Fundacja jest jednoznacznie kojarzona z Grzegorzem Kulikowskim, jedną z bardzo wpływowych osób polskiego futbolu "ery przedbońkowej".
Fundacja wynajmowała PZPN-owi autokary do przewozu zawodników. Wcześniej tę usługę świadczyła firma "Sindbad" z Opola, należąca do byłego sędziego Ryszarda Wójcika. Ten nie zgodził się jednak na obrandowanie swoich autokarów, dlatego PZPN zmienił przewoźnika. Dogadał się z Kulikowskim i jego fundacją.
Wisła zainwestowała w trzy wysokiej klasy autokary, tyle tylko, że niedługo później wybuchła afera podsłuchowa z udziałem Grzegorza Laty i Zdzisława Kręciny. Nagrywającym był właśnie Kulikowski.
Szefowie związku zerwali umowę z fundacją ze skutkiem natychmiastowym. Tyle tylko, że, jak przekonywał w sądzie Kulikowski, nie było takiej możliwości. Firma miała trzyletni okres wypowiedzenia. Jak tłumaczy nam Kulikowski, wiąże się to z tym, że autokary były brane w leasing, dla którego minimalny okres obowiązywania to dwa lata.
Po zmianie rządów w PZPN Kulikowski zaproponował nowym władzom układ.
- Daliśmy dwie możliwości. Albo związek zapłaci 1,2 miliona złotych albo będzie korzystał z naszych autokarów przez cały okres wypowiedzenia. To wiąże się z tym, że nie jest tak łatwo te autokary sprzedać. One są przystosowane do przewożenia szczególnych klientów, mają mniej siedzeń i tak dalej. Normalne firmy przewozowe nie używają często takich autokarów - zaznacza.
PZPN nie podjął rozmów. Sąd okręgowy w Warszawie przyznał fundacji Kulikowskiego odszkodowanie w wysokości 3,4 miliona złotych, do tego dochodzą odsetki.
- Wyrok nie jest prawomocny, będziemy się odwoływać - komentuje krótko Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN.
Co na to Kulikowski? - Jak sobie chcą, odsetki rosną - odpowiada.