Niedzielne wydarzenia w Barcelonie będą się odbijały głośnym echem w całej Katalonii. Hiszpański rząd wysłał na ulice policję, która miała storpedować referendum niepodległościowe. Funkcjonariusze przejmowali urny i karty wyborcze. W ostry sposób rozprawiali się z protestującymi. Kilkaset osób zostało rannych.
Na 16:15 zaplanowano początek meczu La Liga między Barceloną a UD Las Palmas. Kilkadziesiąt minut wcześniej wydawało się, że do spotkania nie dojdzie. Władze klubu z Camp Nou poprosiły o przełożenie meczu ze względu na napiętą sytuację, a po tym gdy nie uzyskały zgody, jednostronnie poinformowały, że do meczu nie dojdzie.
Ostatecznie spotkanie rozegrano, ale bez udziału kibiców. Prezydent Josep Bartomeu przyznał, że inna decyzja wiązałaby się z poważnymi konsekwencjami.
- Gdybyśmy nie zagrali, stracilibyśmy sześć punktów - trzy w wyniku walkowera i kolejne trzy w ramach sankcji - powiedział.
- Jest nam przykro z powodu tego, co się wydarzyło w Katalonii. Nasza decyzja była wyrazem sprzeciwu wobec tych wydarzeń. Chcieliśmy pokazać, że ten mecz jest inny ze względu na wydarzenia w Katalonii i brak wolności, czego doświadczyliśmy - dodał prezydent.
- Decyzja o grze za zamkniętymi drzwiami nie wynikała ze względów bezpieczeństwa. Nie mogliśmy przenieść spotkania na inny termin. Chcieliśmy, żeby cała ta sytuacja była wyraźnie widoczne - zakończył.
Barcelona wygrała 3:0 po dwóch golach Lionela Messiego i jednym Sergio Busquetsa. Po siedmiu kolejkach Duma Katalonii prowadzi w La Liga z kompletem punktów.
ZOBACZ WIDEO PSG rozgromiło Girondins Bordeaux. Igor Lewczuk w końcu na boisku. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]