Piłkarze Śląska mają coś do udowodnienia

Przegląd Sportowy pisze, że w sobotnim meczu Śląska Wrocław z Polonią Warszawa piłkarze gospodarzy będą walczyć o coś więcej, niż tylko trzy punkty. Beniaminek piłkarskiej ekstraklasy latem miał zostać połączony z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski, ale ostatecznie to Polonia poddała się fuzji.

Michał Gąsior
Michał Gąsior

Niespełna rok temu właściciel Dyskobolii Zbigniew Drzymała chciał przenieść swój klub do większego miasta, gdzie na mecze będzie przychodziła masa kibiców. Wybór padł właśnie na Wrocław i perspektywa fuzji stała się bardzo realna. Nowy zespół miałby występować pod nazwą "Śląsk", a gracze "starego" Śląska z małymi wyjątkami mieliby szukać sobie nowych pracodawców. Na przeszkodzie stanęły jednak pieniądze. Wrocławianie musieliby zapłacić za całą operację około 40 milionów złotych, bo właśnie na tyle Drzymała wycenił udziały w spółce. Piłkarze z ul. Oporowskiej usłyszeli wówczas, że do niczego się nie nadają i nie mają miejsca w nowej drużynie. - Prawie całkowita wymiana kadry to konieczność. Od co najmniej pięciu lat nie zdarzyło się, żeby do ekstraklasy awansował tak słaby piłkarsko zespół jak wrocławianie - grzmiał rzecznik Dyskobolii Jerzy Pięta. We Wrocławiu zrobiło się bardzo gorąco, a trener Ryszard Tarasiewicz spotkał się z radnymi miasta, które jest większościowym udziałowcem Śląska. "Taraś" zadeklarował, że jest w stanie stworzyć drużynę, która z powodzeniem będzie rywalizować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Rzeczywiście szkoleniowiec dostał pieniądze na transfery i ściągnął w sumie sześciu piłkarzy za około 4 miliony złotych.

Wystarczy spojrzeć na tabelę ligową po dwudziestu kolejkach, by przekonać się, że tamte decyzje okazały się strzałem w dziesiątkę. Śląsk jest piąty, wciąż ma szanse na udział w europejskich pucharach, a do Polonii traci tylko jeden punkt. To właśnie właściciel Czarnych Koszul Józef Wojciechowski odkupił akcje od Drzymały.

- Nigdy nie ukrywałem, że fuzja Śląska z Dyskobolią była bardzo złym pomysłem. Nie pozwalam jednak moim piłkarzom myśleć o tym, że jest to szczególnie ważny mecz. Jest tak samo ważny, jak każdy inny. Wciąż walczymy o puchary. Jeśli któryś zawodnik powie mi, że do tych zawodów podchodzi z dodatkowym zaangażowaniem, to znaczy, że oszukuje mnie w innych meczach. Oczekuję, że w każdym spotkaniu zawodnicy będą grali na maksa. U mnie nie ma miejsca na minimalizm. Ani na myślenie w kategoriach "skoro zrobiliśmy już plan minimum, czyli utrzymanie, to możemy wrzucić na luz". Luzu nie będzie. Mamy realne szanse na awans do europejskich rozgrywek i musimy ją wykorzystać. Między innymi kosztem naszego sobotniego rywala, którego trzeba pokonać - przekonuje Tarasiewicz.

Szkoleniowiec wrocławian ma sporo problemów przed konfrontacją z Polonią. Wciąż nie wiadomo, czy partnerem Sebastiana Mili w środku pomocy będzie Antoni Łukasiewicz, który naderwał mięsień dwugłowy. W kadrze na ten mecz na pewno zabraknie Dariusza Sztylki i Sebastiana Dudka. Ten pierwszy jeszcze nawet nie trenuje w zespołem, a drugi potrzebuje trochę czasu na dojście do zdrowia.

Dobrym znakiem okazuje się obecność w składzie gości Jarosława Laty, który mierzył się ze Śląskiem jeszcze jako piłkarz Widzewa oraz Radomska. - Nie mam szczęścia do ekipy z Oporowskiej, bo za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do Wrocławia, to przegrywam. Liczę, że w końcu uda się zdobyć punkt - mówi gracz stołecznej drużyny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×