Grzegorz Popielarz, były opozycjonista, kolega Donalda Tuska z młodzieńczych lat, opowiada nam taką historię. - To było w Dębnie Lubuskim, Lechia Gdańsk grała w drugiej lidze. Paradowaliśmy środkiem miasteczka, ludzie pootwierali okna, czegoś takiego tam nie widziano. Donald szedł pierwszy z brzegu. Uszył sobie wtedy taki długi biało-zielony płaszcz. Wyglądało to jak komża. Na głowie miał biało-zielony cylinder. Stało tam paru pijaczków przy ulicy. Zobaczyli nas, jeden wyszedł w naszym kierunku, klęknął przed nim i krzyczy: Mesjaszu!
Lechiści popadali ze śmiechu. Innym razem tak wesoło już nie było. Trzy tysiące kibiców pojechało do Bydgoszczy na mecz z Zawiszą. To był 1975 rok i spotkanie, w którym Zbigniew Boniek nie strzelił rzutu karnego. Był tam Popielarz. - Do dziś jestem mu wdzięczny, bo jeśli nie uratował nam życia, to na pewno kości. Po meczu w kilkanaście osób odłączyliśmy się od całej grupy. Otoczyła nas banda uzbrojona w drewniane trzonki, a w nich były żyletki. No i strach nam zajrzał w oczy. Donald wyjął wtedy spod tej swojej komży taki okuty, metalowy szlauch od prysznica. Były wtedy takie. I zaczął tym machać. Kto by się do tego zbliżył, dostałby w łeb. Odpuścili, marnie byśmy skończyli - opowiada.
Albo inna historia z lat 70. dotycząca innego prominentnego później polityka. Opowiada nam Tomasz Wołek, wtedy rzecznik prasowy Lechii Gdańsk, a potem Arki Gdynia, dziś publicysta, komentator sportowy i polityczny. - Była taka słynna scena w środowisku opozycyjnego Ruchu Młodej Polski. To były już późnej lata 70. Olek Hall został w Gdyni osaczony przez kibiców Arki. No i taki okrążony dostał pytanie: "Skąd jesteś?" Mógł łatwo wybrnąć, mówiąc na przykład, że z neutralnego Sopotu. A on niemal straceńczo, będąc na nieprzyjaznym terenie, odpowiedział: "Z Gdańska! A co?" i wystawił pierś na ciosy.
Ponoć ich jednak nie dostał. Był postawnym facetem, dobrze zbudowanym. Zyskał szacunek.
ZOBACZ WIDEO Sergio Ramos znowu uratował Real! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Donald Tusk. Kibic na serio?
- Jako bardzo młody człowiek byłem twardym kibicem z tak zwanego młyna, czyli z tego miejsca, gdzie jest na serio - tak Donald Tusk mówił o sobie w 2007 roku w programie "Teraz MY" na antenie TVN. Komentować wydarzeń z Bydgoszczy wówczas nie chciał.
Tuska kibica w książce księdza Jarosława Wąsowicza SDB pt. "Biało-Zielona Solidarność" wspomina też prof. Marek Andrzejewski. - Na początku lat osiemdziesiątych zacząłem regularnie uczęszczać na spotkania trzecio-, drugo- i w końcu pierwszoligowej Lechii. Zwykle znajdowałem się w ośmio- dziesięcioosobowej grupie, w skład której często wchodził m.in. dysponujący donośnym głosem Donald Tusk. Po zdobyciu przez biało-zielonych bramki lub w innej sprzyjającej okoliczności zaczynaliśmy skandować "Solidarność, Solidarność", co często było podchwytywane przez tysiące innych wielbicieli futbolu i zwolenników antykomunistycznej opozycji. Takich aktywnych grup znajdowało się na stadionie zwykle kilka.
W 1973 roku to właśnie Tusk trafił do zarządu pierwszego w kraju klubu kibica. Szefem był wtedy Grzegorz Popielarz, który całą inicjatywę wymyślił. A Tomasz Wołek, wówczas rzecznik prasowy i spiker gdańskiego klubu, pomógł wszystko przygotować. - Zgłosiła się do mnie grupa kilkudziesięciu młodych chłopaków, chcieli się zorganizować. Wiceprezesem został Donald Tusk, siedemnastoletni kędzierzawy blondynek. Już wtedy wyróżniał się cechami przywódczymi, widać było, że wśród rówieśników darzony jest respektem, ma swoje zdanie i silną osobowość.
NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ CO ŁĄCZY NAJWIĘKSZYCH WROGÓW DONALDA TUSKA I JACKA KURSKIEGO. CIĘŻKO W TO UWIERZYĆ, ALE JEST COŚ TAKIEGO.
[nextpage]
Młodzież zajmowała się organizowaniem wyjazdów, dopingu, a z czasem również pilnowaniem porządku na stadionie. To było po meczu z Widzewem Łódź w 1975 roku, po którym na stadionie wybuchła jedna z największych zadym na Traugutta. Mówi Grzegorz Popielarz, który klub kibica wymyślił: - Milicja chciała z nami rozmawiać. Zaczęto nas groźnie wypytywać, co my chcemy zrobić, żeby na stadionie był spokój. Zaproponowaliśmy eksperyment, że sami zaprowadzimy porządek. Zgodzili się po dużym wahaniu. Klub kupił nam żółte ortaliony, ja powybierałem największych zakapiorów, którzy tworzyli służbę porządkową. Oni poczuli się tym samym ważni. Zdało to egzamin.
Milicja ze stadionu się wyprowadziła. To też był przełom. - Pozytywnie oceniam ten klub. Na przykład pomagali mi też tworzyć analizy rywali Lechii, które potem przekazywałem trenerowi. Takie to były wtedy metody - wspomina Wołek.
Oprócz Tuska w klubie kibica byli również m.in. Aleksander Hall czy bracia Rybiccy.
Akcje życia
To były czasy, gdy obecny szef Rady Europejskiej był zawziętym kibicem biało-zielonych. Nie tylko on potem stał się sławny. Był Jacek Kurski, byli nieżyjący już Maciej Płażyński i Arkadiusz Rybicki oraz jego bracia Mirosław i Sławomir, Aleksander Hall, Janusz Lewandowski, Jan Krzysztof Bielecki i inni. Ci wszyscy ludzie byli aktywnymi kibicami Lechii Gdańsk, jeździli na mecze.
Pięknie położony we Wrzeszczu pod lasem stadion przy ulicy Traugutta był miejscem, w którym się spotykali, kibicowali i przy okazji swoimi sposobami walczyli z władzą. W latach 70. i 80. na obiekcie Lechii wyjątkowo głośno krzyczano komunie, żeby poszła precz, i grożono, że "na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści". Z czasem obiekt stał się fenomenem i jednym z trzech trójmiejskich bastionów antykomunistycznego oporu (obok Stoczni Gdańskiej i Kościoła św. Brygidy).
Grudzień 1970 roku był początkiem. Władza zabiła ponad 41 osób. Ponad tysiąc raniła. I coś pękło. Niepokorny Gdańsk zaczął się organizować, powstawały opozycyjne organizacje. Choćby takie jak Ruch Młodej Polski czy potem Federacja Młodzieży Walczącej (w drugiej połowie lat 80. największa tego typu organizacja). Świadomość konieczności oporu rosła także na Traugutta. Młodzi opozycjoniści pojawiali się na meczach Lechii, środowiska się przenikały. I współpracowały.
Dr Karol Nawrocki z gdańskiego Instytutu Pamięci Narodowej mówi nam: - Większość wymienionych przez pana nazwisk to reprezentanci środowiska Ruchu Młodej Polski, który był aktywny na trybunach Lechii, szczególnie końcówce lat 70. i na początku lat 80. Mieli oni swoją akcję życia podczas meczu Lechia - Juventus. Sporo musieli się napocić, żeby ściągnąć na ten mecz Lecha Wałęsę. To była cała logistyka w wykonaniu braci Rybickich i co najmniej kilkunastu innych osób z tego środowiska. Było warto, bo mecz ten stał się prawdziwą manifestacją trwania "Solidarności".
Z kolei w październiku 1985 roku Jacek Kurski wraz z ludźmi z FMW w brawurowej akcji (jak sam mówi, jest to jego akcja życia w podziemiu) na tydzień przed wyborami zawiesił na oczach tysięcy ludzi na stadionie transparent nawołujący do bojkotu wyborów. A potem, gdy do Gdańska przyjechał komunistyczny klub Legia (bo wojskowy), cały stadion niemiłosiernie gwizdał na Dariusza Dziekanowskiego, który do tychże wyborów zachęcał z ekranów telewizorów. "Idź głosować frajerze" - słyszał z trybun reprezentant Polski.
Ze stadionu na salony
W tamtych czasach na trybunach Lechii oczywiście nikt jeszcze nie myślał za bardzo o tym, że po latach będą rządzić krajem. Dr Karol Nawrocki: - W dokumentach o ich kibicowaniu oczywiście nie przeczytamy, trzeba mieć świadomość, że z tamtej stadionowej perspektywy nawet Służbie Bezpieczeństwa ciężko było wyczytać przyszłość takich nazwisk jak Rybicki czy Kurski. Na trybunach niczym szczególnym się nie wyróżniali. Ogólnie pragmatyka stadionu jest taka, że obok siebie siedzą przedstawiciele wszystkich możliwych środowisk - to jest tłum połączony miłością do klubu, a nie zbiór osobistości. Dlatego w erze bez oklejonych kamerami stref VIP szanowało się tych wszystkich kibiców polityków, bo przychodząc na stadion, godzili się, że będą częścią tłumu, a nie świecącymi gwiazdami.
Tomasz Wołek prosi, żeby nie dorabiać ideologii do związku młodych polityków i ich obecności na meczach Lechii. - Tak się złożyło, że ci ludzie z Ruchu Młodej Polski, potem też liberałowie pasjonowali się piłką, byli w tym sporcie i tej drużynie zakochani. To był element łączący. Jednak ich praca ideowa przebiegała gdzieś indziej. Stadion na pewno ich jednak integrował.
Jeszcze raz dr Nawrocki: - Trudno było być wówczas np. w RMP, nieco później w FMW i nie wiedzieć, co to Lechia. Kibicowski element jest dziś z pewnością zapisany w kodzie osobowości wspomnianych osób. I powiem, że to dobrze - stadion skupia jak w soczewce wszystkie warstwy społeczne - od patologii, poprzez najzwyklejszych ludzi, rodziny, ojców, mężów, matki i żony, po - jak widać - polityczne elity. Umiejętność wsłuchiwania się i odpowiedniego ważenia głosów płynących z tak zróżnicowanego środowiska stanowił z pewnością dobrą szkołę dla kibiców, którzy stali się politykami.
Potem - wiadomo, wolna Polska, spojrzenie na sprawy kraju mocno niektórych podzieliły. Jacek Kurski i Donald Tusk stali się największymi politycznymi wrogami. Ksiądz Wąsowicz śmiał się w swojej książce kilka lat temu, że w zasadzie jest coś, co ich jeszcze łączy. To Lechia Gdańsk.
NA KOLEJNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ JAKI TRANSPARENT ZOBACZYŁ DONALD TUSK. TO NIE BYŁO MIŁE.
[nextpage]
Donald Tusk był premierem, teraz przewodzi Radzie Europejskiej. Maciej Płażyński był marszałkiem sejmu, Jacek Kurski od lat jest wziętym posłem, europosłem, a teraz rządzi Telewizją Polską. Arkadiusz Rybicki był posłem, a jego brat Sławomir sekretarzem stanu w Kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego. To tylko nieliczne przykłady.
Aram, Maciek. Pamiętamy!
Różnie też z biegiem lat na Lechii odbierano byłych kibiców, których wciągnęła wielka polityka. Ogromnym szacunkiem cieszyli się Arkadiusz Rybicki i Maciej Płażyński. Obaj tragicznie zginęli w katastrofie smoleńskiej. Kibice stworzyli transparent "Aram, Maciek. Pamiętamy".
- Arkadiusz Rybicki to rzeczywiście postać, którą kibice - w moim uznaniu, bo rozmawiamy tu o odczuciach, a nie o oficjalnym stanowisku kibiców, do którego wyrażania nie mam tytułu - doceniają. Nie tylko za lata 80., w tym za zaangażowanie w akcję w meczu z "Juventusem", ale też za pewien okazywany rodzaj przychylności, życzliwości i przede wszystkim stałość pozytywnych postaw wobec Lechii już w III RP. Podobnie z Maciejem Płażyńskim - to człowiek, który rozumiał sport i Lechii wiele razy jako wojewoda czy marszałek starał się pomóc i pomagał - wspomina Karol Nawrocki.
Jacek Kurski już w wolnej Polsce był w latach 1998-2002 prezesem Lechii. Dostał nauczkę. Wspominał w książce księdza Wąsowicza. - Rzuciłem w wyborach samorządowych niefortunne hasło "Lechia w I lidze. Chciałem je wypełnić, dlatego zostałem prezesem. (...) Sam byłem za słaby. Tak zwany "światek polityczny" Lechii nie chciał pomóc. (...) Dostałem dobrą nauczkę, że trzeba bardzo uważać z takimi hasłami od serca. Jak się nie uda, to potem jest tak, że Kurski obiecywał i nic z tego nie wyszło.
W 2007 roku zebrał plusy, gdy już jako prominentny poseł pojawił się wraz z garstką fanów na drugoligowym meczu w Łomży.
Tusk, nigdy nie będziesz kibicem
Donald Tusk na dobre podpadł fanom, gdy w 2011 roku jako szef rządu wypowiedział kibicom wojnę. To wtedy na jednym z meczów powstał wymowny transparent: "Nigdy nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz kibicem Lechii". Krytyczna wobec niego "Gazeta Polska" opublikowała wówczas artykuł, w którym cytowała starych kibiców Lechii. Rzucali oni nieco inne światło na Tuska fana i jego klub kibica. Ponoć nikt z "poważnych kibiców" nie wiedział o takich inicjatywach. A nawet jeśli, to "w czasach komuny nikt nie chciałby mieć z takimi klubem cokolwiek wspólnego. Takie inicjatywy były pod kontrolą władz. Nic nie odbywało się bez ich zgody, a czerwoni zawsze musieli mieć tam swoją wtykę" - mówił gazecie kibic o ksywie "Wnuczek". A inny stary lechista Dariusz Makowiecki, pseudonim "Makaron", dopowiadał: - Rządzili inni, "Baca", "Hipis", Zdzichu Garbacz. Na pewno nie Tusk.
Karol Nawrocki, też kibic Lechii, krytykuje: - Z kibicem Donaldem Tuskiem i z Lechią jest identycznie jak z innym eksponowanym stanowiskiem tego polityka - Tusk jest wprawdzie zdeklarowanym kibicem Lechii, ale nikt nie wie, co dla Lechii zrobił, w czym pomógł i czym się zasłużył. Z oficjalnych gestów, deklaracji i czynów Donalda Tuska można było wyczytać raczej niechęć niż sympatię.
To on ze starych lechistów opozycjonistów zrobił w wolnej Polsce największą karierę polityczną. - Ten facet, co go nazwał Mesjaszem, miał jakiś dar proroctwa - śmieje się Grzegorz Popielarz.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk
Piszesz o tysiącach płatnych trolli wynajmowanych przez PIS, tak ? Ok, to myślcie tak dalej. Tylko chciałbym widzieć Wasze miny, po następnych wyborach. Zobaczymy kto tak właściwie opłac Czytaj całość