Na stadionie łzy, na ulicach bijatyki. To była największa kompromitacja brazylijskiej piłki

Getty Images / Buda Mendes
Getty Images / Buda Mendes

Półfinał mistrzostw świata 2014. Sędzia kończy mecz, a na tablicy wyników wymowne 7:1 dla Niemców. Brazylijczycy do dzisiaj nie potrafią zapomnieć o jednym z najgorszych meczów w historii ich kraju.

Brazylia. Kraj pełen kontrastów, w którym w pobliżu luksusowych apartamentowców stoją fawele. Podczas gdy bogaci spędzają wieczory przy lampce bardzo drogiego wina, w ich sąsiedztwie toczy się codzienna walka o życie. Strzelaniny, handel narkotykami, wojny gangów, a w tym wszystkim często uczestniczą dzieci.

Mimo tego wszystkiego Brazylia jest krajem pełnym uśmiechniętych ludzi. Samba, karnawały, imprezy na plaży. Tam na ulicy rzadko spotkasz zasmuconego człowieka. Biedny, czy bogaty po prostu cieszy się życiem. To jedna cecha wspólna Brazylijczyków. Drugą jest piłka nożna. To ona sprawiła, że w jednym momencie cały kraj pogrążył się w rozpaczy. Do dzisiaj wielu brazylijskich kibiców widząc zapis 1:7, najchętniej zapadłoby się pod ziemię ze wstydu.

Największy cios w historii brazylijskiej piłki

8 lipca 2014 roku. W całej Brazylii czuć wielkie podekscytowanie, a w Belo Horizonte od samego rana ulice są pełne fanów w kanarkowych koszulkach. Wszyscy odliczają godziny do półfinałowego spotkania z Niemcami. Ich rodacy mają wygrać, awansować do finału i sięgnąć po Puchar Mistrzów na własnej ziemi. Cały naród czeka na powtórzenie sukcesu z 2002 roku, gdy Ronaldo, Rivaldo i Ronaldinho poprowadzili swój zespół do mistrzostwa. Co ciekawe, wtedy w finale ograli właśnie Niemców 2:0.

Były też obawy, a największą był Neymar. Największa gwiazda reprezentacji nie mogła zagrać w półfinale z powodu kontuzji. Jak się później okazało, jego brak był niczym odłączenie pacjenta od respiratora. Brazylia Luiza Felipe Scolariego tego dnia umarła. Na murawę stadionu w Belo Horizonte wyszło jedenastu zawodników, których, cytując klasyka, można by nazwać wkładami do koszulek. Niemcy zafundowali gospodarzom najbardziej przerażającą przejażdżkę rollercoasterem, wygrywając 7:1.

Po pierwszej połowie późniejsi mistrzowie świata prowadzili 5:0. Niesamowite było 360 sekund pomiędzy 23, a 29 minutą. Niemcy wówczas zdobyli cztery gole, a kibic nieznający się na futbolu, mógłby pomyśleć, że ogląda potyczkę amatorów z zawodowcami.

Po przerwie niewiele się zmieniło. Niemcy jeszcze dwa razy pokonali Julio Cesara, a Brazylia była w stanie odpowiedzieć jedynie golem Oscara w 90. minucie. Kiedy sędzia odgwizdał koniec spotkania, na trybunach panowała żałoba. Tysiące kibiców płakało, a ich krople łez wsiąkały w betonowe posadzki trybun. Murawa także wchłonęła wiele gorzkich łez piłkarzy. Wymowny był obrazek płaczącego Davida Luiza, do którego podszedł Mesut Oezil.

- Wszyscy zawodnicy, w tym także ja, byliśmy zaskoczeni tym, co się stało. Kiedy po niespełna trzydziestu minutach prowadzisz 5:0, zaczynasz się zastanawiać, o co tutaj chodzi. Widząc płaczących kibiców, piłkarzy, sam odczuwasz ich cierpienie. Dlatego podszedłem do Davida Luiza i powiedziałem mu "naprawdę przepraszam, masz świetny kraj, fantastycznych ludzi" - zdradził Oezil.

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ, CO DZIAŁO SIĘ W BRAZYLII PO MECZU I DLACZEGO NIEMCY NIE CHCIELI WYGRAĆ JESZCZE WYŻEJ
[nextpage]

- To był bardzo trudny moment. Porażka 1:7 była największym ciosem, jaki brazylijski futbol otrzymał w całej historii - komentuje Mauro Silva, mistrz świata z 1994 roku.

Wstyd na wieczność

Po meczu trener Scolari mówił, że to był jego najgorszy dzień w życiu. Zrozpaczony Fred niedługo później zakończył reprezentacyjną karierę. David Luiz i Julio Cesar publicznie przepraszali swoich rodaków. Neymar, który spotkanie z Niemcami oglądał w domu, po siódmym straconym golu wyłączył telewizor i poszedł grać w pokera ze znajomymi.

Wynik mógł być znacznie wyższy. W drugiej połowie niemieccy piłkarze wyraźnie spuścili z tonu. Mats Hummels przyznał potem, że nie chcieli jeszcze bardziej upokarzać rywala. 8 lipca i tak stał się dla Brazylijczyków najgorszym dniem w historii ich futbolu. Media przypominały dwie inne wielkie porażki - 0:6 z Urugwajem w 1920 roku i 1:5 z Argentyną w 1939 roku.

Media masakrowały piłkarzy. "Najgorsza porażka w historii", "Wstyd na wieczność", "Światowe upokorzenie", "Niekończący się smutek" - takie tytuły pojawiły się na pierwszych stronach gazet z całego świata. Każdy, kto tego dnia zagrał w kanarkowej koszulce, już zawsze będzie łączony z największą kompromitacją brazylijskiej piłki.

Folha de S. Paulo
Folha de S. Paulo

Kibicom z Brazylii towarzyszył nie tylko smutek. Niektórzy, zamiast płakać w kącie, woleli wyładować swoją agresję. Już w trakcie spotkania policja interweniowała, bo zaczęły się pierwsze zamieszki. Tacy już są mieszkańcy tego kraju. Uwielbiają zabawę, dużo się uśmiechają, ale kiedy coś ich zdenerwuje, to latynoska krew buzuje w ich żyłach. Tak było tego wieczora. W kilku miastach zaczęły się awantury. Płonęły samochody, rozbijano szyby w witrynach sklepowych, a także urządzano bitwy z policjantami.

Dopiero po kilku tygodniach, a może nawet miesiącach, zaczęły powoli opadać emocje i Brazylia wracała do dawnego życia. Właśnie mijają trzy lata od pamiętnego meczu. Na wspomnienie niemieckiej masakry kibicom już nie płyną łzy, ale nadal serce boli.

Niedawno jeden z dziennikarzy "Forbesa" gościł w Brazylii. Na ulicy był świadkiem ciekawego zdarzenia. Niemiecki turysta przekomarzał się z Brazylijczykami na temat słynnego 1:7. Żartował, prowokował, ale jego rozmówcy ani na moment się nie uśmiechnęli. Rozmowę na temat tego meczu traktowali bardzo poważnie, a kiedy niemiecki mężczyzna to dostrzegł, sam odpuścił. Widać, że czas jeszcze nie zaleczył wszystkich ran.

Przed nami mistrzostwa świata w Rosji. "Canarinhos" już zapewnili sobie start w przyszłorocznym mundialu. Być może tam będą mieli okazję się zrewanżować Niemcom. Z jednej strony każdy kibic tego chce, bo to najlepszy sposób, aby raz na zawsze zapomnieć. Z drugiej jednak jest strach, że skończy się tak samo. Przecież Niemcy nadal są potęgą, kto wie, czy nie jeszcze większą niż w 2014 roku. Kolejne upokorzenie mogłoby mieć fatalne konsekwencje.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: łzy Jermaina Defoe. Jego młody przyjaciel umiera

Komentarze (2)
avatar
GreatDeath
8.07.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nigdy nie czułem takiej satysfakcji z oglądania futbolu jak tamtego dnia, Niemcy mogli spokojnie postarać się o dwucyfrówkę, ale oszczędzanie sił zwycięzyło 
avatar
Forest
8.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W 1/2 na bank Niemcy (jak zwykle) i... na chwile obecna Polska. Gramy futbol dojrzaly jak nigdy, potrafimy wygrac nawet jak w formie nie jestesmy. Jak Lewy nie zlapie kontuzji, to 1/2 w zasiegu Czytaj całość