Kazaiszwiliego do Warszawy sprowadził tuż przed końcem sierpnia poprzednik Magiery, Besnik Hasi. Albańczyk widział dla 24-latka miejsce w składzie swojej drużyny i szybko dał mu szansę w meczu Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. Kilka dni później Hasi stracił jednak pracę, a dla Kazaiszwiliego zaczął się gorszy okres.
- Jestem rozczarowany, nie tak wszystko sobie wyobrażałem. Myślę, że chyba nie miałem szczęścia - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
- Nowy trener, Jacek Magiera, od początku miał ze mną jakiś problem. Na wstępie oznajmił: "Nie ja cię sprowadzałem do klubu, mam inną wizję zespołu". Z jakichś powodów mu nie pasowałem - ciągnie.
- Trener Magiera powiedział, że mnie nie zna jako piłkarza, ma swoich faworytów i na nich zamierza postawić. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Zrozumiałem, że aby grać regularnie, muszę jak najszybciej zmienić klub, co ostatecznie uczyniłem. Mam pewne przemyślenia w tej kwestii, ale zostawię je dla siebie. Rozdrapywanie starych ran niczego pozytywnego nie przyniesie - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Kontrowersje w meczu Realu. Ramos wyleciał z boiska [ZDJĘCIA ELEVEN]
W Legii Magiery Kazaiszwili rozegrał tylko kilkanaście meczów i zdobył ledwie dwie bramki. Zazwyczaj jednak zawodził i w czerwcu pożegnano się z nim bez większych sentymentów.
Po niepowodzeniu w Polsce, Gruzin wyjechał do Stanów Zjednoczonych i podpisał kontrakt z San Jose Earthquakes. Tam wiedzie mu się lepiej - dotychczas wystąpił w pięciu meczach i zdobył dwie bramki.
- Nie chcę w tym momencie się skarżyć, wolę zapomnieć o całej sprawie i odbudować się piłkarsko w San Jose. Tutaj we mnie wierzą, ja to czuję i chcę się odwdzięczyć na boisku - kończy.