Tomasz Skrzypczyński: Katastrofa na każdym kroku (komentarz)

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Piłkarze Legii załamani po rewanżu z Sheriffem Tyraspol
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Piłkarze Legii załamani po rewanżu z Sheriffem Tyraspol

Drużyna gra fatalnie, trener nie jest odpowiednim trenerem, piłkarze są bici przez chuliganów, ludzie mieniący się kibicami Legii się cieszą, a prezes nie reaguje. Tak wygląda rzeczywistość w największym i najlepszym polskim klubie.

To, co dzieje się w Warszawie, przechodzi ludzkie pojęcie.

Ubiegłorocznymi występami w Lidze Mistrzów Legia Warszawa miała zapewnić sobie pozycję dominatora w kraju na kolejnych kilka sezonów. Zarobienie 20 milionów euro, zwrócenie uwagi Europy remisem z Realem Madryt czy pokonaniem Sportingu, na ławce trener na lata -  na Łazienkowskiej było jak w bajce.

Choć od pamiętnego 3:3 z najlepszą drużyną świata nie minął jeszcze rok, sytuacja mistrza Polski jest katastrofalna, i to na każdym kroku.

Hymnu Ligi Mistrzów już nikt tu nie pamięta. Nie ma już Jacka Magiery, nie ma też najlepszych piłkarzy. Ci, którzy zostali, grają beznadziejnie, a z ławki kieruje nimi człowiek, którego doświadczenie z pracy z dorosłymi zawodnikami jest równie mizerne co postawa jego zawodników. Tragedii akt pierwszy.

W niedzielę drużyna Romeo Jozaka została sponiewierana w Poznaniu, grając wprost haniebnie. Piłkarze przeszli obok meczu, a po końcowym gwizdku sponiewierał ich sam trener, przekonując publicznie, że piłka nożna to nie sport dla dziewczynek. Tragedii akt drugi.

ZOBACZ WIDEO Rozmowa WP SportoweFakty: W Legii przerażenie. To co się stało jest skandalem

Jakby tego było mało, po powrocie do Warszawy zespół spotkał się z kolejnym rywalem. Podobnie jak przeciwko Lechowi, piłkarze nie byli przygotowani do walki. Tym razem wielu zawodników miało otrzymać ciosy od ludzi mieniących się kibicami Legii, i to na klubowym parkingu. Trenera oszczędzono. Podobno stał z boku i się przyglądał. Tragedii akt trzeci.

Romeo Jozak pracuje w stolicy zaledwie trzy tygodnie, ale już zdążył strzelić trzy samobóje. Publiczna krytyka piłkarzy, brak reakcji na atak chuliganów, a następnie bagatelizowanie całego zajścia na łamach chorwackich mediów. Krótki przepis na katastrofę.

Chorwat już zwrócił przeciwko sobie szatnię i byłoby nieprawdopodobne, by nagle ją odzyskał. I choć piłkarze nie mają za żadnego trenera umierać, tylko wypełniać obowiązki wynikające z kontraktu, nikt z nich nagle nie zapomni, że gdy otrzymywali ciosy od troglodytów, on stał z boku i się przyglądał.

Graczy Legii też trudno w jakikolwiek sposób bronić. Są na pewno wśród nich tacy, którym na tym klubie zależy i w słowach choćby Arkadiusza Malarza nie można doszukiwać się fałszu. Jak jednak mają wygrywać, skoro kilkadziesiąt minut po przegranym meczu z Jagiellonią jeden z jego kolegów żartuje sobie z zawodnikiem gości i uśmiech nie schodzi z jego twarzy?

Sytuacja jest wręcz dramatyczna. Trener nie ufa piłkarzom, ci nie ufają trenerowi, a nad wszystkimi wisi miecz Damoklesa w postaci ciężkiej ręki chuliganów.

To z pewnością nie jest korporacyjny ład i porządek, o jakim marzy prezes Dariusz Mioduski. Ten nie skomentował jeszcze skandalicznych zajść z niedzielnej nocy, ale już wiadomo, że spodobały się wielu kibicom, co jeszcze pogłębia poczucie zażenowania. Tak wygląda rzeczywistość w największym i najlepszym polskim klubie. Drużyna gra fatalnie, trener nie jest trenerem, piłkarze są bici, a lud się cieszy.

Drużyna z Łazienkowskiej jest skończona, na pewno w obecnym kształcie. W tym składzie i z tym trenerem Legia na pewno nie będzie wygrywać i musi dojść do rewolucji. Jak jednak tego dokonać, skoro wspomniany prezes przekonuje wywiadach że pieniądze zarobione w ostatnich latach zostały w klubie przejedzone?

Słowami śp. Zdzisława Ambroziaka: KA-TA-STRO-FA.

Źródło artykułu: