Maciej Wandzel: Ryzyko podejmujemy świadomie

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta


Różnica jest ogromna, gdzie zniknęło w takim razie te 60 milionów?

- Nic nigdzie nie zniknęło. Mogę panu przekazać plik wyeksportowany z naszego systemu księgowego (tabelę zamieszczamy poniżej - przyp.red.), pokazujący wynik transferowy za trzy i pół sezonu. Mówiąc dokładnie: trzy pełne sezony, czyli 2013-14, 2014-15, 2015-16 plus zimowe okienko transferowe. Uzyskaliśmy w tym okresie przychody w wysokości 94,4 miliona złotych, wydaliśmy 30,6 miliona i zrealizowaliśmy zysk 63,8 miliona złotych.

Według jakich zasad robione jest takie zestawienie?

- Naszym audytorem, który akceptował metody rozpoznawania wyników na transferach i od 10 lat bada sprawozdania klubu, jest firma z tzw. "wielkiej czwórki". Dane, o których teraz rozmawiamy, są oficjalnymi danymi klubowymi. Jeśli chodzi o najistotniejsze zasady sporządzania takich zestawień, to przychody są księgowane w momencie, gdy dochodzi do spełnienia wszystkich warunków transferowych i są ujmowane w 100 procentach w momencie dokonania transferu, nawet jeśli ich płatność jest rozkładana na raty. Natomiast często mówi się o kosztach, wydatkach, menedżerach, więc to też warto wyjaśnić. W wynikach finansowych, o których rozmawiamy, zawsze uwzględniany jest koszt transferu zakupowego wraz ze wszystkimi prowizjami dla menedżerów. I tu jest drobny niuans, to podlega odpisowi amortyzacyjnemu. Czyli jeśli piłkarz ma kontrakt czteroletni, to sumę transferu rozkłada się na 48 miesięcy i 1/48 się od tego zmniejsza, więc w momencie sprzedaży jest to już wartość zamortyzowana. Ale to jest detal nie robiący dużej różnicy. Do kosztów dolicza się wszystkie prowizje od kupna, wszystkie prowizje od sprzedaży i wszystko to, co jest istotne.

Co na przykład?

- Choćby to, że menedżer Ondreja Dudy miał zapewnioną kwotę od transferu sprzedażowego czy Koszyce zainkasowały 10% od sprzedaży Ondreja, a Lechia od sprzedaży Ariela Borysiuka. Czasem dzielimy się sukcesem finansowym ze sprzedającym klubem, czasem motywujemy menedżera zawodnika. W ten sposób mamy wspólny cel ekonomiczny z naszymi partnerami. Do tego dochodzą bardzo wysokie opłaty do PZPN i MZPN. Przy transferze Ariela Borysiuka same opłaty dla związków wyniosły 100 tysięcy euro. W zestawieniu jest zawarty każdy możliwy koszt. Co od opłat związkowych, to przed wywiadem poprosiłem o zastawienie. Nie uwierzy pan - od sezonu 2013-14 do dziś zapłaciliśmy do związku 5,7 mln zł. Mało?

A tak zwane kwoty za podpis, czyli "signing fees"? Na pewno mówimy tu o wysokich kwotach, przecież z kartą na ręku przychodzili do Legii tacy piłkarze, jak Nemanja Nikolić, Vadis Odjidja-Ofoe czy Daniel Chima Chukwu.

- To jest właśnie jedyny wyjątek. Te kwoty nie są zapisywane jako koszt transferu, a jako wynagrodzenie. Wygląda to w ten sposób, że jeśli na przykład taki piłkarz podpisuje z Legią kontrakt na trzy lata, to wówczas wspomniana kwota księgowana jest w częściach miesięcznych w jego wynagrodzeniu. To również jest akceptowane przez audytora, więc to też żadna tajemnica. Do grupy zawodników, których pan wymienił, można doliczyć też na przykład w jakimś zakresie Kaspera Hamalainena. Ale nie zgodzę się, że są to duże kwoty. One nie rzutują w istotny sposób na ostateczny bilans.

Skąd w takim razie tak ogromna różnica między danymi podawanymi przez was, a danymi z tabeli Dariusza Mioduskiego?

- Nie za bardzo mam jak się odnieść do tabelki pokreślonej długopisem i przez nikogo niepodpisanej (tweet z tabelą Dariusza Mioduskiego zamieszczamy poniżej - przyp.red.). Wydaje mi się, że krążące w przestrzeni publicznej dane różnią się przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że tabela wrzucona przez Darka obejmuje inny okres, do października 2016 roku, o czym nie każdy czytelnik wie. Różnica w przychodach wynosi tutaj grubo ponad 20 milionów złotych, nie są policzone transfery Nikolicia, Prijovicia i Bereszyńskiego, czyli ponad 23 miliony złotych. To były transfery bardzo zyskowne, bo należy pamiętać, że za Niko nie zapłaciliśmy nic, za Beresia i Prijo bardzo niewiele, a sprzedaliśmy ich za konkretne pieniądze. Tego w ogóle nie ma w danych prezentowanych przez Dariusza, a my mówimy o zestawieniu z końca stycznia 2017.


Ale tak czy siak, nawet uwzględniając te trzy transfery, coś tu nie gra, cały czas brakuje około 30 milionów.

- Powód jest prosty. Tego, co zaprezentował Darek, nie można w ogóle nazywać wynikiem na transferach. To jest po prostu zestawienie przepływów finansowych, bo zaliczył do tego wszystkie wydatki na transfery zawodników, włącznie z piłkarzami, którzy u nas nadal są, wciąż dla nas grają i nie został zrealizowany na tych "inwestycjach" żaden wynik.

Nie da się jaśniej?

- Dobrze, w takim razie postaram się wyjaśnić to na przykładzie. Załóżmy, że przykładowy Kowalski kupił mieszkanie za 200 tysięcy. Po roku sprzedał je za 350 tysięcy. Dodatkowe koszty, na przykład prowizje, wyniosły 10 tysięcy, więc Kowalski zarobił na czysto 140 tysięcy. I teraz dalej - w tym samym czasie Kowalski kupił nowe mieszkanie, za 300 tysięcy i wydał na nie także pieniądze, które zarobił ze sprzedaży poprzedniego mieszkania. I teraz na czym polega różnica w wyliczeniach. Według założeń Darka, wynik handlu mieszkaniami to minus 160 tysięcy. Składa się na to: -200 tysięcy na zakup pierwszego mieszkania, +350 tysięcy za sprzedaż mieszkania, -10 tysięcy prowizji, -300 tysięcy na zakup drugiego mieszkania. Tyle tylko, że to nie jest żaden wynik finansowy Kowalskiego, a prezentacja przepływu kapitału w jakimś okresie. W rzeczywistości pan Kowalski jest bardzo zadowolonym inwestorem bo zainwestował 210 tysięcy w mieszkanie i prowizję oraz zainkasował 350 tysięcy, więc osiągnął wynik 140 tysięcy na plus. Dopiero później Kowalski zrobił kolejną inwestycję za 300 tysięcy złotych, ale czy na niej zarobi, czy też straci, to się dopiero okaże w przyszłości. Czyli przekładając na sytuację Legii, realny wynik transferowy można rozpatrywać dla zawodników, których klub najpierw zakontraktował, a następnie sprzedał. Nie wiadomo przecież, ile Legia zarobi na Vadisie, Nagy'u czy Moulinie.

Czy chce pan powiedzieć, że Dariusz Mioduski dopuścił się celowej manipulacji?

- Bardziej elegancko będzie to nazwać poważną nieścisłością w opisie, bo zestawiane są dane z niepokrywających się okresów. Darek napisał na Twitterze, że liczby nie kłamią, ale tak naprawdę zmiksował w swoim zestawieniu wynik na zrealizowanych transakcjach z nowymi inwestycjami i ujął to w przepływach gotówkowych. To zestawienie nie jest nawet nieprawdziwe, niewłaściwa jest jego interpretacja przedstawiona przez Dariusza. Ta tabelka w najmniejszym stopniu nie kwestionuje naszych danych.

Zdaje pan sobie sprawę, że całe to zamieszanie właścicielskie rzuca się cieniem na klub? Że kibice mają już tego wszystkiego dość?

- Oczywiście, doskonale wiem, że kibiców już to męczy, nie chcą ciągle przyglądać się przepychankom, przysłuchiwać się sprzecznym komunikatom. Też bym chciał, żeby to się już skończyło i żeby sytuacja stała się jasna. Mam nadzieję, że jesteśmy bliżej, niż dalej rozwiązania tego konfliktu. Zarząd stara się zarządzać klubem normalnie na ile to możliwe w tak złożonej sytuacji. Prezes też to bardzo przeżywa, widzę to na co dzień. Staram się mu dodawać otuchy, choć to nie jest łatwe.

Rozmawiał Paweł Kapusta

Przeczytaj więcej tekstów autora --->

Czy Legia Warszawa pokona Ajax w dwumeczu i awansuje do kolejnej rundy Ligi Europy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×