Po prostu czekam na swoją szansę - rozmowa z Krzysztofem Gajtkowskim, piłkarzem Polonii Warszawa

Występ młodego Daniela Gołębiewskiego od pierwszych minut w meczu Śląska Wrocław z Polonią Warszawa był sporym zaskoczeniem. Piłkarz już w 4. minucie został ukarany żółtym kartonikiem. Mimo wszystko gracze ze stolicy wygrali spotkanie. - Nie czuję się słabszy od nikogo - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl napastnik Czarnych Koszul Krzysztof Gajtkowski.

Artur Długosz: Wszedł pan dopiero w końcówce spotkania, ale swój udział w zwycięstwie pan ma. Jak pan oceni sobotni mecz pomiędzy Śląskiem Wrocław a Polonią Warszawa?

Krzysztof Gajtkowski: Odnieśliśmy szczęśliwe zwycięstwo, choć wydaje się, że zasłużone.

Nie denerwuje pana to, że dostaje pan szansę w ostatnich minutach spotkania, a w pierwszej jedenastce pojawia się młody Daniel Gołębiewski?

- Z pewnością tak... niektórych ponosi. Trener chciał spróbować czy młodzi zawodnicy się nadają. Jak było widać, to każdy widział.

Jak pan oceni występ swojego konkurenta?

- Chłopak jest młody, stremowany, ale ambitny. Wydaje mi się, że to jednak chyba zbyt wysokie progi dla tego zawodnika. Kiedyś jak się przychodziło to pierwszej drużyny, to strzelało się w rezerwach w trzeciej czy czwartej lidze po dziesięć - piętnaście bramek i dopiero się wchodziło do pierwszej drużyny z ławki. A tu kolega... Ale takie jest życie. Trener Bogusław Kaczmarek niejednego młodego zawodnika wynalazł, na pewno trzeba się cieszyć, że próbuje dawać szanse młodym graczom.

Liczy pan w dalszym ciągu na grę w Polonii Warszawa?

- Z pewnością tak. Nie czuję się słabszy od nikogo. Liczę na grę w zespole.

Co według pana musi pan zrobić, aby zagrać w pierwszym składzie?

- To nie jest tak, że muszę coś udowodnić. Wydaje mi się, że dobrze się prezentuję. Wszystko zależy od trenera.

Sobie nie ma pan nic do zarzucenia?

- Sobie nie mam nic do zarzucenia. Tak się mówi, że nie strzela się bramek, ale szczerze powiedziawszy ile zagrałem? Też nie mamy mnóstwa sytuacji, że można powiedzieć, że jakiejś nie wykorzystałem albo coś w tym stylu. Po prostu czekam na swoją szansę.

Jeżeli dostanie pan taką szansę będzie się pan starał ją wykorzystać?

- Czy będę się starał? Na pewno, wie pan, do zawodnika z przodu należy, żeby bramki strzelał. Jeżeli będę miał sytuacje na pewno będę chciał je wykorzystywać, a nie jakoś lekceważyć albo coś w tym stylu.

Jakie było pana zadanie, gdy wchodził pan na boisko w końcówce meczu ze Śląskiem Wrocław?

- Przytrzymać piłkę, dać się sfaulować, żeby koledzy z tyłu odpoczęli.

Z jakimi nadziejami do Wrocławia jechali zawodnicy Polonii?

- Po trzy punkty.

Wierzyliście w zwycięstwo w stolicy Dolnego Śląska?

- Wierzyliśmy w to głęboko. Wygraliśmy mecz z Cracovią Kraków, nasze morale poszło trochę do góry. Przyjechaliśmy po komplet punktów.

Nie przechodziła przez was jednak myśl, że Śląsk jest niesamowicie groźnym zespołem na własnym boisku? Do tej pory przy Oporowskiej wygrał tylko Piast Gliwice...

- Nie wiem, czy to był może ich najsłabszy mecz czy nie, ale wrocławianie nic wielkiego nie pokazali.

Na pewno mieliście odprawę taktyczną, gdzie trener mówił wam co będzie kluczem do pokonania Śląska. Co miało być tym kluczem?

- Kluczem na pewno było nie dopuszczać Sebastiana Mili do zbyt łatwego podejścia pod piłkę, holowania jej, długich podań. Ogólnie mieliśmy skasować tego zawodnika.

To drugi już mecz z rzędu, gdzie zespół przeciwny wyłącza Sebastiana Milę i Śląsk nie odnosi zwycięstwa. Najpierw umiejętnie zrobili to gracze Odry Wodzisław, teraz wy. Czy to właśnie nie jest kluczem do pokonania drużyny z Wrocławia?

- Na pewno jest to zespół ambitny, ma niezłych zawodników. Nie mogą się tylko opierać na jednym zawodniku, na Sebastianie. Każdy trener wie, że tego gracza trzeba praktycznie skasować, żeby Śląsk nie grał. Nie może tak być. Śląsk musi mieć wielu graczy, którzy biorą piłkę i nie boją się grać. Można na nich liczyć. Wtedy będzie całkiem inna gra.

Nie na wyrost, nawet przed tą rundą, mówiło się, że zarówno Polonia i Śląsk mogą awansować do pucharów?

- Powiem panu, że teraz liga jest dość ciekawa, bo wszyscy mają szanse równorzędne.

Właśnie, kiedyś były drużyny z czołówki, które wygrywały w każdym meczu. Co się dzieje teraz takiego, że tak nie jest?

- We Wrocławiu tutaj niedaleko jest chyba prokuratura. Wiadomo już chyba prawda? Sędziowie dużo pomagali. Nie ma o czym więcej rozmawiać.

Grał pan kiedyś w Koronie Kielce. Kielczanie przegrywają teraz trzema bramkami ze Stalą Stalowa Wola...

- Tak, a Podbeskidzie zremisowało. Cały czas tam każda drużyna ma szanse. Wydaje mi się, że Korona ma jeden z lepszych składów, powinni spokojnie wejść do ekstraklasy.

Kto zostanie Mistrzem Polski?

- Polonia Warszawa.

Komentarze (0)