Szymon Marciniak: Gdy zostałem sędzią, zrozumiałem, jakim byłem dupkiem

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Zarządzanie meczem w Lidze Mistrzów różni się jakoś od zarządzania meczem Ekstraklasy?

Jeżeli mówimy o moim podejściu, to zupełnie się nie różni. Nie da się udawać kogoś, kim się nie jest.

To na czym polega różnica w sędziowaniu?

Różnica polega na kontroli meczu. Czasem nie jest nawet ważne to, czy decyzję podjąłeś w jedną bądź drugą stronę. Ważne, że nawet mimo popełnienia błędu wciąż jesteś w stanie zapanować nad meczem, nad zawodnikami. To jest bardzo trudne, bo, gdy popełniasz błąd, zawodnik przeczuwa, że zdarzyło się coś złego. Ty też masz poczucie, że mogłeś się pomylić, możesz wtedy stracić pewność siebie. Na to nie można sobie pozwolić.

Pamiętam mecz Atletico - Bayern. Po jednej z decyzji Hiszpanie całą grupą ruszyli na pana, a pan z pełną mocą ruszył na nich, po czym gwałtownie się zatrzymał. Efekt - cała grupa momentalnie stanęła jak wryta. Sytuację opanował pan w sekundę. Tego da się nauczyć?

Oczywiście, że tego się nie da nauczyć. Nie można sobie przecież założyć, że gdy w 17. minucie zawodnicy ruszą do mnie z pretensjami, to ja się napnę i ruszę na nich. To tak nie działa. To instynkt, intuicja, coś, co robisz automatycznie. Czasem analizuję takie sytuacje i dochodzę na przykład do wniosku, że poszedłem za mocno, za dynamicznie, że wystarczyła chwila, a zawodnik albo uderzyłby mnie głową, albo ja zawodnika i byłaby afera. Ale to tylko warsztat do wyszlifowania, na boisku robi się to intuicyjnie. Poprosiłem moich asystentów, że gdy tylko zobaczą, że robię pewne rzeczy, to żeby od razu mi o tym powiedzieli na słuchawce: - Nie rób tego!

Piłkarze Barcelony podczas meczu z Paris Saint-Germain rzeczywiście pana zwyzywali?

To kolejna rozdmuchana historia. Robiąc samoocenę, dokładnie przeanalizowałem tę sytuację. Media wychwyciły, że Suarez coś do mnie krzyknął. A prawda jest taka, że nie krzyknął do mnie, tylko do mojego sędziego asystenta Tomka Listkiewicza, zresztą po faulu, który został podniesiony. Tomek mi od razu powiedział na słuchawkę, że Suarez coś do niego krzyczy i macha rękami. Podszedłem, powiedziałem, że nie życzę sobie, aby krzyczał do moich asystentów. Odpowiedział, że chciał tylko zwrócić uwagę. Zasugerowałem mu więc, że nie potrzebuje do rozmowy machania rękami. I tyle. Śmialiśmy się z tego przed meczem Juventus - Barcelona z działaczami Barcelony.

Dla pana sezon 2017-18 będzie najważniejszym w karierze?

Dla sędziego każdy kolejny mecz jest najważniejszy. Ale jeśli już tak stawiamy sprawę... Przed Euro musiałem pokazać się z jak najlepszej strony, żeby dostać nominację na turniej, każdy mecz był dla mnie szalenie istotny. Teraz sytuacja jest podobna - jesteśmy na ostatniej prostej przed mundialem, ale żeby na mistrzostwa świata pojechać, trzeba to sobie wywalczyć na boisku. Jestem już po imprezie (MŚ U-20 - przyp.red.), która była preludium. Jestem blisko samolotu na mundial, każdy kolejny mecz może mnie do wyjazdu przybliżyć, ale może mnie też od niego bardzo oddalić.

W Polsce w zasadzie wszyscy przesądzili, że na mundial pan poleci. Gdy przeanalizuje się jednak, il
u sędziów z Europy będzie mogło dostać nominację i jak ważna jest polityka - że musi pojechać Hiszpan, Anglik, Niemiec, mimo że patrząc na obsady w UEFA jest pan od nich wyżej w hierarchii - to czy pana wyjazd na MŚ do Rosji jest rzeczywiście tak oczywisty?

Niefortunnie jest mi o tym mówić, bo cała dwudziestka sędziów będąca w grupie walczącej o wyjazd na MŚ to moi bardzo dobrzy koledzy. Ale spójrzmy na tę sytuację inaczej: półfinały europejskiego pucharu są tylko dwa, dodając rewanże - cztery. Teoretycznie powinni to sędziować tylko Hiszpanie, Włosi, Anglicy i Niemcy. A przecież kolejny raz pokazano, że UEFA ufa zespołowi Marciniaka. Szefowie patrzą na nas tak samo, jak na innych i nie ma znaczenia, z jakiego kraju pochodzisz. Jeśli idzie ci dobrze - sędziujesz. Nawet nie jest pan sobie w stanie wyobrazić, jakie poruszenie było, gdy po meczu PSG - Barcelona poszło w eter, że Marciniak sędziuje mecz Juventus - Barcelona. Nawet w tunelu przed meczem Gerard Pique mnie zapytał:
- Ref, spodziewałeś się tego wyznaczenia?
- Ani trochę!
- My też!
Piłkarze na tym poziomie dokładnie sprawdzają, kto będzie im sędziował.

Kiedyś był pan przeciwko systemowi VAR, dziś jest pan za jego wprowadzeniem. Skąd u pana tak nagła zmiana?

Zmieniłem zdanie po meczu Legia - Lech i golu Hamalainena ze spalonego. Możesz mieć najlepszych asystentów na świecie, a ja właśnie takich mam, w tym meczu asystował mi przecież Paweł Sokolnicki, człowiek który na Euro we Francji robił furorę swoimi decyzjami. A tutaj przytrafił mu się błąd. Ludzka rzecz. Wtedy to był pierwszy raz, gdy powiedziałem: Panowie, niech wejdzie ten VAR. Niech on będzie nawet tylko dla spalonych, nie chcę go po nic innego. Bo gdy asystent przeoczy spalonego, wtedy nie ma już cię kto uratować. A tak pozostaje jeszcze VAR.

Gdy jednak w Korei zmienił pan swoją decyzję po zobaczeniu powt
órek wideo, był pan wściekły. Paradoksalnie, bo przecież wszyscy wokół byli przeszczęśliwi, że tak świetnie skorzystał pan z systemu.

Trzeba tu odróżnić dwie kwestie. Pierwsza to procedura korzystania z systemu. Cała weryfikacja zajęła nam 23 sekundy i nie było żadnych problemów z jej akceptacją przez piłkarzy. A musimy pamiętać, że to było zdecydowanie jedno z najtrudniejszych do prowadzenia spotkań turnieju. Wenezuela - Urugwaj to nie był mecz, to była walka. Przecież po meczu w hotelu, w którym spali piłkarze, doszło do ogromnej bijatyki. Po ostatnim gwizdku szefostwo było zadowolone z tego, w jaki sposób użyliśmy systemu VAR.

Jest jeszcze jednak drugi aspekt, nazwijmy go ambicjonalny. Nie mam problemu z weryfikacją moich decyzji, przecież o to chodzi, żeby były one prawidłowe. Oczywistym jest jednak, że chciałbym, aby jak najmniej moich werdyktów musiało być zmienianych w wyniku oglądania powtórek. Stąd w opisywanej sytuacji była we mnie taka sportowa, zdrowa złość. Taki już jestem. Zwłaszcza że niewiele zabrakło, abym podyktował karnego. Niestety - jak się okazało - jedyne ujęcie, które dawało pewność, że doszło do faulu, to była powtórka zza bramki, gdzie oczywiście w czasie akcji nie mogłem stać. Życie i doskonała lekcja poglądowa, po co jest VAR i kiedy go używać.

Po wprowadzeniu VAR dochodzi panu dodatkowy sędzia do współpracy, kolejna osoba, której musi pan ufać. Ufa pan w stu procentach swoim asystentom?

Jeśli chodzi o spalone, nie mam przecież nawet nic do gadania. Oni stoją w linii i widzą to najlepiej. Natomiast jeśli chodzi o inne sytuacje, czasem zdarza się, że mimo ich sugestii podejmuję inne decyzje. Człowiek biega na środku już tyle lat, ma czucie, widzi i wie, jak w danej sytuacji może się zachować piłkarz, co może zrobić. Do tego w przypadku sędziego głównego dochodzi lepsze czucie "dwunastki" (artykułu 12 przepisów gry - przyp.red.), czyli gry niedozwolonej, fauli, rzutów wolnych. Asystenci częściej rozstrzygają z artykułu 11, czyli spalonego. Jest pewna zasada: gwiżdżesz coś, co widzisz. Nie jest tak, że Tomek krzyczy mi z linii, że karny, a ja sobie mówię: - E, co ty gadasz, gramy dalej. Jeśli dochodzi do sytuacji, w której mam wątpliwości, zastanawiam się i jest to sytuacja 70:30, a asystent podpowiada, że karny, to gwiżdżę. Czasem ja ratuję tyłek moim asystentom, czasem oni ratują mi. Jesteśmy zespołem.

Paweł Kapusta

Czy Szymon Marciniak ze swoim zespołem poprowadzi w przyszłości finał Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×