Piłki nie sięgnął Daniel Chima Chukwu, w porę zorientował się jednak, żeby już o nią nie walczyć. Bo nadbiegał Dominik Nagy. Przebojowy Węgier dopadł do piłki, poprawił ją sobie i z około 13. metrów huknął nie do obrony. Zadziałał instynkt lisa pola karnego.
Ten gol był jak on sam. Bezkompromisowy, trudny do zatrzymania. Nagy przyznaje, że ma trudny charakter. Kiedyś w jednym węgierskim klubie podpadł prezesowi, bo romansował z jego córką. Potem w drugim klubie miał przechlapane u trenera, bo zalecenia szefa miał w głębokim poważaniu. W trakcie meczu, gdy przyszło do rzutu wolnego, zabrał piłkę wyznaczonemu koledze i sam strzelił na bramkę.
Gol wywołał na trybunach burzę, ale generalnie był też jak zabłąkany piorun na bezchmurnym niebie. Nic wielkiego w pierwszej połowie się nie działo. Piast chyba jeszcze jechał na stadion, bo na boisku jakby go nie było. Na dodatek szybko kontuzji doznał Konstantyn Vassijlev, więc problemów jeszcze gliwiczanom doszło. Skład, taktykę Piasta obrazowała zresztą grafika.
Według flashscore - Piast nie dojechał na mecz. pic.twitter.com/ySBQqXvvCs
— Michał Karpiński (@M_Karpinski_10) 11 sierpnia 2017
Jacek Magiera mocno zadziwił, bo od pierwszej minuty posłał w bój Daniela Chimę Chukwu. Skromnego chłopaka z Nigerii, który kiedyś przed wojną uciekł do Norwegii i zrobił tam karierę. W Polsce na razie zasłynął tym, że na trening założył za małe buty, obtarł sobie nogi i przez to złapał poważną kontuzję. W Legii jest od początku roku. Jako pierwszy pobiegł cieszyć się z Nagym z gola. Próbował, starał się, ale miał kłopoty z przyjęciem piłki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: karne pompki piłkarzy Barcelony
W drugiej połowie zastąpił go Armando Sadiku. Bohaterem tej części gry został jednak Michał Pazdan, który cudem wybił piłkę z linii bramkowej. Michal Papadopulos strzelał z... 3 metrów. Byłby remis.
A tak do bramki trafili za to Krzysztof Mączyński w 79. minucie i Guilherme kilkanaście sekund później. Oba strzały były z pola karnego, przy lewym słupku. Bramkarz nie miał szans.
W 88. minucie Papadopulos już strzelił gola, uderzeniem głową. Tyle że dla gości było już za późno.
Mistrz męczy się na początku sezonu, przed meczem z Piastem był dopiero dziesiąty. Do końca roku wypadł Miroslav Radović, na 3 miesiące Jakub Czerwiński. Cristian Pasquato, który ma być nowym Vadisem Odjidją-Ofoe w piątek na meczu siedział na trybunach i pisał na Twitterze. Jacek Magiera na głowie ma walkę z mołdawskim szeryfem z Tiraspola, być może jesienną grę w Lidze Europy, a w Ekstraklasie punktów już nie dzielą. Ich strata teraz może być jak kasa zainwestowana w czerwone (lub czarne) na ruletce w kasynie. W dłuższej perspektywie nie do odzyskania.
Odzyskać werwę Legia może za to po wygranej z Piastem. Co prawda ostatnią drużyną w lidze, ale też nie taką ostatnią, jeśli spojrzymy na skład. Skoro idzie źle, to trzeba takich zabójczych instynktów. Jak Nagy'ego i jego kumpli.
Legia Warszawa - Piast Gliwice 3:1 (1:0)
1:0 - Dominik Nagy 17
2:0 - Krzysztof Mączyński 78
3:0 - Guilherme 79
3:1 - Michal Papadopulos 88
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Guilherme, Michał Pazdan, Maciej Dąbrowski, Artur Jędrzejczyk - Thibault Moulin, Krzysztof Mączyński, Michał Kucharczyk, Dominik Nagy, Kasper Hamalainen (Michał Kopczyński 71) - Daniel Chima Chukwu (Armando Sadiku 58)
Piast Gliwice: Jakub Szmatuła - Marcin Pietrowski, Hebert, Aleksandar Sedlar, Martin Konczkowski - Patryk Dziczek, Martin Bukata, Denis Gojko (Mateusz Mak 58), Konstantin Vassiljev (Michal Papadopulos), Sasa Zivec - Maciej Jankowski (Josip Barisić 73)
Żółte kartki: Jędrzejczyk, Moulin - Sedlar, Mak, Dziczek, Żivec