Pole, przez które przedzierali się nocą, było naszpikowane rozrywającymi ciało minami. Jeden zły ruch i można było pożegnać się z życiem. 19-letni Polak Jerzy Reising z grupą żołnierzy uciekali właśnie z nazistowskiej armii i próbowali dostać się do aliantów. Gdy dotarli do linii wojsk, skryli się za bunkrami. I nasłuchiwali. Usłyszeli, jak ktoś mówi po angielsku i polsku! To byli amerykańscy żołnierze, niektórzy polskiego pochodzenia. Udało się! Nastolatek uciekł Niemcom, którzy zastrzelili jego starszego brata. I pewnie zastrzeliliby jego, gdyby "dobrowolnie" nie dołączył do ich armii.
Jerzy Reising to dziadek szkockiego piłkarza Ziggy'ego Gordona, nowego 23-letniego prawego obrońcy Jagiellonii Białystok. - On jest dla mnie bohaterem - mówi zawodnik, który szczyci się tym, że ma dwa obywatelstwa. I nie ma wątpliwości, że gdyby kiedyś dostał powołanie do reprezentacji Polski, przyjąłby je bez wahania. - Nie odrzuciłbym takiej możliwości - stwierdza. A niesamowitej historii swojej rodziny do niedawna sam dobrze nie znał.
Brat dziadka rozstrzelany, dramatyczna decyzja rodziny
Reisingowie do Polski trafili w XVIII w. z Austrii. Tak mówi żyjąca babcia piłkarza - Joanna. Udało nam się do niej dotrzeć. Pradziadek Wojciech Reising osiedlił się w Przemyślu, tam w 1924 roku urodził się Jerzy, jako jeden z dziewięciorga rodzeństwa. Gdy pradziadek dostał pracę w Krotoszynie, rodzina przeniosła się do Wielkopolski. Stamtąd zostali wypędzeni przez Niemców. Trafili do Krakowa, gdzie mieli krewnych. Było gdzie spać.
ZOBACZ WIDEO Podsumowanie zimowego okna transferowego: Grosicki, Legia i Chińczycy
- Gdy zaczęła się wojna, młodzi mężczyźni z niemieckimi nazwiskami byli wcielani do armii. Wezwanie przyszło do Ryszarda, ale jego ojciec [który wcześniej odmówił podpisania volkslisty] poradził, żeby się ukrył - opisuje nam Joanna Reising. - Chował się z partyzantami kilka miesięcy, po czym został schwytany i trafił do Oświęcimia. Tam go zastrzelili, a rodzinie wysłali trochę prochów i list, że zmarł z przyczyn naturalnych. Krewny, który był z nim w obozie, widział jednak jak Niemcy do niego strzelali.
Gdy wezwanie przyszło do Jerzego, dziadka Ziggy’ego, rodzina podjęła dramatyczną decyzję. Postanowili, że bezpieczniej będzie, jeśli wstąpi do Wehrmachtu. Wysłano go na szkolenie gdzieś do dzisiejszych Czech, po trzech miesiącach trafił na front zachodni. To wówczas Jerzy wraz z grupą innych żołnierzy, głównie Ślązaków, postanowił Niemcom zwiać.
- Jerzy był dezerterem, więc zmienił nazwisko na Brzeski. Dołączył do polskiej armii, wysłano go do Włoch, aby tam ukończył szkołę - opowiada Joanna Reising.
Na stronie internetowej stankiewicze.com znajduje się lista żołnierzy 3 Dywizji Strzelców Karpackich walczącym m.in pod Monte Cassino. Widnieje na niej nazwisko Jerzy Reising ps. Jerzy Brzeski. Urodzony w 1924 roku, strzelec siódmego batalionu. Jak twierdzi żona, Jerzy nie brał udziału w walkach, bo gdy skończył akurat szkołę, to skończyła się wojna. - A po niej wyjechał do Wielkiej Brytanii. Trafił do polskiego uniwersytetu w Londynie. Potem został inżynierem chemii, pracował już w Szkocji - opowiada Joanna. To tam poznała swojego przyszłego męża.
Szach mat! Mówicie mi Ziggy
- W Szkocji urodziła się moja mama, Barbara - mówi Ziggy, który w dowodzie ma wpisane imiona Zygmunt Ian. Jego ojciec jest Szkotem. - Mieliśmy kontakt z naszą rodziną w Krakowie, do dziś obchodzimy tradycyjne polskie święta. Mniej więcej do dziesiątego roku życia chodziłem z siostrą do polskiej szkółki niedzielnej w Glasgow. Niestety zapomniałem już wszystkiego, czego mnie tam uczono, zwłaszcza języka. Zawsze jednak interesowała mnie Polska, kibicowałem waszej drużynie. Uwielbiam polskie jedzenie. Nie mogę się doczekać, gdy babcia zapowiada, że coś ugotuje - opowiada.
I dodaje, że ze swoich polskich korzeni jest dumny. Tak samo z naszego paszportu. - Mam nadzieję, że moja rodzina będzie ze mnie dumna - wyznaje.
Na kolejnej stronie: o tym jak znalazł się w szachu i musiał podjąć strategiczną dla swojego życia decyzję oraz czego żałuje w związku ze swoim dziadkiem - bohaterem.
[nextpage]
Ziggy (prosi aby tak się do niego zwracać) wcale nie musiał zostać piłkarzem. - On jest byłym szachowym mistrzem Szkocji! - mówi WP SportoweFakty szkocki dziennikarz Andrew McGilvray z "Daily Record". - W przeciwieństwie do wielu piłkarzy jest bardzo inteligentny - dodaje.
Faktycznie, Gordon tak umiejętnie manewrował wieżą, gońcami, królem, aż został mistrzem Szkocji do lat 13. W końcu sam znalazł się szachu, musiał wybrać, co chce w życiu robić. Postawił na futbol, tych dwóch sportów na poważnie na raz nie dało się uprawiać.
Rodząca się legenda Hamilton
Gdy miał 10 lat, zaczął treningi w jednej z najlepszych szkockich akademii, czyli Hamilton Academical. Zasłużył się dla tego klubu, rozegrał w nim 161 meczów, debiutował w szkockiej Premier League już w wieku 17 lat. Spadał z nim z Premier League i wracał z nim do elity.
- Traktowaliśmy go jak rodzącą się legendę klubu, oddanego piłkarza, który miał dobry kontakt z kibicami. U części fanów stracił jednak tę opinię, gdy przeszedł do Partick Thistle. Większość z nich jednak nadal uważa go za swojego - mówi nam Calvin Shaw, kibic Hamilton Academical.
To właśnie w Hamilton spotkało go na razie największe szczęście w karierze. Academical wygrali na wyjeździe z Celtikiem Glasgow 1:0, a Gordon był kapitanem. Do dziś jest za to wielkim fanem Celtiku.
W maju ubiegłego roku dziennik "The Scotsman" umieścił go na liście dwunastu najlepszych obrońców w Szkocji. Dwa miesiące później za blisko pół miliona funtów Gordon przeszedł do grającego w Glasgow klubu Partick Thistle. I tam również był podstawowym zawodnikiem.
- Bardzo solidny obrońca, który od czasu do czasu błysnął w ofensywie strzelając gola albo świetnie dośrodkowując - mówi Andrew McGilvray. I charakteryzuje dalej: - Dobrze czyta grę, dobrze odbiera piłkę i potrafi być zagrożeniem w ataku. Jedyny minus, jaki mi przychodzi do głowy, to brak szybkości.
Zdolny do wielkich rzeczy
Jagiellonia namierzyła go właśnie rok temu. Wówczas jednak Gordon nie zdecydował się jeszcze na pracę w kraju przodków. Jednak Białystok siedział mu z tyłu głowy, Szkot sprawdzał w miarę regularnie wyniki drużyny Michała Probierza.
Calvin Shaw: - Jagiellonia chciała go jeszcze wtedy, gdy grał dla Hamilton. Nie jest to więc dla nas żadne zaskoczenie.
Andrew McGilvray: - Byłem zaskoczony, gdy zmieniał Hamilton na Partick Thistle i teraz mam podobnie. Jest to jednak pewne ryzyko, ale dosyć miłe. Nie grałby bowiem w Partick Thistle, gdyby nie musiał. Zastępował po prostu kontuzjowanego kolegę. Nie imponował mi akurat w tym klubie, wydaje mi się, że kibicom z Glasgow też nie. A to naprawdę utalentowany piłkarz, od którego oczekiwałbym wielkich rzeczy. Teraz musi więc wziąć się poważnie do roboty i popracować na nazwisko. Udowodnić, że jest takim piłkarzem, jakim on myśli, że jest.
Gordon mówi, że zdecydował się na przyjazd, bo nie dość, że Jagiellonia jest liderem ligi, to na dodatek drużyną, która idealnie promuje piłkarzy. No i w końcu chciał bliżej poznać losy rodziny.
Jego dziadek Jerzy zmarł na raka w 1981 roku. Dwanaście lat później urodził się Ziggy. Teraz przyznaje: - Bardzo żałuję, że nie miałem okazji go poznać.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk