Kamil Glik: Lepiej być nie mogło

Getty Images /  Valerio Pennicino / Na zdjęciu: Kamil Glik
Getty Images / Valerio Pennicino / Na zdjęciu: Kamil Glik

- Dwa najbliższe dni będą intensywne. Stoliki zarezerwowane, już czekają na drużynę, będzie się działo! - mówił w Monako po meczu naszemu reporterowi Kamil Glik, zaraz po zdobyciu mistrzostwa Francji.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Wyszedł pan do mix zony w marynarce, krawacie, koszuli, a pana kolega idzie właśnie z odkrytym torsem. Co tak grzecznie?

Kamil Glik: Kolega Benjamin Mendy to wodzirej. Niesamowita osoba. Gdybym opowiedział o nim kilka historii, to ktoś pomyślałby chyba, że zwariowałem i nigdy takie rzeczy nie mogłyby się wydarzyć w klubie pokroju AS Monaco.

Co na przykład robi?

Na przykład nie przychodzi na treningi. Po prostu, nie ma go. Później jedzie do niego do domu trener Leonardo Jardim i rozmawia. Następnego dnia odbiera go z domu i przywozi na zajęcia. Kto by pomyślał, prawda? Przecież w normalnych warunkach takie zachowania nie mają prawa się wydarzyć. Takiego egzemplarza jak Mendy nigdy nie spotkałem. Trudno będzie go przebić.

(Do Kamila Glika podchodzi bramkarz Danijel Subasić i parodiuje: "mniam, mniam, gulasz! gulasz!").

Danijel ciągle się śmieje, że jestem "gulasz". Wiadomo, to Chorwat, też pozytywny wariat. Jeden z moich najlepszych kolegów, mieszka blisko mnie. Wjeżdżamy do góry i jesteśmy w domach. Mieszkamy blisko stadionu, morza, z dala od szumu centrum.

ZOBACZ WIDEO AS Monaco mistrzem Francji. Zobacz skrót meczu z AS Saint-Etienne [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Pan się nie lubi pchać na afisz. Obserwowałem, jak świętowaliście tytuł. Oczywiście się pan bawił, ale bardziej z boku, w towarzystwie rodziny.

Przyjechała mama z Jastrzębia-Zdroju, przyjaciel Damian Seweryn. Była oczywiście żona Marta i córka Wiktoria.

Córka, która między radującym się Radamelem Falcao a Kylianem Mbappe, siedziała panu na ramionach. 

Już zmęczona była. I tak ładnie wytrzymała, zazwyczaj chodzi spać o godzinie 22, a ze stadionu wychodziliśmy ok. 1 w nocy. Fajerwerki bardzo jej się podobały.

Feta była fantastyczna, chyba lepiej niż na niejednym ekskluzywnym sylwestrze.

Chyba tak, rzeczywiście. W Monaco zawsze wszystko jest perfekcyjnie przygotowane. Od pierwszego dnia odkąd tu jestem, na nic nie mogę narzekać. Ja tylko przychodzę na trening i gram. Niczym nie muszę się zajmować, niczym przejmować. Teraz czeka nas intensywny tydzień spotkań, kolacji, z właścicielem Dmitrijem Rybołowlewem i księciem Albertem II. Wiem już, że kilka niespodzianek na nas czeka.

Mówi pan, że seria kolacji i spotkań, czyli sezon już się zakończył?

Po meczu i w czwartek możemy robić, co chcemy, dostaliśmy wolne. W piątek lekki rozruch, a w sobotę ostatnie spotkanie. Zobaczymy, kto w ogóle pojedzie do Rennes. Ten mecz nie ma znaczenia, ale nie wypada nam dać plamy. Jesteśmy mistrzem, do czegoś to zobowiązuje. Jeżeli ja będę miał zagrać, a chętnie bym to zrobił, to mobilizacji mi nie zabraknie.

Kiedy uwierzyliście, że mistrzostwo Francji jest możliwe?

Kluczowy był mecz z Lyonem 23 kwietnia, który wygraliśmy 2:1. Tydzień później PSG przegrało z Niceą 1:3. Wszystko zaczęło się ładnie układać. Ludzie czekali na tytuł siedemnaście lat. Kiedy Monaco po raz ostatni zdobyło mistrzostwo, kończyłem szkołę podstawową, mianowicie szóstą klasę. Oglądałem wtedy głównie spotkania reprezentacji i finały Ligi Mistrzów. Jako dwunastolatek nie sądziłem, że kiedyś sam wywalczę z tą drużyną tytuł.

Mistrzostwo, półfinał Ligi Mistrzów, półfinał Pucharu Francji, finał Pucharu Ligi, i wyróżnienie od kibiców - został pan wybrany do jedenastki sezonu Ligue 1. Lepiej być chyba nie mogło?

Nie mogło. Nie spodziewałem się, że będzie to aż tak dobrze wyglądało w moim pierwszym sezonie w drużynie. To były długie miesiące gry, rozegraliśmy chyba najwięcej spotkań spośród wszystkich drużyn we Francji. Czujemy się spełnieni w Lidze Mistrzów, w krajowych pucharach też było dobrze. Najważniejsze to jednak spełnione marzenia o mistrzostwie.

W klubie rozegrał pan 53 mecze we wszystkich rozgrywkach, często też mimo urazów. Jest pan zmęczony?

Właśnie nie! Fizycznie czuje się bardzo dobrze. Jeżeli sezon miałby trwać, to dałbym radę. Po EURO 2016 przyjechałem do Monaco 25 lipca po trzech tygodniach urlopu, i zacząłem grać bez okresu przygotowawczego, już 3 sierpnia w eliminacjach Ligi Mistrzów. Nie miałem większych problemów, nawet ze skurczami.

Tylko reprezentacji szkoda - w czerwcu z Rumunią w el. MŚ pan nie zagra, bo pauzuje za kartki.

W zeszłym roku też nie było mnie na meczu z Gruzją w eliminacjach mistrzostw Europy, ale podobnie jak wtedy, będę na trybunach. Czuję się częścią tej drużyny, mimo że będę miał wakacje, zjawię się na stadionie i będę kolegów dopingował. Szkoda, fizycznie i mentalnie byłbym gotowy na występ.

To teraz wakacje... pewnie tradycyjnie na Mazurach.

Oczywiście! Brakuje mi czasu z rodziną, bo ostatnio ciągle byłem w rozjazdach. Obowiązkowo odwiedzę Jastrzębie-Zdrój, Mazury i Sardynię. Tam czuję się najlepiej. Ale dwa najbliższe dni będą intensywne. Stoliki zarezerwowane, już czekają na drużynę. Będzie się działo!

Źródło artykułu: