Artur Długosz: Jak pan oceni zwycięskie dla Polonii spotkanie ze Śląskiem Wrocław?
Łukasz Trałka: Wygraliśmy jedną bramką bardzo ważne dla nas spotkanie. Mecz o dużej agresji, dużej ilości walki, dużo żółtych kartek. Piłkarze Śląska mieli rzut karny, ale go nie wykorzystali. Dowieźliśmy to zwycięstwo do końca i do Warszawy wróciliśmy z trzema punktami.
Skąd takie przełamanie w waszej grze? Najpierw zwycięstwo w Remes Pucharze Polski, teraz w lidze ze Śląskiem...
- Początku nie mieliśmy udanego. Z Legią brakło nam dużo szczęścia. Nie chcę wracać do tych spotkań. Z ŁKS-em przegraliśmy sromotnie i po słabej grze. Później nastąpiła zmiana trenera, wygraliśmy w Pucharze, teraz w lidze. Oby tak dalej.
Co było kluczem do zwycięstwa w meczu ze Śląskiem?
- Strzelona przez nas bramka. Kluczowy moment to także przestrzelony przez Śląsk rzut karny. Graliśmy już wtedy w dziesiątkę, gdyby Śląsk to wykorzystał na pewno byłoby bardzo ciężko w tym spotkaniu, a tak to cały czas mobilizowaliśmy się, wygrywaliśmy jedną bramką i udało się ten wynik dowieźć do końca.
Nowy trener tak na was wpłynął, że w końcu się przełamaliście i taka przemiana wstąpiła w zespół Polonii Warszawa?
- Zawsze tak jest, gdy jak to się mówi przychodzi nowa miotła, nowy trener, a trener Kaczmarek jest bardzo doświadczony, kupę lat pracuje w lidze, także w reprezentacji u boku Leo Beenhakkera, ma dużą wiedzę. Stara się nam wpajać swoje jakieś tam wizje gry w piłkę i na razie skutkuje to bardzo dobrze. Zagraliśmy dwa mecze i je wygraliśmy, i oby tak dalej.
Wiadomo, że kluczem do pokonania Śląska Wrocław jest umiejętne wyłączenie z gry Sebastiana Mili. Był pan odpowiedzialny za indywidualne krycie tego zawodnika?
- Może nie indywidualnie, ale gdy był w mojej strefie miałem zdecydowanie być blisko Sebastiana. Wiemy jaką rolę odgrywa w Śląsku Wrocław. Jest to zawodnik przez którego przechodzi większość podań i taki motor napędowy tej drużyny. Staraliśmy się odciąć go od piłek i myślę, że całkiem nieźle to wyszło.
Za każdym razem, gdy Mila był przy piłce to natychmiast obok niego był nie jeden, nie dwóch, a często nawet trzech zawodników Polonii...
- Tak jak mówię staraliśmy się grać agresywnie, żeby nie miał dużo czasu na podjęcie decyzji, bo wiadomo, że Mila w piłkę grać potrafi. Wiadomo, że umie dobrą prostopadłą piłkę rzucić. Staraliśmy się i to się udało.
Skąd taka agresja w waszej grze? Można powiedzieć, że wręcz rzuciliście się na zespół Śląska. Gracze tej drużyny nie mieli nawet szans na dokładne rozegranie piłki.
- Po takich meczach jakie graliśmy wcześniej tego brakowało. Na pierwszym miejscu był brak tej agresji. Wiadomo, że każdy walczył, ale to nie było to, co w spotkaniu przeciwko zespołowi z Wrocławia. Graliśmy zdecydowanie blisko przeciwnika, troszeczkę za dużo było żółtych kartek, ale wygraliśmy.
To właśnie jest wpływ nowego trenera? Jacek Zieliński nie kazał wam tak grać, czy może dotarło do was, że jest nowy trener i trzeba się pokazać?
- Może troszeczkę my się obudziliśmy po tych trzech przegranych i sami w sobie jakąś większą agresję wyzwoliliśmy, i pokazaliśmy to na boisku.
Polonia cały czas walczy o udział w europejskich pucharach, czy może o coś więcej?
- Na razie mogę powiedzieć tylko za siebie. Ja myślę o każdym następnym spotkaniu, o tym, żeby zdobywać trzy punkty, a jak to będzie wyglądać w tabeli, to po czterech czy pięciu kolejkach się okaże o co walczymy. Teraz, przed sezonem głośno mówiliśmy, że walczymy o mistrza, a trzy kolejki sprowadziły nas na ziemię. Jestem bardziej ostrożny w tych wypowiedziach, trzeba zdobywać trzy punkty w każdym meczu, a później zobaczymy.
Boicie się czasem pana Wojciechowskiego? Tego, że nagle przyjedzie do szatni i powie coś, co was wszystkich zszokuje?
- Nie, ja osobiście nie mam mu nic do zarzucenia. Jeśli chodzi o mnie to absolutnie nie. Mieliśmy rozmowę z panem Wojciechowskim i to była bardzo sympatyczna rozmowa, także nie ma się czego bać.
Co powie pan o arbitrze w meczu Śląska Wrocław z Polonią Warszawa? To chyba nie były jego najlepsze zawody. Parę razy sytuacja wymknęła mu się chyba z rąk?
- Jak każdy. Nie chcę tutaj na temat sędziów się wypowiadać. Każdy popełnia błędy. My też nieraz na boisku popełnimy dużo tych błędów i to jest tylko człowiek, i absolutnie nie będę na temat sędziów się wypowiadał.
Do Polonii Warszawa trafił pan z Lechii Gdańsk. Interesują pana jeszcze wyniki Lechistów?
- Oczywiście. Pierwsze co robię, bo swój wynik oczywiście znam, bo grałem, to włączam telegazetę czy Internet i patrzę na wynik Lechii. Albo dzwonię do kolegów i pytam się jak się grało. Na pewno temu klubowi kibicuję szczególnie.
Jest pan chwalony przez trenera reprezentacji narodowej. Już niedługo naszą kadrę czekają ważne mecze. Liczy pan na grę, może nawet w podstawowym składzie w reprezentacji Polski?
- Liczę, nie liczę. Jadę się pokazać z dobrej strony, walczyć o swoje. Jeśli trener będzie mnie widział... Zobaczę sam, jak się będę czuł po tych treningach i czy jestem w stanie walczyć o pierwszy skład. Na razie nie chcę się wypowiadać, że Trałka jedzie na kadrę i będzie grał w podstawowej jedenastce. Na razie spokojnie staram się podnosić swoje umiejętności i dobrze wyglądać na treningach.
Zaskakuje pana to, że tak nagle stał się pan ważnym elementem drużyny narodowej?
- Na pewno tak. Nikt tego się nie spodziewał i absolutnie ja też. Gdyby mi ktoś rok temu czy półtora powiedział, ze po roku będę grał w reprezentacji i w miarę z dobrym skutkiem to też bym się popukał w czoło. Tak życie się ułożyło, że robię cały czas te kroki do przodu i mam nadzieję, że w tym kierunku to będzie szło.
Mniej niż tydzień pozostał do niezwykle ważnego meczu kadry narodowej. Jakim wynikiem zakończy się to spotkanie?
- Obojętnie jakim, byle byśmy strzelili o jedną bramkę więcej od Irlandczyków i wywieźli trzy punkty.
A kto zostanie Mistrzem Polski?
- Okaże się za dziesięć kolejek.