Cristiano Ronaldo. Łzy zwycięzcy

Getty Images / Ben Radford
Getty Images / Ben Radford

Płakał, gdy koledzy nie podawali mu piłki. Płakał, gdy przegrywał i gdy wygrywał. - Nazywaliśmy go beksą - zdradził jego kolega. Oto łzy zwycięzcy. Oto Cristiano Ronaldo.

W tym artykule dowiesz się o:

Był bezradny i wściekły. Był też młody, więc wiele nie mógł zrobić. Znowu ktoś mu nie podał piłki, a on przecież zrobiłby z niej najlepszy użytek. "Beksa, płaczek!" - słyszał od kumpli, bo z tej wściekłości łzy ciekły mu po policzkach jak wodospad. – - Właśnie tak go nazywaliśmy - wyjawił niedawno Ricardo Santos, kolega Cristiano Ronaldo z czasów wspólnej gry na Maderze. - Kochał wtedy wygrywać tak jak dzisiaj. A kiedy przegrał albo inne dzieciaki nie podawały mu piłki, to płakał  - wspominał. To nie są wymysły starego kumpla, który teraz chce błysnąć.

Matka Ronaldo Maria Dolores również ksywę syna potwierdzała. Kobieta jest dziś niesamowicie dumna, ale gdyby życie napisało inny scenariusz... 30-letnia Maria nie chciała, żeby jej czwarte dziecko przychodziło na świat. W swojej książce pisała, że w domu było ciężko, a jej mąż dużo pił. Kolejny syn byłby tylko problemem. 30-latka poszła do lekarza, poprosiła o usunięcie płodu. Lekarz jednak złapał się za głowę, bo nie było żadnych przesłanek do przerywania ciąży. Ostatecznie pogodziła się z losem.

Płakał, chciał uciekać

 - Nienawidzi przegrywać nawet wtedy, gdy gra z kumplami w tenisa stołowego albo w karty. Jest niesamowicie ambitny - mówi WP SportoweFakty portugalski dziennikarz Nuno Travassos z poczytnego serwisu Maisfutebol.

Łzy towarzyszyły Cristiano Ronaldo wielokrotnie.

Na przykład wtedy, gdy jako 12-latek zostawił rodziców na Maderze i przyjechał do Lizbony, żeby trenować w akademii Sportingu Lizbona. Nuno Travssosa spotkałem niedawno w portugalskiej stolicy, gdy podążałem tropem napastnika. - Te jego pierwsze tygodnie tutaj były bardzo trudne. Był przecież dzieciakiem z dala od domu, w wielkim mieście. Bez rodziców. Chciał wracać, ale w końcu zdał sobie sprawę z tego, że musi zapomnieć o łzach i ciężko pracować.

ZOBACZ WIDEO James Rodriguez przesądził o zwycięstwie. Zobacz skrót meczu Kolumbia - Boliwia [ZDJĘCIA ELEVEN]

Po Lizbonie krąży wiele anegdot dotyczących zawziętego, nieskorego do porażek piłkarza. Aveninda de Liberdade to jedna z głównych ulic portugalskiej stolicy. Szeroka, oba pasy przecina piękny deptak. Nastoletni Ronaldo, który mieszkał nieopodal w starej kamienicy "Rezydencji Dom Jose", miał zakładać na nogi ciężary i ścigać się z mknącymi przez Avenida de Liberdade samochodami. To tylko jedna z historii.

W Sportingu trenerzy musieli go stopować. Antonio Tadeia, znany tamtejszy komentator telewizyjny wspominał nam: - Swego czasu dużo rozmawiałem z trenerem Laszlo Bolonim, który wprowadzał Ronaldo do pierwszego zespołu. W 2002 roku zrobił mu testy, ale okazało się, że choć umiejętności już ma, to fizycznie nie jest jeszcze gotowy do tego, aby grać w dorosłym zespole. Udało się dopiero za rok.

W 2003 roku na otwarcie nowego stadionu Jose Alvalade Sporting Lizbona grał z Manchesterem United. Przegrał, ale sir Alex Ferguson ponoć tak zwariował na punkcie młodego skrzydłowego, że papiery o kupnie podpisano w przerwie. To też jedna z legend.

Zawsze pierwszy

Resztę znamy. Podbój Anglii, potem podbój Realu Madryt, cztery tytuły na najlepszego piłkarza świata. I przy okazji łatka modnisia, pięknisia, i zarozumiałego aroganta przekonanego o swej wielkości.

Patrice Evra, francuski obrońca, który później grał z Ronaldo w Manchesterze United wspominał jednak kiedyś: - On na pewno nie jest arogancki. To największy profesjonalista, z jakim kiedykolwiek trenowałem. Nigdy nie ma dość. Ten chłopak musi być pierwszy we wszystkim. Jeśli grasz z nim w ping-ponga, to nie zniesie przegranej.

W 2004 roku jako młokos zalewał się łzami na stadionie w Lizbonie, gdy Grecja sprzątnęła Portugalii sprzed nosa tytuł mistrzów Europy. W finale 2016 roku płakał, gdy w pierwszej połowie schodził z boiska kontuzjowany. A potem, gdy sędzia odgwizdał koniec meczu. To były już jednak łzy radości.

Nuno Travassos: - Na pewno nie wygraliśmy tylko dzięki jego ambicji, ale jestem przekonany że to była bardzo ważna część sukcesu. To kapitan, wszyscy go słuchają, a on nie akceptuje niczego poniżej bycia najlepszym. I tak - nawet w Portugalii ma swoich przeciwników. Ludzie z taką popularnością, wyraziści tak już mają. A on do tego chętnie z tą krytyką polemizuje.

Tak jak niedawno, gdy lotnisko na Maderze dostało jego imię. - Dziękuję lokalnym władzom za obronę tego pomysłu. Nie prosiłem o to, ale nie jestem też hipokrytą, więc czuję się szczęśliwy i zaszczycony. Wiem, że są ludzie którym się to nie podoba, wiem że tu są. I jest ok. Jesteśmy wolni, mamy demokrację i każdy może mieć swoje zdanie. Wolę już takich ludzi, który nie boją się wyrażać swoich opinii niż takich, którzy się ukrywają i chcą, żeby ktoś powiedział coś za nich – odpowiedział adwersarzom.

Lekarz wszystko przewidział

Lekarz, który nie dopuścił do aborcji miał powiedzieć po urodzeniu chłopca: - Z takimi nogami na pewno będzie piłkarzem.

A Antonio Tadeia przypomina sobie jeszcze jedną rozmowę z Laszlo Bolonim. – Powiedział mi raz. "Mamy tu takiego dzieciaka – Ronaldo. Będzie lepszy niż Figo i Eusebio. Będzie najlepszym portugalskim piłkarzem w historii".

Lekarz i trener mieli rację.

Źródło artykułu: