Leszek Orłowski
Zastanawiające, że Lionel Messi od tego czasu nie popisał się równie spektakularną szarżą. Czy należy zatem i dziś określać go jako najlepiej kiwającego piłkarza świata? Naszym zdaniem – nie. Jeśli nie on więc, to kto jest królem dryblingu?
Według powszechnej opinii umiejętność kiwania się zanika we współczesnym futbolu, z generacji na generację sztuka ta znajduje wśród zawodowców coraz mniej adeptów, w piłce stawia się na podania, a nie drybling. Trudno zweryfikować tę tezę, jeśli lata 50. i grę Manu Garrinchy czy Lucjana Brychczego zna się tylko z opowieści. Ale, na oko, wcale nie jest tak źle, jak się powiada.
Jeśli nawet istotnie próby kiwki podejmuje mniej zawodników, to tym bardziej ci, którzy umieją to robić, się wyróżniają. Zresztą, obserwujemy chyba coś w rodzaju rehabilitacji dryblingu. Coraz więcej ekspertów domaga się na przykład, by nie ograniczać pod tym względem adeptów futbolu, by pozwolić im na indywidualne popisy, zamiast wtłaczać w schematy i wymogi profesjonalnego futbolu. Pojawia się konstatacja, że futbol był ładniejszy, radośniejszy, gdy dzieciaki, zanim trafiały do klubów, ganiały za piłką po podwórkach, gdzie nikt im niczego nie zabraniał.
Niniejszy ranking jest więc poniekąd klasyfikacją najbardziej podwórkowych piłkarzy z obecnego topu. Jednak wznieśli oni swe cyrkowe sztuczki na tak wysoki poziom, że zarazem są tymi, którzy najbardziej rozpalają grą tłumy. Nie jest łatwo sporządzić takie zestawienie, bo jakość dryblingu jest całkowicie nieuchwytna statystycznie, gdyż żadna statystyka przedsięwziętych i udanych akcji indywidualnych nie ujmuje kontekstu, czyli sytuacji na boisku, a ona jest najważniejsza. Siłą rzeczy jest to więc ranking skrajnie subiektywny.
ZOBACZ WIDEO Real - Bayern. Monachijczycy mogą czuć się oszukani
Arjen Robben. Popisowy numer
Skrzydłowy Bayernu niedawno znalazł się na czele naszego rankingu piłkarzy najbardziej podatnych na kontuzje. Nie ma tu mowy o żadnej przypadkowej zbieżności. Arjen Robben często sobie coś zrywa nie tylko dlatego, że ma taką a nie inną konstrukcję mięśni i stawów, lecz również z powodu użytkowania ich w określony sposób. Jego drybling polega na gwałtownych skrętach tułowia podczas biegu z piłką oraz machaniu na wszystkie strony nogami. W swej popisowej akcji, atakując z prawego skrzydła, biegnie z piłką niemal równolegle do końcowej linii pola karnego, by skończyć akcję strzałem lewą nogą. Całe zagadnienie polega na tym, żeby stojących mu na drodze rywali nakłonić do blokowania tej ścieżki, którą w żadnym razie nie zamierza podążać, czyli w kierunku linii końcowej boiska, i odsłonięcia głównego kanału. Doprawdy zdumiewające jest, że przez tyle lat kolejne już pokolenia obrońców dają się nabierać na dziwne kroki i ruchy Holendra.
Dziś, kiedy kariera Robbena dobiega końca, nikt nie powie, że był on choć przez chwilę najlepszym piłkarzem świata. Mało kto pamięta, jak go postrzegano dekadę temu, gdy przybywał do Realu Madryt. Warto sięgnąć do prasy hiszpańskiej z owego czasu. "Marca" napisała słowa, których zaiste nie poświęca każdemu nowemu nabytkowi Realu: "Możliwości ofensywne Robbena nie mają granic. Jest to następca Johana Cruyffa". Potem nazwany został przez tę gazetę nowym mesjaszem Realu. Przypomniano też słowa Pele: "Robben do tego stopnia przypomina mi mnie samego z lat świetności, że aż chce mi się płakać". Były to komplementy przesadzone, niestosowne? Nie, Robben w 2007 roku był bowiem wszechstronniejszym zawodnikiem niż dziś. Atakował nie tylko ze skrzydła, lecz także środkiem, potrafił niczym Maradona czy Messi przebiec pół boiska, mijając kolejnych rywali. Dopiero kilka lat temu, już w Bayernie, wyspecjalizował się wąsko, doprowadzając do perfekcji swój popisowy numer i rezygnując ze stosowania innych.
(...)
[b]CAŁY ARTYKUŁ DO PRZECZYTANIA W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA".
[/b]