Życie po życiu Waldemara Piątka, który przez jedenaście lat walczył z wyniszczającą chorobą

Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT/NEWSPIX.PL
Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT/NEWSPIX.PL

- Przeżyłem załamanie, odszedłem od futbolu, a za każdym razem, gdy próbowałem wrócić, kończyło się to łzami. Jedenaście lat trwała walka Waldemara Piątka z wyniszczającym wirusowym zapaleniem wątroby typu C.

- Byliśmy akurat przed meczem w Krakowie. Na rozgrzewce zaczął się mocno pocić, źle się poczuł. Nie zagrał wtedy - opowiada nam Piotr Reiss, kolega z czasów tamtego Lecha Poznań. To był kwiecień 2004 roku. Skierowano go na badania. Jedne, drugie, kolejne... Diagnoza brzmiała jak wyrok. Waldemar Piątek w wieku zaledwie 26 lat, będąc u szczytu formy musiał rzucić futbol.

Krzysztof Kotorowski, wtedy rywal Piątka do miejsca w bramce wspominał: - Pamiętam ten moment. Początkowo myśleliśmy, że to coś łagodniejszego, ale po kilku mocniejszych treningach organizm zaczął mu odmawiać posłuszeństwa. Ciężko się z czymś takim pogodzić. Gdybym był na jego miejscu, mój świat też pewnie stanąłby na głowie.

Świat stanął na głowie

Piłkarska Polska poznała go w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, z którego trafił do Lecha Poznań. To w nim odniósł swoje największe sukcesy (pamiętny Puchar i Superpuchar Polski w 2004 roku, wywalczony z drużyną prowadzoną przez Czesława Michniewicza), zapracował też na powołanie do kadry i pojechał z nią na zgrupowanie w USA. Był świetny.

Wspomina Piotr Reiss: - Nie miał jak na bramkarza bardzo dobrych warunków fizycznych, za to był wtedy chyba najlepszy na swojej pozycji, jeśli chodzi o grę nogami. Niedobór wzrostu też nadrabiał zwinnością, bardzo dobrą grą na przedpolu. Był znakomitym bramkarzem.

Konsekwencją wirusowego zapalenia wątroby typu C może być marskość wątroby, a nawet rak.

- Zareagowałem na tę diagnozę jak małe dziecko. Zabrano mi zabawkę, która dawała największą przyjemność. Pojawiła się ogromna złość, że już nie mogę grać w piłkę. Jak chyba każdy, kto dowiaduje się o chorobie, przeżyłem załamanie. Trwało to dwa, nawet trzy lata, w trakcie których praktycznie odszedłem od futbolu. Za każdym razem, gdy próbowałem wrócić na stadion, kończyło się to łzami - wspominał w marcu ubiegłego roku.

- Mieliśmy wtedy zgraną paczkę. Wszyscy z nim byliśmy, staraliśmy się go wspierać. Zorganizowaliśmy mecz charytatywny na jego leczenie - wspomina Reiss.

On sam chował się przed znajomymi, chował się przed życiem. - Koledzy próbowali mnie pocieszać, ale to nie było łatwe. Telefonowali, przyjeżdżali do szpitala, tyle że moja reakcja była taka, że się po prostu chowałem. Nawet kapelan Lecha miał problem, żeby do mnie dotrzeć - opowiadał.

ZOBACZ WIDEO Ekipa Bereszyńskiego pokonuje drużynę Szczęsnego. Zobacz skrót meczu Sampdoria - AS Roma [ZDJĘCIA ELEVEN]

Aż chce się żyć!

Rok po roku, siłami własnymi i z pomocą ludzi dobrej woli Waldemar Piątek toczył jednak walkę z wyniszczającą chorobą. Z pomocną dłonią wiosną ubiegłego roku przyszedł Lech Poznań, który pomógł swojemu byłemu piłkarzowi zebrać ponad 50 tys. zł potrzebnych na zastosowanie terapii bezinterferonowej. To nieinwazyjna metoda leczenia (nie wymaga np. biopsji), która przede wszystkim pozbawiona jest skutków ubocznych. Pieniądze pozyskano ze sprzedaży biletów na jeden z meczów ligowych (na pomoc dla Piątka przeznaczano 5 zł z każdej wejściówki), a także z różnego rodzaju aukcji.

Akcja "Piątka dla Piątka" przebiegła znakomicie, piłkarz zgromadził niezbędne środki i mógł się poddać kuracji tabletkowej. W sierpniu ubiegłego roku poinformował, że wirusowe zapalenie wątroby typu C to już historia.

- Czuję się wyspany, po treningach nie odczuwam zmęczenia. Inaczej postrzegam świat, jestem nastawiony pozytywnie. Mam dużo uśmiechu na twarzy. Teraz chce się żyć. Mam zdecydowanie więcej siły i jestem szczęśliwy - mówił wtedy.

Bez celu nasze życie nie ma sensu

- Moje życie się przewartościowało. Poznałem kobietę, która dziś jest moją małżonką, mam dwójkę małych dzieci i to dla nich żyję. Z piłką też nie straciłem kontaktu, współpracuję z Polskim Związkiem Piłki Nożnej i zajmuję się bramkarzami w najmłodszych reprezentacjach. Mogę tylko podziękować, że mimo choroby dano mi taką możliwość - tak wyglądały jego próby normalnego funkcjonowania.

Łatwo jednak nie było. - Bez wsparcia nie ma motywacji, bez motywacji nie ma walki, bez walki nie ma wiary w siebie, bez wiary w siebie nie ma marzeń, bez marzeń nie ma celu, bez celu nasze życie nie ma sensu - mówił, z trudem powstrzymując łzy.

Koszmar wreszcie się skończył

Na szczęście dziś o 11-letniej gehennie Piątek może w końcu zapomnieć. Mówi nam teraz: - Dużo się ruszam, korzystam z basenu i siłowni. Równowagę psychiczną już odzyskałem. Aktualnie robię wszystko, by dojść do siebie pod względem fizycznym - przyznaje.

Wrócił też do korzeni. - Jestem trenerem V-ligowej Wisłoki Dębica - klubu, w którym zaczynałem przygodę z piłką. Pomagam ponadto w sztabie reprezentacji Polski U-15.

I znów cieszy się futbolem.

Komentarze (0)