Choćby Wojciech Szczęsny. Pamiętacie sytuację, kiedy młody, chudy jak szczypior bramkarz, domagał się regularnych występów w Arsenalu? Osiem lat temu, podczas wypożyczenia do Brentford, klubu z trzeciej ligi, w wywiadach krytykował Manuela Almunię. Hiszpan był wtedy pierwszym bramkarzem Arsenalu. Szczęsny z tego faktu drwił. I to publicznie.
- Mam siedzieć na ławce rezerwowych kosztem kogoś, kto zaczął grać w wieku trzydziestu lat? Powiem szczerze, że nie jest to zabawne - mówił o swoim koledze z zespołu Szczęsny. Kolejną szpilkę koledze wbił, odpowiadając na pytanie, co obu zawodników różni. - Z pewnością to, że on nie ma mojej klasy - wypalił.
Dziś Szczęsny to jeden z najlepszych bramkarzy w Europie, który najpewniej trafi niebawem do Juventusu. Legenda, Gianluigi Buffon, mówi, że to najlepszy wybór prezesów tego klubu.
Nie tylko Szczęsny nie bał się mówić, co myśli. Człowiek, którego zdanie może wydawać się w naszym kraju nawet ważniejsze od prezydenta, czyli Robert Lewandowski, po Euro 2012 publicznie skrytykował Franciszka Smudę. Byłego selekcjonera kadry bezlitośnie wypunktował w wywiadzie pasowym z Robertem Błońskim. Lewandowski nie przeczył, że Smudę przerósł turniej, którego byliśmy współgospodarzem.
ZOBACZ WIDEO ME U-21. Dawid Kownacki: Nerwy były ogromne
- Po trenerze było widać zdenerwowanie i presję. W pewnych momentach brakowało mi jego słów, które coś by dla nas znaczyły, i z których dowiedzielibyśmy się czegoś nowego. Słyszeliśmy ogólnik: "Jak strzelimy, to gramy, jakby było 0:0. Jak stracimy - też" - mówił obecny kapitan kadry.
Krytykował też treningi podczas zgrupowania przed mistrzostwami Europy. - Obciążenia, które mieliśmy, były większe niż w trakcie przygotowań do sezonu. Akumulatory trzeba było podładować, my przesadziliśmy z zajęciami na siłowni. Naprawdę chciałbym powiedzieć, że byliśmy dobrze przygotowani. Ale nie byliśmy. Sam po sobie to czułem - mówił bez ogródek obecny napastnik Bayernu Monachium.
Kilka lat później publicznie selekcjonera - już innego, Adama Nawałkę - skrytykował też Eugen Polański. Zarzucał mu, że jest nielojalny i łamie wcześniej ustalone zasady.
- Tak nie zachowują się dorośli ludzie. Nawałka jedno mówi, drugie robi. Powołał mnie na mecz ze Szkocją, chwalił i chwalił, mówił, że jestem wysoko w jego hierarchii. Tymczasem dał zagrać raptem kilkanaście minut, tłumacząc, że dopiero co wystąpiłem w spotkaniu Hoffenheim w lidze i mogę nie mieć sił - żalił się piłkarz.
Polanski podważał również kompetencje trenerskie Nawałki. - Treningi są jak dla dzieci. Nie ma taktyki, trenujemy tylko karne i rożne, a na boisku jeden patrzy na drugiego i nie wie, co zrobić - komentował pomocnik.
Trenera reprezentacji, choć nie w strefie wywiadów jak Bielik, z błotem zmieszał również Artur Boruc. Chodziło o Franciszka Smudę i słynny lot z Chicago do Warszawy. Smuda wyrzucił Boruca i Michała Żewłakowa z kadry, bo ci na pokładzie samolotu pili wino i rozmawiali ze stewardesami. Bramkarz w końcu nie wytrzymał i w rozmowie z "nSport" oznajmił, co sądzi o trenerze.
Jego nazwisko celowo mylił z Dyzmą, odnosząc się prawdopodobnie do filmu "Kariera Nikosia Dyzmy", w którym główny bohater był politykiem, niedouczonym, pełnym ignorancji, ale głównie za sprawą szczęścia piął się po stopniach kariery i stał się symbolem cwaniactwa, karierowicza.
- Trenerowi nie pasowało, że my się bawimy lepiej od niego. Nie pasowało to, że jesteśmy zbyt wyluzowani - komentował Boruc w rozmowie z Sergiuszem Ryczelem.
- Ja nie jestem osobą , którą da się w dupę kopać i która do tego będzie jeszcze spuszczać oczy. Inni piłkarze siedzą cicho, bo pewnie się boją, boją się stracić miejsce w reprezentacji. Trener Smuda jest osobą, która nie umie rozmawiać, słuchać i zrozumieć. Czasami nie kontroluje tego co mówi. W normalnym świecie za takie teksty dostaje się w pysk - nie krył złości piłkarz AFC Bournemouth.
Bielik też ma swoje zdanie. I też nie boi się go wygłaszać publicznie. Od słów Polanskiego kadra nie przegrała na Stadionie Narodowym meczu (marzec 2014), po wypowiedziach Lewandowskiego i Boruca nie zdarzyło się, by ktokolwiek krytykował selekcjonera za przerost ego, a Szczęsny, mimo że jak krytykował, to piłkarsko był jeszcze nikim, broni dziś tak, że za chwilę może być w swojej profesji najlepszy na świecie.
Może i czasem trzeba pójść pod prąd, żeby później z tym prądem dotrzeć do celu. A nie podpisywać się pod miałkim i pustym oświadczeniem.