Niby wniósł w posagu tytuł wicekróla strzelców I ligi, ale w zgodność i trwałość tego małżeństwa mało kto wierzył. Pan młody (jak na nasze standardy, ciągle młody, bo w grudniu skończy 25 lat) miał na to zbyt trudny i konfliktowy charakter. Jak ktoś słusznie zauważył, suma zalet miała się nijak do wybujałego ego.
Niepokorny
Najdobitniej przekonali się o tym w Łęcznej podczas burzliwego związku z Górnikiem, gdzie poziom buty i arogancji przekroczył próg tolerancji. Jak strzelał gole i grał jak z Koroną Kielce – pamiętny hat-trick z 27 lutego 2016 roku – to jeszcze można było przymknąć oko na to, że nie puka, tylko z buta otwiera drzwi szatni, że wilkiem patrzy na wszystkich, że czuje się najważniejszy i każdemu daje to odczuć w raczej nieprzyjemny sposób.
ZOBACZ WIDEO Nietypowy gość na murawie w Kolumbii. Zobacz skrót meczu z Brazylią [ZDJĘCIA ELEVEN]
Ale tamten mecz był jednorazowym wybrykiem. Później wydusił z siebie tylko jednego gola i na koniec sezonu zaświecił mało chlubną statystyką: liczba żółtych kartek (6) prawie dorównała liczbie zdobytych bramek (7). Jeśli Jurij Szatałow tolerował napastnika z jego charakterkiem i wierzył, że go okiełzna i wprowadzi do grona grzecznych ludzi, to Andrzej Rybarski szybko stracił chęci i porzucił jakąkolwiek nadzieję. Zesłał go na ławkę, a następnie - według oficjalnych źródeł - za spóźnianie na treningi, nieprzykładanie się do zajęć, wieczne narzekactwo i malkontenctwo - odsunął od pierwszej drużyny bez prawa powrotu. Mimo obowiązującego jeszcze przez sezon kontraktu Górnik nie zamierzał tkwić w tym toksycznym układzie i gotów był zejść ze 160 tysięcy euro wpisanych w klauzulę odstępnego. Wybawieniem dla obu stron okazała się propozycja GKS Tychy.
(…)
Regularny
Tymczasem Jakub Świerczok zniknął z ekstraklasy, żeby błyszczeć na jej zapleczu. Tym razem w Tychach, jak kiedyś w Bytomiu. W połowie 2011 roku jako 19-latek startował od zera, by pół roku później zyskać na wartości o blisko pół miliona euro. Zapracował na to 12 golami (w tym dwoma hat-trickami) z wszystkich 20, które ustrzeliła cała Polonia. Imponowały jego pewność siebie, umiejętność ustawiania i podejmowania decyzji, prostota w grze i soczysty strzał. Być może Kaiserslautern, który to wyłożył 420 tysięcy euro na nastolatka bez najmniejszego doświadczenia w ekstraklasie, zobaczył w nim kopię Roberta Lewandowskiego. Wtedy Lewy właśnie zaczynał robić prawdziwą furorę na boiskach Bundesligi.
Świerczok wyjechał, zobaczył większy świat i odbił się od ściany. Doznał pierwszej poważnej kontuzji kolana. Jednak jego wrodzona pewność siebie granicząca z bezczelnością wcale na tym nie ucierpiały. W sierpniu 2013 roku już podczas wypożyczenia do Piasta Gliwice po raz drugi zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, a z końcem tamtego roku rozwiązał kontrakt z Kaiserslautern. Pokory to go nie nauczyło. Udzielił kilku niepotrzebnych wywiadów, które ciągną się za nim do dziś. Z Zawiszą Bydgoszcz spadł z ekstraklasy, z Górnikiem był tego bliski i ugruntował niepochlebne opinie. Gdziekolwiek spojrzeć, tam źle i znikąd ratunku. Dlatego zrobił unik i krok w tył.
(…)
[b]Cały tekst do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
[/b]