Niespełna rok temu właściciel Dyskobolii Zbigniew Drzymała chciał przenieść swój klub do większego miasta, gdzie na mecze będzie przychodziła masa kibiców. Wybór padł właśnie na Wrocław i perspektywa fuzji stała się bardzo realna. Nowy zespół miałby występować pod nazwą "Śląsk", a gracze "starego" Śląska z małymi wyjątkami mieliby szukać sobie nowych pracodawców. Na przeszkodzie stanęły jednak pieniądze. Wrocławianie musieliby zapłacić za całą operację około 40 milionów złotych, bo właśnie na tyle Drzymała wycenił udziały w spółce. Piłkarze z ul. Oporowskiej usłyszeli wówczas, że do niczego się nie nadają i nie mają miejsca w nowej drużynie. - Prawie całkowita wymiana kadry to konieczność. Od co najmniej pięciu lat nie zdarzyło się, żeby do ekstraklasy awansował tak słaby piłkarsko zespół jak wrocławianie - grzmiał rzecznik Dyskobolii Jerzy Pięta. We Wrocławiu zrobiło się bardzo gorąco, a trener Ryszard Tarasiewicz spotkał się z radnymi miasta, które jest większościowym udziałowcem Śląska. "Taraś" zadeklarował, że jest w stanie stworzyć drużynę, która z powodzeniem będzie rywalizować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Rzeczywiście szkoleniowiec dostał pieniądze na transfery i ściągnął w sumie sześciu piłkarzy za około 4 miliony złotych.
Wystarczy spojrzeć na tabelę ligową po dwudziestu kolejkach, by przekonać się, że tamte decyzje okazały się strzałem w dziesiątkę. Śląsk jest piąty, wciąż ma szanse na udział w europejskich pucharach, a do Polonii traci tylko jeden punkt. To właśnie właściciel Czarnych Koszul Józef Wojciechowski odkupił akcje od Drzymały.
- Nigdy nie ukrywałem, że fuzja Śląska z Dyskobolią była bardzo złym pomysłem. Nie pozwalam jednak moim piłkarzom myśleć o tym, że jest to szczególnie ważny mecz. Jest tak samo ważny, jak każdy inny. Wciąż walczymy o puchary. Jeśli któryś zawodnik powie mi, że do tych zawodów podchodzi z dodatkowym zaangażowaniem, to znaczy, że oszukuje mnie w innych meczach. Oczekuję, że w każdym spotkaniu zawodnicy będą grali na maksa. U mnie nie ma miejsca na minimalizm. Ani na myślenie w kategoriach "skoro zrobiliśmy już plan minimum, czyli utrzymanie, to możemy wrzucić na luz". Luzu nie będzie. Mamy realne szanse na awans do europejskich rozgrywek i musimy ją wykorzystać. Między innymi kosztem naszego sobotniego rywala, którego trzeba pokonać - przekonuje Tarasiewicz.
Szkoleniowiec wrocławian ma sporo problemów przed konfrontacją z Polonią. Wciąż nie wiadomo, czy partnerem Sebastiana Mili w środku pomocy będzie Antoni Łukasiewicz, który naderwał mięsień dwugłowy. W kadrze na ten mecz na pewno zabraknie Dariusza Sztylki i Sebastiana Dudka. Ten pierwszy jeszcze nawet nie trenuje w zespołem, a drugi potrzebuje trochę czasu na dojście do zdrowia.
Dobrym znakiem okazuje się obecność w składzie gości Jarosława Laty, który mierzył się ze Śląskiem jeszcze jako piłkarz Widzewa oraz Radomska. - Nie mam szczęścia do ekipy z Oporowskiej, bo za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do Wrocławia, to przegrywam. Liczę, że w końcu uda się zdobyć punkt - mówi gracz stołecznej drużyny.