O niebo lepiej to spotkanie rozpoczęli goście. Już w 3. minucie Prejuce Nakoulma otrzymał znakomite podanie od Pawła Głowackiego i, mając przed sobą tylko Marcieja Mielcarza, otworzył wynik meczu. - Ledwo doszedłem do ławki rezerwowych, a już przegrywaliśmy - mówił zirytowany szkoleniowiec gospodarzy. - Przepraszam trenera za tę bramkę, mam nadzieję, że to już się więcej nie powtórzy - uśmiechał się Jarosław Bieniuk.
Gospodarze odpowiedzieli potężnym strzałem Wojciecha Jarmuża pod poprzeczkę, ale na wysokości zadania stanął Jakub Wierzchowski. Widzew zyskał potem przewagę w środku pola, co owocowało coraz groźniejszymi atakami. Sygnał ostrzegawczy po pół godzinie gry dał Marcin Robak, który z bliska trafił do siatki. W tej sytuacji sędzia odgwizdał jednak pozycję spaloną.
Z lekcji nie skorzystali jednak podopieczni Wojciecha Stawowego i po chwili był już remis. Z dużymi problemami (najpierw stracił piłkę, a później ją odzyskał) przedarł się prawym skrzydłem Łukasz Broź i doskonale dograł do wbiegającego w pole karne Mindaugasa Panki. Reprezentant Litwy mógł jeszcze przed przerwą wyprowadzić Widzew na prowadzenie. Po podaniu Robaka znalazł się w dobrej sytuacji, ale tym razem przestrzelił.
Po przerwie tempo meczu znacznie spadło. Obie drużyny grały dość asekuracyjnie, bały się odważnie zaatakować. Nic więc dziwnego, bo porażka bardzo by ich kosztowała. Z drugiej strony, remis i dla jednych, i drugich był "tylko remisem".
Zarówno Stawowy, jak i Janas starali się w drugiej połowie odmienić oblicze gry swojej drużyny. Ale rezerwowi, wprowadzeni do gry, w żadnej z drużyn nie zachwycili. Co ciekawe, przy stanie 1:1 Widzew nawet jeśli chciałby grać bardziej ofensywnie, nie mógł sobie na to pozwolić. A wszystko dlatego, że na ławce rezerwowych łodzian nie zasiadł... żaden napastnik. - Wystawiłem trójkę piłkarzy, na co dzień występujących w pierwszej linii - bronił się Janas.
Wobec nie najlepszej formy fizycznej Radosława Matusiaka i urazu Przemysława Oziębały, gospodarze byli zmuszeni do gry piątką nominalnych pomocników. I zapewne nie zdobyliby trzech punktów, gdyby nie szczęście, które po raz kolejny dopisało im w tym sezonie.
W 79. minucie w dość niegroźnej sytuacji faulowany w polu karnym był Darvydas Sernas. Wszystko wskazywało, że Litwin i tak upadnie, ale jeszcze zahaczył go jeden z graczy Górnika. - Sernas ewidentnie dostał w nogę, "jedenastka" została słusznie podyktowana - nie miał wątpliwości Robak, który rzut karny zamienił na bramkę i kolejny raz w tym sezonie uratował drużynę przed stratą punktów.
- Mogliśmy to spotkanie chociaż zremisować. Jeden punkt był w naszym zasięgu - nie mógł odżałować trener Stawowy. - Górnik to bardzo dobra drużyna, nie jednemu rywalowi jeszcze odbierze punkty - pocieszał swojego vis a vis Janas.
Widzew Łódź - Górnik Łęczna 2:1 (1:1)
0:1 - Nakoulma 3'
1:1 - Panka 38'
2:1 - Robak (k.) 80'
Składy:
Widzew Łódź: Mielcarz - Lisowski, Ukah, Bieniuk, Broź - Jarmuż (61' Budka), Panka, Szymanek, Oziębała (76' Miloseski) - Matusiak (68' Sernas), Robak.
Górnik Łęczna: Wierzchowski - Radwański, Karwan, Nikitović, Głowacki - Bazler, Bartoszewicz, Witkowski (87' Grobelny) - Nazaruk (60' Grzegorzewski), Nakoulma, Stachyra.
Żółte kartki: Broź, Miloseski, Oziębała, Panka, Szymanek (Widzew) oraz Głowacki, Karwan, Wierzchowski (Górnik).
Czerwona kartka: Ukah /po meczu/ (Widzew).
Widzów: 7000.
Sędzia: Jarosław Chmiel (Warszawa).
Najlepszy piłkarz Widzewa: Marcin Robak.
Najlepszy piłkarz Górnika: Prejuce Nakoulma.
Piłkarz meczu: Marcin Robak.