Kamil Mazek: W Ruchu liczyłem się z najgorszym

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Kamil Mazek
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Kamil Mazek

Kamil Mazek należał do grona liderów Ruchu, by na koniec swojej przygody z chorzowskim klubem zostać przesunięty do Klubu Kokosa. Dziś jest zawodnikiem Zagłębia Lubin, ponieważ chciał postawić na rozwój i stabilizację, także finansową.

Rozmawiał Grzegorz Garbacik

"Piłka Nożna": Jak to było z tym zimowym transferem do Zagłębia Lubin? Wszystko faktycznie ważyło się do ostatniego dnia, do ostatnich godzin?

Kamil Mazek: Pewnego dnia Ruch zaczął po prostu stawiać sprawę jasno i dostałem sygnał, że jeśli nie przedłużę kontraktu, nie będę grał. Te przepychanki trwały jakiś czas. Jeszcze w pierwszym wiosennym meczu wystąpiłem, ale w dwóch kolejnych nie było już dla mnie miejsca w kadrze. Wcześniej z kolei porozumiałem się z Zagłębiem, ale do Lubina miałem trafić dopiero w lipcu. Skoro jednak Ruch odsunął mnie od składu, to dla wszystkich stron najlepszym wyjściem był mój transfer już w zimie. Całość faktycznie stała na ostrzu noża do ostatniego dnia okienka.

[b]

Jeśli dobrze rozumiem, zostałeś po prostu wezwany do gabinetu prezesa i tam usłyszałeś, że albo podpisujesz nową umowę, albo możesz zapomnieć o grze? Tak prosto z mostu?[/b]

- Dokładnie. Wielokrotnie tak było.

Byłeś zaskoczony zachowaniem swoich szefów? Jak bowiem widać na twoim przykładzie, instytucja Klubu Kokosa w polskim futbolu cały czas ma się dobrze.

- Oczywiście. Myślę, że nie powinno się tak robić. Cała ta sytuacja na pewno nie pomagała mi w odpowiednim przygotowaniu, chociażby do pierwszego wiosennego meczu z Cracovią. Wszystko zaczęło się niedługo przed tym spotkaniem i niemal dzień w dzień byłem naciskany, także w dniu starcia z Pasami, co sprawiło, że na pewno nie mogłem się odpowiednio mentalnie przygotować. To wszystko mnie mocno rozpraszało.

ZOBACZ WIDEO Chile wykonało zadanie - zobacz skrót meczu z Wenezuelą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Liczyłeś się z najczarniejszym scenariuszem, czyli koniecznością pozostania w Chorzowie do końca sezonu i oglądaniem występów swoich kolegów z pozycji piłkarza rezerw?

- Zakładałem taką możliwość i liczyłem się z najgorszym. Mogło się przecież zdarzyć, że kluby nie doszłyby do porozumienia, a w Ruchu nadal obstawaliby przy swoim stanowisku i nie przywrócili mnie do pierwszej drużyny. Wiadomo, brałem ten scenariusz pod uwagę, ale z drugiej strony byłem bardzo mocno zaangażowany w to, żeby wszystko udało się już w zimie, co pozwalało mi odpędzać od siebie złe myśli. Chyba bardziej bym się martwił już po fakcie, a tak - nie ma tematu.

Słyszałem, że musiałeś zrzec się przy okazji transferu wszystkich zaległości, które Ruch miał wobec ciebie. To prawda?

- Tak właśnie było. Dokładnych kwot nie znam i nie wiem, jak całość wyglądała w rozliczeniu pomiędzy klubami, ale jest prawdą, że jednym z warunków przy pozwoleniu na zimowy transfer było zrzeczenie się wszystkich zaległości. Cieszę się, że przynajmniej w ten sposób mogłem jakoś wpłynąć na sfinalizowanie całej transakcji. Myślę, że miało to ogromny wpływ na decyzję Ruchu, który potem już nie robił problemów przy moim przejściu do Zagłębia.

Z Lubina dochodziły jednak w pewnym momencie bardzo niepokojące sygnały. Prezes dość jasno bowiem zadeklarował, że w klubie nie myślą o zimowych wzmocnieniach.

- Moje rozmowy z Zagłębiem dotyczyły pierwotnie letniego transferu. Sprawy potoczyły się jednak inaczej, głównie przez zachowanie Ruchu, który przesunął mnie do rezerw. W Lubinie stanęli więc trochę pod ścianą, ponieważ mogli po sezonie dostać zawodnika, który przez kilka miesięcy by nie grał. To nie byłoby korzystne ani dla mnie, ani dla klubu.

Kiedy tak naprawdę podjąłeś decyzję o odejściu z Ruchu? Kiedy uznałeś, że lepszym wyborem będzie kontynuowanie kariery w innym klubie?

- W pewnym momencie zaczęły się pojawiać ciekawe oferty. Nie było bowiem tak, że otrzymałem propozycję tylko z Zagłębia. Zapaliła mi się wtedy lampka, że może faktycznie to jest ten czas, by spróbować czegoś nowego, zrobić krok dalej. Byłem już przecież w Chorzowie dwa lata i pomyślałem, że taka zmiana będzie swego rodzaju awansem sportowym. Na poważnie zacząłem się nad tym zastanawiać po zakończeniu rundy jesiennej i wtedy zdecydowałem, że chcę odejść.

Mówisz o innych ofertach, a czy potwierdzisz, że interesowały się tobą Wisła Kraków i klub z 2. Bundesligi? To były poważne tematy?

- Jeśli chodzi o ofertę z Niemiec, to nie ma o czym mówić. To nie było nic poważnego.

A Wisła?

- Ten temat był z kolei jak najbardziej realny, ale ostatecznie porozumiałem się z Zagłębiem. Interesowała się mną też Cracovia, ale tu także do fazy konkretów nie doszliśmy.

Czy na transferowej karuzeli pojawiła się Legia Warszawa? Do końca sierpnia ubiegłego roku stołeczny klub mógł się przecież zdecydować na twoje wykupienie.

- Rozmawialiśmy po zakończeniu minionego sezonu, nie było jednak żadnych konkretów pod tytułem "Chcemy cię, możesz wrócić. Podejmij decyzję". Było jedynie sondowanie, wstępne zapytania i na tym się właściwie skończyło.

Co ostatecznie przeważyło szalę na korzyść Zagłębia?

- Przede wszystkim osoba trenera Piotra Stokowca, o którym słyszałem wiele dobrego. Wiedziałem, że to człowiek, który nie boi się stawiać na młodych piłkarzy, a dodatkowo ma bardzo dobre podejście do futbolu i prowadzenia treningów. Oprócz tego uznałem, że warto postawić na stabilizację, tak sportową, jak i finansową. Zagłębie co roku mierzy wysoko, a jakby tego było mało, w Lubinie mam do dyspozycji znakomitą bazę, moim zdaniem najlepszą w całej Polsce. Myślę, że to świetne miejsce do rozwoju. Jak więc widać, transfer do Zagłębia to dla mnie same plusy.

Wróćmy jeszcze do twoich ostatnich chwil w Chorzowie. Jaką rolę w sprawie zesłania cię do rezerw odegrał trener Waldemar Fornalik? Wstawił się za tobą u szefów klubu? Rozmawialiście może o twojej sytuacji?

- Rozmawialiśmy z trenerem i on mi jasno powiedział, że chciałby, żebym grał i był do jego dyspozycji, ale niestety nie miał na to wszystko żadnego wpływu. On nie był osobą, która mogła podjąć decyzję o przywróceniu mnie do pierwszej drużyny.

Rozumiem więc, że do Fornalika urazy nie chowasz?

- Nie. Trener zawsze był wobec mnie fair.

Runda jesienna w twoim wykonaniu nie była zbyt udana. Dlaczego te ostatnie miesiące nie były tak dobre jak poprzedni sezon?

- Duży wpływ na to miała kontuzja, której nabawiłem się jeszcze w ubiegłym sezonie. Był to uraz pachwiny, przewlekła entezopatia, który mocno się za mną ciągnął. Nie byłem w stanie odpowiednio przepracować okresu przygotowawczego, a później w trakcie sezonu grałem z bólem, ponieważ myślałem, że on za chwilę minie. Cały czas siedziało mi to z tyłu głowy, obawiałem się, że jeśli tak a nie inaczej postawię nogę, to kontuzja powróci. To na pewno nie pomagało w grze na 100 procent. Mam za to do siebie pretensję. Mogłem dłużej poczekać, porządnie zaleczyć uraz, a nie decydować się na grę z bólem, co w dłuższej perspektywie nie wyszło mi na dobre.

Gdzie w tym wszystkim rola klubowych lekarzy i trenera? Mogli ci przecież doradzić, że lepszym wyjściem będzie odpuszczenie, by później wrócić w pełni zdrowym.

- Decyzja należała tylko i wyłącznie do mnie, ponoszę zatem całą odpowiedzialność. Sztab trenerski i lekarze zdawali się na mój ogląd sytuacji i moje odczucia. Jeżeli czułem się zdolny do gry, byłem brany pod uwagę. Jeśli z kolei powiedziałbym, że czuję ból i nie jestem gotowy, to pewnie bym nie grał. Wszystko zależało jednak ode mnie.

Z jakimi opiniami spotkałeś się po przeprowadzce do Zagłębia?

- Czuję się w Lubinie bardzo dobrze i na pewno nie doświadczyłem tu żadnej zimnej atmosfery. Wręcz przeciwnie, zostałem przyjęty ciepło i pozytywnie. Jeśli zaś spojrzymy na całość od strony czysto kibicowskiej, to wiadomo, że każdy mógł sobie pomyśleć, że do klubu przychodzi chłopak po słabej rundzie. Ja jednak zamierzam jeszcze pokazać, na co mnie stać, i na pewno nie będę poprzestawał na tym, co osiągnąłem w poprzednim sezonie. Chcę dalej się rozwijać i myślę, że będzie tylko lepiej.

O co w tym sezonie będzie grało Zagłębie? Chyba zgodzisz się z tym, że wiosenna forma zespołu pozostawia sporo do życzenia.

- To prawda, że te ostatnie mecze nie były najlepsze w naszym wykonaniu, więc na pewno jest pole do poprawy. Najważniejsze jest punktowanie i zapewnienie sobie miejsca w czołowej ósemce. To cel minimum, ale później zamierzamy powalczyć o lokatę na podium, tak by awansować do europejskich pucharów.

Najbliższe tygodnie i miesiące będą dla ciebie bardzo ważne. Wielkimi krokami zbliżają się bowiem młodzieżowe mistrzostwa Europy, na których na pewno chciałbyś zagrać. Warunkiem jest jednak powrót do dobrej formy.

- To będzie dla mnie bardzo ważne, tym bardziej że nie dostałem powołania na ostatnie zgrupowanie. Rozumiem jednak argumenty trenera Marcina Dorny, ponieważ w ostatnim czasie faktycznie zbyt wiele nie grałem i dużo się działo wokół mojej osoby, ale niekoniecznie pod kątem czysto sportowym. Byłem poza grą, ale teraz wszystko jest w moich nogach i głowie. Jeżeli tylko wrócę do formy, to myślę, że będę miał szansę, by pojechać na turniej finałowy.

Na koniec chciałbym cię zapytać o bardzo gorący ostatnio temat, a mianowicie obecność w młodzieżówce Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego. Opinie w sprawie ich ewentualnego powołania na mistrzostwa są podzielone, a co ty o tym myślisz?

- Wiadomo, że decydujący głos w tej sprawie ma sztab szkoleniowy i trener Dorna, ale uważam, że jeśli reprezentacja zostanie wzmocniona przez takich piłkarzy jak Arkadiusz Milik, to może na tym tylko zyskać. Jeśli więc okaże się, że zawodnicy z pierwszej kadry zdecydują się na takie przejście do młodzieżówki, na pewno to nie zaszkodzi, a wręcz będzie korzyścią i podniesie jakość całej drużyny.

Źródło artykułu: