Piotr Tomasik: Czyżbyś powracał do łask trenera Clougha?
Przemysław Kaźmierczak: Ciężko powiedzieć, to chyba zbyt duże określenie. Ale raczej nie, bo nie ma dla mnie miejsca w składzie od czterech miesięcy, czyli momentu zmiany trenera. W minionej kolejce w meczu przeciwko liderowi wyjątkowo otrzymałem szansę gry... Chociaż na słowo "szansa" można patrzeć na różne sposoby. Staram się być profesjonalistą, na treningach daję z siebie wszystko, a sytuację, w której grzeję ławę, przyjmuję do siebie, choć nie jest mi łatwo. Ku mojemu zaskoczeniu, zagrałem przeciwko Wolverhampton i zobaczymy, co będzie dalej.
No właśnie, w meczu z liderem grałeś od początku, strzeliłeś też bardzo ładną bramkę z rzutu wolnego. Może jest to jakiś dobry omen?
- Nie wiem, czy w ogóle będę brany pod uwagę przy ustalaniu składu na następny mecz, bo mam drobny uraz.
Jakie są relacje na linii Nigel Clough-Przemysław Kaźmierczak?
- Jakichś sprzeczek i kłótni pomiędzy nami nie było… Mam kontrakt ważny do końca czerwca, więc robię swoje i przychodzę na treningi. Trener natomiast nie widzi mnie w składzie, być może dlatego, że poprzedni szkoleniowiec na mnie stawiał. Poza tym zostać w Derby, na pewno nie zostanę. Wolą już budować zespół na przyszły sezon z zawodnikami, którzy w klubie będą dłużej niż ja. Czasem, w co drugim czy trzecim meczu, trener wpuści mnie na kilka ostatnich minut i staram się to wykorzystać. Teraz zagrałem od początku i byłem bardzo zdziwiony. Zresztą nie tylko ja (śmiech).
Gdyby jednak Anglicy zdecydowali się ciebie wykupić, to z jakim wydatkiem musieliby się liczyć?
- Jest wpisana kwota odstępnego, która wynosi niecałe dwa miliony euro. Coś koło tego, dokładnie nie pamiętam.
Jak za zawodnika, który rozegrał zaledwie dwanaście spotkań od pierwszej minuty, to dość duża suma.
- I prawie wszystkie te mecze były za kadencji poprzedniego szkoleniowca. Teraz drużynę prowadzi ktoś inny, nie widzi mnie w pierwszym składzie, więc tematu właściwie nie ma.
Wszystko więc wskazuje na to, że powrócisz do Porto. Rozmawiałeś z trenerem lub widziałeś na trybunach przedstawicieli portugalskiego klubu?
- Nie, ale wiem, iż pracownicy Porto regularnie sprawdzają sytuację wypożyczonych zawodników. Dowiadują się, jaka jest ich pozycja w klubie i kontakty ze szkoleniowcem. Rzeczywiście, najprawdopodobniej powrócę na Estadio do Dragao.
Widzisz tam swoją przyszłość? W Porto, rewelacji tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, przebić się będzie niezwykle ciężko.
- Na pewno. Gdyby chcieli na mnie stawiać, to by nie zgodzili się na wypożyczenie. Zobaczymy, jakie zostaną teraz wykonane ruchy transferowe - kto odejdzie, a kto przyjdzie. Myślę, że wszystko wyjaśni się na przełomie czerwca i lipca, choć jeśli ktoś widziałby mnie w składzie, nie pozwalałby na przeprowadzkę do Anglii.
Do kiedy masz ważny kontrakt z Porto?
- Do końca przyszłego sezonu, czyli czerwca 2010 roku.
Wybiegasz już myślami w przyszłość? Twój pobyt w Derby powoli dobiega końca, potem wracasz do Portugalii i co dalej?
- Póki co skupiam się na obecnej sytuacji. Chciałbym rozegrać jeszcze kilka spotkań w Anglii, zobaczymy, czy się uda. Potem wakacje, trochę odpoczynku i znów przygotowania do sezonu. Tym razem chciałbym wcześniej wiedzieć, na czym stoję. Do Derby trafiłem bowiem tuż przed startem rozgrywek i nie była to komfortowa sytuacji ani dla mnie, ani dla trenera. Musiałem przez to nadrabiać pewne zaległości treningowe, dostosować się do innego systemu gry. Co ciekawe, początek akurat miałem bardzo dobry i wierzyłem, że mogę zostać na Wyspach dłużej.
Potencjalny kontrahent, chcąc cię pozyskać, będzie musiał zapłacić tyle, ile zażyczą sobie Portugalczycy czy masz w kontrakcie wpisaną kwotę odstępnego?
- Nie mam. Jak przychodziłem do Porto, dogadałem się z nimi bez problemu. Gdybym chciał odejść, zapewne porozumienie też udałoby się szybko osiągnąć. Nie jestem bowiem kluczowym zawodnikiem klubu, bo gdyby tak było, nie siedziałbym teraz w Anglii. Na początku wiązano ze mną przyszłościowe plany, teraz już tak chyba nie jest. Wypożyczenie do Derby sfinalizowano w bardzo krótkim czasie i z ewentualnym transferem powinno być podobnie.
Wyobraź sobie, że jutro dzwonią do ciebie przedstawiciele Lecha Poznań. Co odpowiesz?
- Odpowiem, że mam kontrakt ważny z klubem i najpierw trzeba porozumieć się z działaczami.
Byłbyś zainteresowany powrotem do kraju?
- Takiej propozycji na pewno bym nie skreślił, a w spokoju przeanalizował. Oferta z Polski może okazać się ciekawa.
Zarówno Wisła, jak i Lech szukają dobrego defensywnego pomocnika, a ty mógłbyś być jednym z kandydatów. Pytanie tylko, czy nasze kluby stać na Przemysława Kaźmierczaka?
- (śmiech) Myślę, że tak. Niejednokrotnie wydawano już większe sumy na piłkarzy. Wszystko zależy jednak od polityki klubu, które powinno być stać na dokonanie dobrego transferu. Jeśli w Porto moja sytuacja pozostanie niezmienna, na pewno nie zażądają też nie wiadomo jak dużych pieniędzy. Wszystko więc w granicach rozsądku.
Z naszej ekstraklasy byłoby ci też bliżej do reprezentacji Polski.
- Bliżej? Nigdy nie wiadomo. Jedni grają, drudzy nie grają, a na kadrę i tak jeżdżą. Wszystko zależy bowiem od trenera. Chociaż ci, którzy regularnie występują, mają trochę większe szanse, bo zawsze ktoś może zobaczyć twój dobry mecz. Dla mnie temat reprezentacji na razie jest zbyt odległy.
Kiedy ostatnio rozmawiałeś z kimś z reprezentacji?
- Oj, dość dawno. To było jakoś niedługo po transferze do Porto.
Nie uważasz, że ktoś z kadry powinien czasem wykręcić do ciebie numer? Nawet jak grałeś na początku sezonu, to nikt nie jechał, żeby obejrzeć twój występ.
- Ja się prosić nie będę. To sprawa Beenhakkera i jego współpracowników. Niejednokrotnie pokazywałem w Porto, że nawet nie będąc podstawowym zawodnikiem, ale wchodząc z ławki, jestem w stanie pomóc drużynie. Na początku pobytu w Derby grałem regularnie. Ale powołania jak nie było, tak nie ma...