Kilkanaście lat temu gdański Teatr Wybrzeże organizował miejski cykl przedstawień pt. Szybki Teatr Miejski. Odgrywano je w mieszkaniach, oparte były na autentycznych historiach. - Byłem na jednym z takich przedstawień. Jestem prawie pewien, że inspiracją był właśnie on - mówi mi kolega z Gdańska.
Sztuka "Nasi" powstała na bazie wywiadu "Gazety Wyborczej" z przywódcą neonazistowskiej grupy z Trójmiasta. Na 99 procent na bazie życia "Śledzia".
Grzegorz H., pseudonim Śledziu. Mieszka w Sopocie. Na pewno jest fanatykiem Lechii Gdańsk, na pewno kiedyś był stadionowym chuliganem. Zresztą nie ma co owijać w bawełnę - po prostu bandytą. Nadal jest neonazistą. Ba, to prawdziwa szycha w tym światku. Legenda.
Czyścił miasto z punków
W 2002 roku w magazynie "Duży Format" pojawił się o nim reportaż pt. "Skin społecznik". Sam bohater opowiada w nim: - Z przyjaciółmi z organizacji czyściliśmy miasto z punków. Czyszczenie polegało na rozpędzaniu koncertów punków, biciu ich w miejscach publicznych, napadaniu. Napiłem się i czaiłem w bramie. Jakiś punk wychodził się wysikać, ja mu wbijałem nóż w dupę, powalałem na ziemię i kazałem opuścić Sopot. Skutkowało.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak się strzela w okręgówce. Gol z 70 m
Albo inna historia, przypomniana w tym samym tekście: "Był 1994 rok. Miał z kolegą pobić człowieka. Dostali za to po dwieście złotych. Zleceniodawca był znajomym Grzegorza. - Ofiarę spotkaliśmy w barze - wspomina. - Delikatnie go upiliśmy, odprowadziliśmy. Ale nerwy nam puściły, na środku ulicy zaczęliśmy go tłuc. No i policja złapała kolegę. Ten podczas przesłuchać doniósł na Śledzia, który dostał sześć lat".
H. w latach 90. razem z bojówką Lechii Gdańsk był postrachem stadionów i ich okolic. Był też skinem, jak większość tamtego środowiska. Na ramieniu ma wytatuowaną podobiznę Adolfa Hitlera, a na klatce piersiowej triskelion, czyli symbol AWB – neonazistowskiego Afrykanerskiego Ruchu Oporu. Na jego plecach można przeczytać z kolei motto SS: "Moim honorem jest wierność". Mężczyzna otwarcie przyznaje się do przynależności do neonazistowskiej i rasistowskiej organizacji Krew i Honor.
Przemiana dla córki
Jak sam o osobie mówił, miał w swoim życiu sprawę karną za sprawą. Za pierwszym razem z więzienia wyszedł po 4 latach. W 2001 roku sąd skazał go na 4,5 roku więzienia za napaść na młodego chłopaka. Potem skazany był za bójkę z policją i posiadanie broni bez zezwolenia.
Pracował też u ojca na kutrach rybackich oraz w Urzędzie Miejskim w Sopocie, organizując halowe turnieje piłkarskie. Mocno zaangażował się też w drużynę piłkarską Stowarzyszenie Piłkarskie Sopocki Potok Kamionka. To wszystko było na przełomie wieków.
W pewnym momencie coś w nim pękło. Miał skończyć z rozbojami i chuligańskimi walkami. W 2011 roku siedział w więzieniu w Dobrowie. Organizował tam innym osadzonym czas poprzez sport. Powody swojej przemiany z chuligana w zwykłego kibica tłumaczył następująco w rozmowie z "Głosem Koszalińskim":
- Chodzi o moje córeczki. Kiedyś po bójce najmłodsza Wiktoria mnie zobaczyła i się wystraszyła. Miałem przekrwione oko, z jednej strony potężnie spuchniętą twarz. Prosiła, żebym się więcej nie bił. Pomogło mi to przewartościować wszystko.
Tyle że w tej samej rozmowie na pytanie, co zrobi, gdy już wyjdzie z więzienia i zobaczy bójkę, odpowiedział: - Już widziałem. I nic. Co innego jednak honor i obrona dobrego imienia miasta, w którym się mieszka. Gdyby nas wywołali... Nie wyobrażam sobie, żebym nie wyszedł, a któryś z moich braci by zginął. Nie mógłbym sobie spojrzeć w twarz.
Sopocianin jest założycielem firmy odzieżowej Gungnir. I ewidentnie nadal dobrze trzyma się z Lechią Gdańsk. Na jego Instagramie znajdziemy zdjęcia z Sebastianem Milą. Jest też fotografia z czerwcowego ślubu Ariela Borysiuka - byłego już piłkarza biało-zielonych.
Nie poznał narzeczonej
W piątek w Danii został przed meczem skatowany przez tamtejszą policję. W sieci pojawiło się kilka filmów pokazujących okrucieństwo, z jakim funkcjonariusze go tłukli. I na tych materiałach wygląda, jakby H. dostał za nic, bo szedł z dziewczyną. Z kolei dziennik "EkstraBladet" dotarł do zapisu monitoringu, na którym widać całe zdarzenie z innej perspektywy. Na nagraniu możemy zobaczyć, że to najprawdopodobniej Grzegorz H. próbuje kopać policjantów. Tak czy inaczej sami Duńczycy zastanawiają się, czy aż taka siła użyta do zatrzymania Polaka była konieczna. Mężczyzna był bity pałkami, gdy już leżał na ziemi.
Jego narzeczona Ania mówiła serwisowi niezależna.pl. - Był na tyle nieprzytomny, że mnie nie poznał.
Siostra kibica Dorota dwa dni temu poinformowała za pośrednictwem Stowarzyszenia Kibiców Lechii Gdańsk "Lwy Północy", że H. bierze silne leki przeciwbólowe, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Był naszym gościem, przyjechał razem z narzeczoną, na pewno nie na żadną ustawkę - opowiadał nam znajomy H., mieszkający w Kopenhadze Łukasz Mueller. I dodawał: - Wyłowili naszego gościa z tłumu, przypuszczam, że ze względu na posturę. Jest dość postawny. Również jeden z moich pracowników, mężczyzna, który poszedł na mecz z dorosłym synem i kolegą, nie został wpuszczony. Jest to duży, postawny mężczyzna, więc przypuszczam, że był jakiś schemat dla policji.
Fani gdańskiej drużyny organizują zbiórkę pieniędzy na pomoc pobitemu sopocianinowi. W sprawę zaangażowali się też politycy. Minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski zapowiedział interwencję u duńskich władz.