29-latek był bez wątpienia bohaterem Korony. To jego interwencje utrzymywały gospodarzy w grze, kiedy ich gra była daleka od poprawnej. Kielczanie od samego początku musieli odpierać ataki rozpędzającego się rywala. - Mecz był bardzo ciężki. Od samego początku nie graliśmy tego co zawsze i faktycznie mieliśmy trochę problemów w defensywie - ocenił.
Maciej Gostomski, który pierwszy ligowy mecz w tym sezonie rozegrał w 10. kolejce, z każdym kolejnym występem udowadnia, że jego forma rośnie. Kilka interwencji z piątkowego meczu było tego najlepszym potwierdzeniem. - Udało się zażegnać kilka sytuacji i od tego jestem. Udało się złapać i na zero zagraliśmy. W drugiej połowie porozmawialiśmy ze sobą co robimy źle i to przyniosło efekty, bo graliśmy lepiej. Ta pierwsze bramka trochę przypadek, później 2:0 i wygrywamy trudny mecz, który może nie za dobry w naszym wykonaniu, ale mamy trzy punkty.
Jednym z zawodników Wisły Płock, który przegrał pojedynek z "Gostomem" był Nico Varela. Wydawało się, że w tej sytuacji musi paść gol, ale znów górą był bramkarz Korony. - No cóż... trudno (śmiech). Tak jest czasami. Mecz wyszedł, sytuacji było za dużo i musimy to przeanalizować, bo nie może być tak, że jadą od połowy sam na sam ze mną. To był kuriozum i bura dla nas za to - powiedział.
Chociaż zespół Gino Lettieri zwyciężył po raz czwarty z rzędu na własnym terenie i awansował w tabeli na piąte miejsce, to o euforii być nie może. A przynajmniej takiego zdania jest wychowanek Cartusii Kartuzy. - Wygraliśmy 2:0 i wszyscy dookoła będą bardzo szczęśliwi, bo wygraliśmy a prawdę mówiąc powinniśmy ten mecz przegrać - zakończył.
ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"