 i tego remisu nie wypuścilibyśmy z rąk. Trener Jan Urban z przekonaniem mówi, że jego drużyna awansuje do półfinału. Ja bym taki pewny nie był. Potrafimy być groźni na własnym boisku, w tym sezonie przekonał się o tym Widzew Łódź czy Podbeskidzie Bielsko-Biała - przekonuje z kolei kapitan Sanoczan Marek Węgrzyn.

Dla graczy, którzy na co dzień grają na czwartoligowych boiskach, sama wizyta na stadionie przy ul. Łazienkowskiej była nie lada wydarzeniem. Legioniści obiecali nawet, że po meczu w Sanoku ofiarują rywalom koszulki. Zadowoleni byli też działacze Stali, którzy na trybunach spotkali nawet selekcjonera reprezentacji Polski Leo Beenhakkera, z którym udało się im zrobić pamiątkowe zdjęcia.

Drużyna dotarła do Sanoka o siódmej rano i w środę piłkarze mieli dzień wolny od pracy. Wspomniany Fabian Pańko nie musiał spieszyć się na stację benzynową, w której pracuje, Paweł Kosiba do Urzędu Miasta, a Mariusz Sumara do gimnazjum w Trepczy. Wszyscy dumnie spacerowali ulicami miasta i odbierali gratulacje od mieszkańców. - Legia, nie Legia, czas wrócić do rzeczywistości. Dla nas najważniejsza jest liga - zauważa prezes klubu Józef Konieczny.

Komentarze (0)