Minęły niespełna 3 minuty, gdy Robert Lewandowski doskoczył do piłki dośrodkowanej przez Kamila Grosickiego. Uderzył szybko. Bramkarz Portugalii, Rui Patricio, nie miał większych szans. Lewandowski spojrzał w niebo. Miał za co dziękować. Uratował dla siebie turniej, który, choć stał się największym sukcesem Polski od 30 lat, dla niego mógł być osobista klęską.
Kibice i dziennikarze zachwycali się innymi zawodnikami - do miana postaci kultowej urósł Michał Pazdan, wielki renesans formy przechodził Jakub Błaszczykowski, świetne interwencje zaliczał Łukasz Fabiański, niemal perfekcyjne mecze grali Łukasz Piszczek i Grzegorz Krychowiak. Ale "Lewy" był cieniem samego siebie i po meczach musiał odpowiadać cały czas na to samo pytanie - dlaczego nie może strzelić. Szukał, ale dobrej odpowiedzi nie był w stanie znaleźć.
Do czasu meczu z Portugalią wszystko szło jak po grudzie. Lewandowski nie był chyba do końca przygotowany na to, co czeka go podczas turnieju we Francji. Podczas eliminacji był zdecydowanie naszym najlepszym piłkarzem. Strzelił 13 goli, najwięcej ze wszystkich. Nagle się zaciął.
Nawet jeśli drużyna grała dobrze, nasz najlepszy zawodnik znalazł się w ogniu krytyki. Zagraniczne media nie szczędziły mu ciosów. Po trzecim meczu grupowym został niemalże zmiażdżony przez dziennikarzy.
ZOBACZ WIDEO Głośne śpiewy i świetna atmosfera - oto kulisy reprezentacji Polski U-21
"Jeśli Polska ma osiągnąć niesamowity wynik, Robert Lewandowski musi zakończyć ten horror i odnaleźć formę z Bayernu Monachium" - pisał serwis goal.com.
I jeszcze: "Z faworyta do zdobycia tytułu króla strzelców Euro 2016 Lewandowski staje się jednym z największych rozczarowań turnieju. Nawet inni zawodzący piłkarze tacy jak Mueller, Jarmolenko, Ronaldo i Pogba mają większy wpływ na grę swoich zespołów niż Polak"
Statystyki wyglądały brutalnie. W trzech pierwszych meczach Lewandowski nie oddał nawet jednego celnego strzału. Było to jego wielką porażką, choć zupełnie inaczej widział to Guy Roux, z którym rozmawialiśmy podczas turnieju.
- Widzę, że Robert Lewandowski jest blokowany cały czas przez przeciwników. Ale to fantastyczny zawodnik, daje drużynie całego siebie, umie się poświęcić. Dzięki niemu inni grają dobrze. On jest gdzieś z przeciwnikiem, a inni grają. To dlatego Polska jest tak dobrym zespołem - powiedział słynny francuski szkoleniowiec.
Podobnie widziała to większość polskich mediów. I niekoniecznie było to związane z tym, żeby Lewandowskiego przesadnie nie skrytykować. "Lewy" miał cały czas tzw. plastra. W meczu z Irlandia Północną cały czas krok w krok podążał za nim Gareth McAuley, w trudniejszych sytuacjach wspomagany przez jednego z kolegów. Podobnie w meczu z Niemcami. Cały czas blisko Polaka był Jerome Boateng, a gdy sobie nie radził, w pobliżu od razu znajdował się Mats Hummels.
W praktyce wyglądało to tak, że z Irlandczykami Lewandowski nie doszedł do ani jednej sytuacji strzeleckiej, z Niemcami ratował się uderzeniami zza pola karnego, ale zostały one zablokowane.
Jeśli zagrał naprawdę słabszy mecz, to z Ukrainą, kiedy faktycznie miał dwie możliwości do strzelenia bramek i ich nie wykorzystał.
Jednak w pierwszych meczach dzięki jego grze i skupieniu na sobie uwagi rywali, znacznie więcej miejsca miał Arkadiusz Milik, który, gdyby był skuteczny, powalczyłby o tytuł króla strzelców turnieju. W sumie miał w turnieju 6 sytuacji. W normalnych, mniej stresujących okolicznościach, strzeliłby pewnie 6 goli. Skończył z jedną bramką, ale dla wielu kibiców i tak stał się odkryciem turnieju.
Dało się w tym okresie wyczuć pewien zgrzyt między piłkarzami. Lewandowski w strefie wywiadów narzekał na brak wsparcia z przodu, na to, że musi sam zmagać się z przeciwnikami polującymi na jego nogi. Tak też było w pierwszym meczu rundy pucharowej, gdy Fabian Schaer spokojnie mógł zobaczyć czerwoną kartkę za faul na Polaku.
Z kolei Milik pytany o to, że Lewandowski odciąga obrońców, żeby zrobić mu miejsce, odpowiadał, że nic takiego nie zauważył.
Ciekawe, że przy bramce Lewandowskiego dla Polski w meczu z Portugalią, Milik zrobił dokładnie to, co wcześniej robił jego starszy kolega z Bayernu. Odciągnął obrońców i zostawił "Lewemu" przestrzeń.
Zatrzymał się zegar nieskuteczności Polaka. Minęło dokładnie 569 minut Polaka bez bramki - to była, jak wyliczyli statystycy, czwarta najdłuższa seria "Lewego" bez trafienia w kadrze narodowej. Lewandowski trafił po raz pierwszy od meczu towarzyskiego z Islandią, który wygraliśmy w listopadzie 2015 roku w Warszawie. I faktycznie był zgrzyt między nim w kadrze a nim w Bayernie Monachium. W niemieckiej drużynie, z 30 golami, po raz drugi został królem strzelców ligi. Na boiskach Francji też miał powalczyć, ale nie wyszło.
Po mistrzostwach dziennikarze "France Football" napisali w podsumowaniu, ze przeszedł obok turnieju. Serwis statystyczny "squawka" wybrał go do "11" rozczarowań. Nie do końca było to fair, biorąc pod uwagę, ile energii go te mistrzostwa kosztowały.
Rację miał natomiast bramkarz Łukasz Fabiański, który w rozmowie z Polsatem, po meczu z Portugalczykami, łamiącym się głosem wyrażał nadzieję, że turniej zaprocentuje w eliminacjach do mundialu. Stało się tak zwłaszcza dla "Lewego".
Piłkarz Bayernu strzela w każdym meczu, w sumie 11 z 15 naszych goli w eliminacjach - 74 procent. Stał się już nie tylko liderem kadry, ale jej koniem pociągowym.