Rudnicki, który od trzech lat wozi piłkarzy mistrza Polski, opowiada, czym różni się bus przewożący profesjonalnych piłkarzy od tego, którym przemieszczamy się korzystając z komunikacji miejskiej. Co ciekawe, w zasadzie niczym. - Nasz autokar jest standardowy. Ma zwykłe szyby, czyli podwójne, jak w domowych oknach plastikowych, w których szyba jest od zewnętrznej i wewnętrznej części. Kamień nie przejdzie, zrobi się co najwyżej "pajęczyna" na szkle. Karoseria nie jest pancerna, a taka, jak w każdym innym autobusie - opowiada kierowca Legii Warszawa.
Lepsze autobusy robi się na zamówienie. Autokar Legii został kupiony nie przez klub, a firmę zewnętrzną. Dotąd jednak nic groźnego się z nim nie działo. W Poznaniu został obrzucany jajkami, w Krakowie wymazany sprejem. - Można go ulepszyć, ale to wiąże się z kosztami. Żeby tak się stało, to władze Legii musiałaby się zgłosić do firmy, z którą współpracują. Miałem nawet rozmawiać o tym z kierownikiem drużyny Konradem Paśniewskim, ale nie ode mnie zależy, czy ta sugestia zostanie wcielona w życie - tłumaczy Rudnicki. Po cichu liczy jednak na zmiany. - To na pewno zwiększyłoby bezpieczeństwo. Terroryści nie śpią, szukają nowych celów, by zaistnieć w mediach i żeby było o nich głośno - dodaje.
Rudnicki oglądał autokar Borussia Dortmund przy okazji gry obu klubów w fazie grupowej Ligi Mistrzów jesienią. - Widziałem wiele autokarów, również czołowych drużyn na świecie, ale ten był zdecydowanie najlepszy. Różni się przede wszystkim środkiem. Ma wiele udogodnień: wysuwane oparcia na nogi, żeby można się było swobodnie położyć. Takich krzesełek jest dwadzieścia. Poza tym jest wyposażony w mikrofalówki, stoliki, ekspresy do kawy. Trudno mi powiedzieć, czy jest lepiej przystosowany od zewnątrz. Wiem na pewno, że Borussia zmienia autokar co trzy lata. Mówił mi to ich kierowca. Ostatnia wymiana przypadała na styczeń lub luty tego roku. Myślę, że poprzedni mógł mieć gorszą blachę. Ten jest na pewno lepszy - komentuje Rudnicki.
Opowiada też o rutynowych kontrolach przed wyjechaniem w trasę. Za każdym razem sprawdza, czy autokar jest przystosowany do jazdy. Nigdy jednak przesadnie. - Robię obchód, doglądamy, czy na przykład nie wyciekają oleje. Do tej pory nie kładłem się jednak pod autobus i nie patrzyłem, czy coś jest tam przyczepione. Na ogół autokar stoi "na bazie" i nikt nie powinien się do niego dostać, ale wiadomo - dla chcącego nic trudnego - wzdycha. Po wydarzeniach w Dortmundzie będzie musiał zmienić nawyki. - Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że coś takiego może mieć miejsce. Byłem w szoku, jak dowiedziałem się o tym zamachu. Na pewno teraz baczniej będę się wszystkiemu przyglądał. Patrzył pod każde drzewko, czy nic podejrzanego nie wystaje. Nie ucieknie się od strachu przed terrorem. Ostatnio leciałem prywatnie do Brukseli i też czułem obawę, że coś się może wydarzyć. Głowa cały czas chodziła, byłem bardziej czujny niż zwykle - kontynuuje.
Zwraca też uwagę, że piłkarze powinni przejść szkolenie, jak zachowywać się w przypadku zamachu. - To by się im przydało, powinni wiedzieć, czy mają od razu uciekać, czy jednak zostać w autokarze, bo ktoś może czekać na zewnątrz i zacząć do nich strzelać. Trzeba reagować na to, co się wokół nas dzieje - dodaje kierowca.
ZOBACZ WIDEO Wybuchy w Dortmundzie. Co wiemy?