Jacek Stańczyk: Ekstraklasa bez podziału. Gwiazda wywalona na zbity pysk (komentarz)

East News / PIOTR KAMIONKA/REPORTER
East News / PIOTR KAMIONKA/REPORTER

Ekstraklasa od nowego sezonu kończy z dzieleniem punktów na pół. Po rundzie zasadniczej kluby zachowają cały dorobek. Gdy w końcu z filmowego gniota zrobiono całkiem niezłe kino akcji, to na zbity pysk wywalono gwiazdę, która tego gniota ratowała.

W tym artykule dowiesz się o:

W poniedziałek Ekstraklasa ogłosiła, że od przyszłych rozgrywek nadal po sezonie zasadniczym drużyny będą podzielone grupę mistrzowską i spadkową, ale nie zabierze już im połowy punktów. Generalnie, jak tłumaczono, wszystko jest świetnie, zainteresowanie ligą rośnie, gramy więcej. System działa.

Tak działa, że trzeba go zmienić.

To była cudowna klęska

Pewnie wiele osób w Bielsku-Białej płakało, inne wyrywały sobie ostatnie włosy z głowy, może ktoś myślał nawet o głodówce. W poprzednim sezonie piłkarze Podbeskidzia, którzy po 30. kolejkach zajmowali 9. miejsce i mieli aż trzynaście punktów nad ostatnią drużyną, spadli z ligi.

To wydawało się niemożliwe. I jakie to było piękne.

ZOBACZ WIDEO Wielka radość piłkarzy Realu Madryt [ZDJĘCIA ELEVEN]

Mieliśmy wówczas do czynienia z najczystszym przykładem nieprzewidywalności, zaskoczenia, a wręcz szoku gdy końcówka wbija w fotel. Wszystkim tym, czego oczekujesz od dobrego show. Ja mogę pisać, że spadek "Górali" był piękny, bo mam to szczęście nie być kibicem tego klubu. Ba, mam ten przywilej nie być fanem żadnego zespołu. Mało mnie szczerze mówiąc obchodziło, co dokładnie biedni "Górale" przeżywali. Ja cieszyłem się tym, że mogę ich klęskę przeżywać niemal z popcornem w ręku. Jak w kinie.

Futbol to rozrywka, która ma bawić. Piłkarze są aktorami i nie ma co do tej prostej zasady dorabiać ideologii. Na Zachodzie mamy aktorów dużo lepszych, więc nie potrzeba im kombinowanego scenariusza (systemu ligowego), żeby dostarczać ludziom rozrywki. U nas aktorzy są jacy są, więc trzeba im było trochę scenariusz podkręcić.

Trzy lata temu Ekstraklasa, chcąc podnieść poziom zainteresowania ligą, wpadła na doskonały pomysł. Podzieliła ligę na pół po 30. kolejkach, a na dodatkowe siedem kolejek zabrała jeszcze klubom połowę punktów. Sprawiła, że walka o miejsce w grupie mistrzowskiej szła na noże i wakacji w połowie kwietnia nie było. Spłaszczyła też ligę, więc decydująca rozgrywka niejako rozpoczynała się na nowo.

To nie miała być reforma, która nagle sprawi, że polskie kluby podbiją Europę. Choć paradoksalnie akurat w trakcie jej trwania Legia zagrała w Lidze Mistrzów. Mój kolega z redakcji Marek Wawrzynowski napisał niedawno, że przecież w ostatnich latach liga przechodziła wiele reform, a była dokładnie taka sama - poziomem słaba. Tyle, że taka liga wobec innych rywali w grze o widza musi sobie radzić niemalże ekstremalnymi rozwiązaniami.

ESA 37 z dzieleniem punktów miała więc być zabiegiem podnoszącym zainteresowanie, wprowadzającym jak najwięcej niewiadomych, nad których rozwiązaniem piłkarze mieli pracować do samego końca. I sami przedstawiciele Lotto Ekstraklasy zapewniają, że tak właśnie było.

Przykład Podbeskidzia jest najlepszy. Sytuacja obecna, gdy pierwsza Legia ma tylko dwa punkty przewagi nad trzema klubami też jest doskonałym argumentem za ESA 37 w pierwotnym kształcie. Oczywiście, że nie da się utrzymać w grze "o coś" wszystkich szesnastu klubów do samego końca. Jednak dało się wydłużyć ten czas napięcia i niepewności.

Gdyby nie było podziału punktów, to Wisła Płock i Zagłębie Lubin do rundy dodatkowej przystępowałyby już de facto utrzymane. Czyli nastąpiłby powrót do tego, z czym przez lata walczono - wakacji już w kwietniu i nudy wiejącej jak halny na Kasprowym.

Skandal i złodziejstwo

 - Skandal, złodziejstwo, co za niesprawiedliwość - krzyczał też niestety oburzony piłkarski lud, że zabiera mu się połowę punktów. To nic, że zasady były znane dla każdego od początku. Mądrzy Amerykanie są przywiązani do systemu play-off i w takiej lidze NBA możesz wygrać milion meczów w rundzie zasadniczej, a odpaść w pierwszej rundzie dogrywki. I nikt nie ma z tym problemu.

Powinniśmy się od Jankesów sporo uczyć. W czym jak w czym, ale w robieniu dobrej, emocjonującej rozrywki są najlepsi.

U nas był to wielki problem, bo to przecież trzy punkty ciężko wywalczone na boisku. Krwią, potem i łzami. Mówili tak trenerzy, część piłkarzy, mówili eksperci. Deprecjonowano 30 meczów rundy zasadniczej twierdząc, że są tylko o 1,5 punktu. Ale też wywalczone tym samym potem i tą samą krwią. I wszyscy tylko zapominali o jednym.

O punkcie regulaminu, który mówił, że na koniec rozgrywek wyżej jest ten, kto był wyżej po rundzie zasadniczej. Niecierpliwie czekam, gdy za dwa tygodnie Jagiellonia i Legia (przykładowo) będą miały tyle samo punktów i mistrzem zostanie Jagiellonia. Dlatego, że była pierwsza po 30 kolejkach.

Skończyłoby się wtedy to całe gadanie, jak to przez kilka miesięcy grano o nic.
Niestety i to rozstrzygnięcie od przyszłego sezonu zostanie wyrzucone.

Jak strzelać sobie w kolana, to już całą serią z kałasznikowa. Jak w filmie, tylko już nie tym klasy ekstra. Raczej jakiejś klasy B.

Klaps.

Źródło artykułu: