Jorge, ojciec Lionel Messiego, spotkał się z Txiki Begiristainem, dyrektorem sportowym Manchesteru City. Tak podaje dziennik "The Sun" i można potraktować to jako kolejną plotkę transferową, którą brytyjskie tabloidy uwielbiają karmić fanów. A można też podejść do tego całkiem poważnie, połączyć z innymi plotkami i dojść do wniosku, że to początek końca świata, jaki znamy - oto rozpada się FC Barcelona, która przez lata była punktem odniesienia dla większości drużyn piłkarskich.
Każde imperium ma swój początek i koniec. Przyczyny mogą być różne. Od niekompetencji, poprzez splot nieszczęśliwych okoliczności aż do wypalenia pewnego pomysłu. Lub starzenia się pewnej grupy ludzi. Mogą być to też okoliczności zupełnie obiektywne, jak choćby zbyt mała miejscowość i zbyt mały stadion, by utrzymywać się na wysokim poziomie. To dotyczyło zwłaszcza chwilowych potęg z lat 70. czy 80. Podobnie z drużynami, kiedyś bardzo mocnymi, ale pochodzącymi ze zbyt małych rynków telewizyjnych - Holandii, Belgii, Szkocji. W momencie nadejścia ery telewizyjnej po prostu nie wytrzymały konkurencji.
Spójrzmy na historię - gdzie są kluby, które kiedyś były wielkie? Gdzie są francuskie Stade Reims czy AS Saint Etienne? Gdzie jest Nottingham Forest? Co z zespołami z mniejszych lig, jak Borussia Moenchengladbach stała się przeciętnym klubem, co się stało z Nottingham Forest, dlaczego Liverpool, choć miał momenty wielkiej chwały, od 30 lat nie może na stałe dobić się do europejskiej czołówki?
Dlaczego w końcu Manchester United, jeszcze niedawno najpotężniejszy klub świata, dziś choć finansowo wciąż jest imperium, sportowo tak bardzo odstaje od europejskiej czołówki? Takich przykładów jest pełno również w Polsce. Zniknęło imperium Widzewa Łódź, Ruch i Górnik wpadły w przeciętność i tylko czasem cieszą wynikiem, ambicją potężnej niedawno Wisły jest walka o ósemkę w naszej Ekstraklasie.
ZOBACZ WIDEO FC Barcelona wygrała dla Barcelony. Wielki pech Messiego - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Nic nie jest wieczne. Żadne imperium. Barcelona również. Odejście kluczowych zawodników, cała seria nieudanych transferów, upojenie się sukcesem nad odwiecznym rywalem, który przez kilka lat próbował wygramolić się spod dominacji Barcy i w końcu to się udało. Ostatnie mecze o Superpuchar Hiszpanii były jakby ostatecznym stemplem. Dziś Real Madryt stoi tam, gdzie stała Barcelona. Nie jest może drużyną, która biorąc pod uwagę styl, tak silnie oddziałuje na wyobraźnię tłumów. Nie jest takim natchnieniem, bo też nie proponuje niczego przełomowego. Ale ze sportowego punktu widzenia jest co najmniej tak wysoko.
Barcelona, która wyznaczała trendy w światowej piłce, nie istnieje. Przez kilka lat nie udało się znaleźć następcy dla Xaviego. Drugi z wielkich pomocników, 33-letni Andres Iniesta mówi dla dziennika "El Pais": - Wciąż obowiązuje mnie kontrakt z Barceloną. Ale dużo się zmieniło. Trzy lata temu nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji, ale po raz pierwszy w karierze zastanawiam się nad swoją przyszłością. Od lat Barcelona sprowadza do linii pomocy zawodników, których nazwiska nie robią wrażenia. Arda Turan, Andre Gomes czy Paulinho nie są piłkarzami, którzy poruszają wyobraźnią tłumów. Niestety dla Barcelony, wyobraźnią rywali też. Do tego trzeba dorzucić kryzys słynnej barcelońskiej akademii.
Wczoraj świat zachwycał się La Masią, opisując ją jako perpetuum mobile. Dziś to tylko szkółka jedna z wielu, która od kilku lat nie dostarczyła nowego piłkarza klasy światowej. Nie dała następców Xaviego, Iniesty czy Busquetsa, który też gra poniżej oczekiwań. Nie ma kim zastąpić zawodników, którzy obecnie są bliżej 30-tki. Wybitność akademii przeszłą w przeciętność.
A może też ci, którzy mogli stać się zawodnikami wielkimi lub dużymi, nie dostali szansy? Jak Thiago Alcantara, który odszedł do Bayernu, Marc Bartra, obecnie grający w Borussii Dortmund.
Kryzys, czy może nawet krok w kierunku końca Wielkiej Barcelony, ma też związek z potężnym wzrostem Realu. Nic nie dzieje się w próżni. "Królewscy" zrobili w ostatnich latach doskonałe transfery. Zdarzały się wpadki, ale też strzały w dziesiątkę, jak Marcos Asensio, Casemiro, którzy przychodzili "za grosze", czy uznani na rynku Toni Kroos oraz Luka Modrić.
Co dalej z Barceloną? Klub próbował zatrzeć złe wrażenie robiąc transfer Philippe Coutinho z Liverpoolu czy Ousmane Dembele z BVB. Do transferów nie doszło, bo kluby, wiedząc ile w skarbcu ma Barcelona po sprzedaży Neymara za 222 miliony euro, zażądały kwot tak samo nierynkowych.
Wygląda na to, że Barcelonę, więcej niż klub, może czekać coś więcej niż kryzys. Gdyby plotki o odejściu Messiego spełniły się, "Duma Katalonii" musiałaby przejść całkowitą przebudowę. Mówimy nie tylko o wielkim piłkarzu ale też symbolu, dźwigni marketingowej.
Niestety ale w ciągu najbliższych 3 sezonów Czytaj całość