Obrońca Korony w 68. minucie poniedziałkowego meczu z Bruk-Bet Termaliką (2:0) obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Taka kara skutkowała przymusową pauzą w starciu z Legią (12 żółta kartka w sezonie - przyp. red.), ale kielecki klub z powodzeniem odwołał się od decyzji sędziego Zbigniewa Dobrynina.
- Cieszę się i fajnie, że ta sprawa została szybko zamknięta. Kartka została pokazana niesłusznie i stanęło na naszym - przyznał Rafał Grzelak.
Jego obecność w wyjściowym składzie to przy obecnych, gigantycznych problemach kadrowych złocisto-krwistych duże wzmocnienie. Jest to tym bardziej ważne, że zespół Macieja Bartoszka zmierzy się z liderem. - Każdy mecz jest trudny i inny. Wiadomo, że w tym momencie przyjeżdża lider, Legia walczy o mistrzostwo, a my mamy swoje cele i zamierzamy podejść na 120 procent. Legia nie dostanie nic za darmo i zamierzamy wygrać to spotkanie. Chcemy sobie zapewnić piąte miejsce już w tym meczu - przekonuje 28-latek.
Dla "Grzela", podobnie jak i kilku innych graczy, to ostatnie chwile do przekonania działaczy, że warto zaproponować mu nowy kontrakt. Piłkarz do wszystkiego podchodzi jednak na chłodno. - Jeśli miałem zapracować na ten kontrakt, to zapracowałem przez 2 lata swoją postawą na treningach i na meczach. Podchodzę do każdego meczu na 100 procent, nieważne czy podpisałbym kontrakt czy nie.
Koroniarze nie obawiają się zespołu z Warszawy. - To jest sport, piłka nożna, każdy ma przed meczem 50 procent szans. Musimy wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i zagrać na tym poziomie co wcześniejsze spotkania. Jeśli zagramy z zębem, fantazją to trzy punkty są możliwe - uważa.
ZOBACZ WIDEO Juventus nie dał szans Crotone i jest mistrzem. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]