- Złapałem za ramię wychodzącego na przedmeczową rozgrzewkę kapitana Jacka Trzeciaka i poprosiłem go o przekazanie drużynie, że za wygraną z Lechią wypłacimy podwójną premię. To jest największa nagroda w Polonii odkąd jestem prezesem. Wypłacę ją jednak z najwyższą przyjemnością. Przypuszczam jednak, że piłkarze zagraliby dobrze nawet bez tej premii, choć dodatkowy bodziec na pewno się przydał - powiedział Gazecie Wyborczej prezes bytomskiego klubu, Damian Bartyla.
Sternik Polonii przyznał, że był zmartwiony poprzednimi wynikami zespołu i trudno mu było o optymizm przed pojedynkiem z beniaminkiem. - Nad morze jechałem z duszą na ramieniu. Bałem się o wynik tego meczu. Nie dość, że wysoko przegraliśmy dwa ostatnie mecze, to jeszcze widziałem, że drużyna jest rozbita psychicznie.
Bartyla jest jednak zadowolony z zatrudnienia Jurija Szatałowa. - Potwierdziło się, że trener Szatałow jest doskonałym motywatorem. Gdy przychodził do Jagiellonii Białystok, szybko wyprowadził tą drużynę z dołka. U nas zrobił to samo. Przyznam, że efekt jego pracy jest nadspodziewanie szybki - stwierdził.
Poprzedni szkoleniowiec Polonii, Marek Motyka preferował bardzo ofensywne ustawienie. Zarówno u siebie, jak i na wyjazdach bytomianie grali systemem 4-4-2. Bartyla uważa, że nie była to właściwa taktyka. Tymczasem od pojawienia się w klubie Szatałowa zespół z Górnego Śląska zaczął grać tylko jednym napastnikiem (4-5-1).
- Od dawna twierdzę, że Polonii nie stać w meczach wyjazdowych na grę w ofensywnym ustawieniu. Dzięki nowej taktyce udało się zagęścić środek pola, dobrze spisywała się trójka naszych środkowych pomocników: Rafał Grzyb, Marek Bazik, Jerzy Brzęczek - ocenił prezes Polonii.
Obecnie w ekstraklasie trwa przerwa związana z eliminacyjnymi meczami reprezentacji Polski. Bytomianie jednak nie próżnują. W środę drużyna Jurija Szatałowa wyjeżdża na trzydniowe zgrupowanie do Dzierżoniowa. W sobotę natomiast poloniści rozegrają na własnym stadionie mecz sparingowy z Wisłą Kraków.