Nowe ustawienie Widzewa - atakuje jeden czy trzech?

W meczu z Dolcanem piłkarze łódzkiego Widzewa zagrali w nowym, nietypowym dla siebie ustawieniu 4-5-1. Wcześniej trener Paweł Janas stawiał na system z dwójką napastników. Czy aby na pewno to nowe rozwiązanie jest skuteczniejszego od poprzedniego?

Poniedziałkowe spotkanie nie dało jednoznacznej odpowiedzi. Łodzianie rozpoczęli w ataku z osamotnionym Marcinem Robakiem, ale przy niekorzystnym wyniku szkoleniowiec wprowadzał kolejnych zawodników ofensywnych. W końcówce meczu obok wicelidera klasyfikacji strzelców I ligi grali Przemysław Oziębała i Robert Kowalczyk.

Dopiero system z trzema napastnikami pozwolił na stworzenie kilku dogodnych sytuacji, a także zdobycie dwóch goli. Grając przez godzinę jednym zawodnikiem w pierwszej linii, widzewiacy stworzyli zaledwie jedną okazję do strzelenia bramki. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Dejana Miloseskiego, główkował z trzech metrów wprost w bramkarza Jarosław Bieniuk.

Ale trener Janas na nasze pytanie o ustawienie z jednym napastnikiem, szybko odpowiedział: - Graliśmy w systemie 4-3-3 z ofensywnie usposobionymi skrzydłowymi. Tyle tylko, że Darvydas Sernas rozegrał kolejny słaby mecz, nie popisał się żadnym ciekawym zagraniem i zamiast wspomagać Robaka - schodził do środka. Lepiej wypadł Oziębała, który kurczowo trzymał się prawego skrzydła, gdzie starał się dryblować i dośrodkowywać.

Kluczem do sukcesu miało być jednak zagęszczenie środka pola, gdzie znalazło się miejsce dla Miloseskiego, Łukasza Grzeszczyka i Mindaugasa Panki. - Trener wiedział, że potrzebujemy zawodników, którzy dobrze grają w drugiej linii. W niektórych momentach w nowym ustawieniu prezentowaliśmy się naprawdę nieźle - stwierdził Robak.

Nowy system przede wszystkim odpowiada Pance. - Ta taktyka jest mi dobrze znana, bo w taki sam sposób graliśmy w Vetrze Wilno i reprezentacji Litwy. Dla mnie nie stanowi to żadnego problemu - przyznał w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.

Ale Janas z dyspozycji wspomnianego tercetu raczej nie był zadowolony. - Mieliśmy zbyt wiele niewymuszonych strat. Gdy trzeba było wyprowadzić akcję, traciliśmy piłkę. Widoczny był także spory chaos w naszej grze - przyznał. Odpowiadający za ułożenie gry Grzeszczyk i Miloseski nie radzili sobie zbyt dobrze, choć znacznie lepiej wypadł ten drugi.

Grając przez większość spotkania z pięcioma zawodnikami w drugiej linii, łodzianie zdecydowanie zawodzili. Dopiero gdy mieli nóż na gardle i musieli zaatakować, pokazali solidny futbol.

Źródło artykułu: