Podczas meczu Okocimski Brzesko - KSZO Ostrowiec Św. do stojącego pomiędzy budynkiem klubu, a boiskiem zawodnika KSZO - Tomasza Persony podszedł przedstawiciel klubu z Brzeska i poprosił o opuszczenie stadionu.
Wywołało to nie małe zdziwienie na twarzy zawodnika. Nie był wpisany do protokołu meczowego, ponieważ musiał pauzować za otrzymane kartki, jednak jako piłkarz KSZO przyjechał wraz z zawodnikami na mecz. Ubrany był w klubowy dres z napisem KSZO Ostrowiec Św. Próbował to wyjaśnić to, jednak kierownictwo klubu z Brzeska było bardzo przejęte swoją rolą w tym dniu i nie potrafiło na bieżąco przetwarzać takich informacji.
Zawodnik spokojnie w asyście ochrony został wyprowadzony poza stadion. Po pewnym czasie wyszli do niego ochroniarze i zaprosili ponownie na stadion, tyle, że … do klatki dla kibiców gości. Zziębnięty zawodnik opowiedział o sytuacji.
- Stałem sobie spokojnie koło budynku klubu, obserwując z góry mecz. W pewnej chwili podszedł do mnie jakiś Pan i powiedział, żebym opuścił stadion. Będąc ubrany w dres KSZO, myślałem, że nie będzie problemów i wytłumaczę, że jestem piłkarzem KSZO. Niestety, Pan nie chciał przyjąć żadnych tłumaczeń i musiałem opuścić stadion. Co prawda po jakimś czasie wyszli po mnie i zaprosili z powrotem, ale do klatki dla kibiców. Nie chciałem się awanturować, ale to jest jakieś totalne nieporozumienie. Nie chcę komentować pracy tych osób, ale zmarzłem tu okropnie - powiedział stojąc w klatce z kibicami Tomasz Persona.
Dodajmy, że na ogrodzeniu klatki dla kibiców była wywieszona kartka z napisem informującym o konserwacji ogrodzenia. Ogrodzenie było wysmarowane olejem - co ciekawe, konserwowany był tylko fragment ogrodzenia, przy którym znajdowali się kibice gości. Kibice zostali poinformowani przez spikera, że nie wolno im stać na krzesełkach. W sumie słuszna uwaga, jednak stojąc przed krzesełkami, nie trudno było usmarować ubranie olejem.
Jakby tego było mało, podczas trwania pierwszej połowy meczu, na prośbę kierownika klubu, ochrona poprosiła o opuszczenie stadionu przez fotoreporterów obsługujących ten mecz.
- To nasz obowiązek. Kierownik kazał przekazać taką informację więc ją przekazujemy - przekazali ochroniarze. - To jest mały prowincjonalny klub, więc niech się Pan nie przejmuje - dało się słyszeć z boku. Niestety, to włodarze klubu sprawiają, że kibice tak się wypowiadają o swojej drużynie.
Nie lepiej wyglądała sytuacja z konferencją prasową. W przejściu obok szatni częściej było słychać kroki przechodzących piłkarzy i kłapanie drzwi, niż słowa wypowiadane przez trenerów.
Szkoda, że takie sytuacje mają miejsce na drugoligowych stadionach, jak również szkoda, że gospodarze nie potrafią wyciągnąć z takich sytuacji żadnych wniosków. Nikt nie pokusił się nawet o zwykłe "Przepraszam". Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że organizacyjnie klub z Brzeska wypadł jeszcze słabiej, niż rok wcześniej.