Śląsk - Lech: zemsta jest słodka. Robak znów zaatakował

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: piłkarze Śląska Wrocław
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: piłkarze Śląska Wrocław

Lider Ekstraklasy Lech Poznań bezradny we Wrocławiu. Śląsk grał koncert przez niemal cały mecz, wygrał 2:0, a na byłym pracodawcy (i trenerze Nenadzie Bjelicy) zemścił się Marcin Robak.

To wprost musiał być znakomity mecz. Dwa zespoły nastawione ultra ofensywnie, z wielkimi ambicjami. I ten podtekst. Wystarczy napisać: Marcin Robak kontra jego były zespół, Lech, chociaż bardziej wypadałoby: kontra Nenad Bjelica. Chorwacki szkoleniowiec Kolejorza skreślił snajpera, pomimo że w poprzednim sezonie Robak zgarnął koronę króla strzelców.

Przepychanki trwały kilka tygodni, napastnik nie ukrywał swojej frustracji. Śląsk wyciągnął snajpera z niebytu, a ten zaczął się odwdzięczać golami. Po słabym początku sezonu, jego siedem bramek wywindowało zespół w górę tabeli. I Robak ugryzł po raz kolejny.

Kiedy w doliczonym czasie gry Jakub Kosecki wykorzystał kontakt z Mario Situmem i wyłożył się w polu karnym, wiadomo było, że do jedenastki podejdzie były lechita. Jeszcze w barwach Kolejorza Robak właściwie nie mylił się z "wapna". Tym razem zadanie miał ułatwione. Znał Matusa Putnocky'ego z czasów wspólnej gry, strzelił mocno po ziemi, Słowak wylądował w drugim narożniku. Napastnik Śląska bramką podsumował dobrą połowę. Swoją i kolegów.

Gospodarze prowadzili 2:0 i Lech - lider tabeli - mógł się cieszyć, że nie zszedł do szatni z większym bagażem. Robak jeszcze przynajmniej dwa razy postraszył Putnockiego, Słowaka do wysiłku zmuszali też Arkadiusz Piech i Robert Pich. Ten drugi, rodak golkipera Lecha, w 25. minucie otworzył wynik spotkania. Po nieudanym strzale Piecha, futbolówka spadła pod jego nogi i piłkarz takiej klasy nie zmarnował okazji.

ZOBACZ WIDEO Grad goli na Camp Nou. Zobacz skrót meczu FC Barcelona - SD Eibar [ZDJĘCIA ELEVEN]

Piłkarze Lecha schodzili na przerwę ze sporym uczuciem niedosytu. W końcu to Kolejorz rzucił się na Śląsk i przez pierwsze pięć minut właściwie nie opuszczał szesnastki wrocławian. Poznańską lokomotywę napędzali Maciej Makuszewski i Darko Jevtić. W maszynie szybko zabrakło jednak pary. Do końca połowy tylko kilka razy wjechała w okolice bramki Jakuba Wrąbla.

Irytacji nie ukrywał trener Nenad Bjelica. Chorwat nie zgadzał się z decyzjami Pawła Gila i tuż przed przerwą arbiter odesłał go na trybuny. Kilkadziesiąt sekund później Lecha spotkał drugi cios - wspomniany karny, wykorzystany przez Robaka.

W tym miejscu właściwie można postawić kropkę. Bez trenera, bez jakiegokolwiek pomysłu. Poznaniacy przez 45 minut stworzyli zaledwie jedną niezłą sytuację! A mówimy przecież o zespole, który musiał gonić wynik. Wszystkie akcje kasował Piotr Celeban bądź pracujący jak mrówka Sito Riera. Trener Bjelica chował ręce w dłoniach. Jego zespół wyglądał katastrofalnie. Pod każdym względem.

Śląsk wysłał sygnał, że wraca do gry o najwyższe lokaty. Energiczni Pich i Jakub Kosecki na skrzydłach, biegający jak króliczki ze znanej reklamy baterii. Harujący na całym boisku Robak, kreatywny Michał Chrapek, niezmordowany Dorde Cotra.

Zespół Jana Urbana - razem z Górnikiem Zabrze - gra aktualnie najbardziej efektowną piłkę w Ekstraklasie.

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 2:0 (2:0)
1:0 - Robert Pich 25'
2:0 - Marcin Robak 45+4' (z karnego)

Śląsk: Jakub Wrąbel - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Igors Tarasovs, Dorde Cotra - Jakub Kosecki, Sito Riera, Michał Chrapek (79' Dragojlub Srnić), Robert Pich - Arkadiusz Piech (69' Kamil Vacek), Marcin Robak (88' Łukasz Madej).

Lech: Matus Putnocky - Emir Dilaver, Rafał Janicki, Lasse Nielsen (61' Niklas Barkroth), Mario Situm- Maciej Makuszewski, Łukasz Trałka, Abdul Aziz Tetteh, Radosław Majewski, Darko Jevtić (77' Mihai Radut) - Christian Gytkjaer (46' Nickie Billie Nielsen).

Żółte karki: Chrapek, Riera, Robak, Kosecki (Śląsk) oraz Situm, Dilaver, Makuszewski (Lech).

Sędzia: Paweł Gil.

Źródło artykułu: