Jupp Heynckes: Człowiek nudniejszy niż prognoza pogody wrócił do Bayernu

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Bayern pod wodzą nowego szkoleniowca dwukrotnie wyprzedzał na mecie FC Koeln Dauma. W Europie również grał dobrze, ale w półfinałach europejskich pucharów przegrywał z klubami najsilniejszej wówczas w Europie Serie A. Najpierw w Pucharze UEFA z Napoli, rok później w Pucharze Europy z Milanem.

W kolejnym sezonie przegrał w półfinale z Crveną Zvezdą Belgrad, zaś w lidze z FC Kaiserslautern. We wrześniu 1991 roku pierwszy serial pod tytułem "Heynckes w Bayernie, epizod 1" zakończył się zwolnieniem i wielkim rozczarowaniem. Trener mówił o przejściowym kryzysie, ale Hoeness podjął decyzję. Jak sam potem przyznał, był to jego największy błąd w karierze.

W 2009 roku Heynckes wrócił na krótko do bawarskiego giganta. Zastąpił Jurgena Klinsmanna, który był wielkim niewypałem. Heynckes małego cudu dokonał. Gdy przychodził wiele wskazywało na to, że Bayern nie dostanie się do Ligi Mistrzów. Zakończył na drugim miejscu. W tym czasie miał już zupełnie inną pozycję na rynku. W 1998 roku prowadzony przez niego Real Madryt wygrał Ligę Mistrzów. W Amsterdamie Juventus Turyn po golu Predraga Mijatovicia. Gdyby jednak na chwilę o tym zapomnieć i prześledzić lepiej jego karierę, prowadzone przez niego drużyny raczej trzymały się z dala od podium. W latach 1992-2009, a więc w okresie "od Bayernu do Bayernu", tylko dwa razy wprowadzał zespół na podium. I była to Benfica Lizbona. Zatem osiągnięcie niemal żadne.

Bayern uratował, ale było oczywiste, że nawet jest tu tyko na chwilę, nawet nie było sensu wieszać płaszcza, bo drzwi do klubu już otwierał Louis Van Gaal. Gdy Holender zrewolucjonizował Bayern i odszedł, wrócił Niemiec. Na trzeci epizod. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że przejął dobrze skonstruowaną przez Van Gaala maszynę i świetnie nauczył się ją prowadzić. Choć nie od razu. W sezonie 2011-12 Bayern nauczył się, co znaczy przegrywać.

A polegli na wszystkich frontach. Mistrzostwo Niemiec i finał pucharu krajowego zgarnęła mu sprzed nosa Borussia Dortmund. W końcu finał Ligi Mistrzów na własnym terenie Bayern przegrał z Chelsea Londyn po rzutach karnych, mimo że miał tytuł na tacy.

Heynckes i jego piłkarze kończyli rozgrywki jako wielcy przegrani. Na pierwszym spotkaniu przed kolejnym sezonem szkoleniowiec musiał podnieść zespół. Doskonale wiedział, że nie może pozwolić sobie na to, by po prostu przejść nad wielką klęską do porządku dziennego.

- Opowiedziałem im trochę o mojej karierze. O tym, jak radzić sobie ze zwycięstwami i klęskami. Grałem w reprezentacji RFN, która w 1972 roku zdobyła mistrzostwo Europy, choć nie byłem podstawowym zawodnikiem. Dwa lata później byłem już podstawowym zawodnikiem podczas przygotowań do turnieju w 1974 roku. Ale po kontuzji, podczas turnieju, byłem tylko piłkarzem z ławki. Powiedziałem moim piłkarzom, że było to największe rozczarowanie w mojej karierze, które jednak stało się dla mnie największym źródłem motywacji. Rok później byłem częścią drużyny, która wygrała mistrzostwo Niemiec i zdobyła Puchar UEFA - opowiadał Heynckes.

Żeby zmienić zespół musiał jednak zrobić coś więcej, niż sięgnąć w pamięci do starych opowieści. Musiał przekonać do swojego sposobu myślenia zawodników. A wiadomo, że ma w sobie to coś. Mówi się o nim, że dla piłkarzy jest jak ojciec. Nawet przychodzą do niego poradzić się w co zainwestować, jak nie przepuścić zarobionych pieniędzy.

- Powiedziałem: "Słuchajcie, jeśli nie zdamy sobie sprawy z tego, że musimy pracować jako drużyna, jeśli nie będziemy pracować ciężej, jeśli nie będziemy jeszcze bardziej głodni sukcesu, znowu nic nie wygramy. Piłkarze szybko zrozumieli mój sposób myślenia. Zawodnicy, którzy nigdy nie uznawali pracy drużynowej, nagle byli zdolni do tego, by przezwyciężyć swój egoizm. Nawet Arjen Robben i Franck Ribery nagle zrozumieli, że mają też obowiązki w defensywie".

W 2013 roku zdobył wszystko co było do zdobycia i odszedł. Bayern od tej pory stał się marketingowym potworem, dołączył do wielkich graczy świata, w którym futbol przenika się z biznesem, takich jak Manchester United, Real Madryt czy FC Barcelona. Zdominował też Bundesligę, ale Ligi Mistrzów wygrać nie zdołał, choć na ławce miał największych magików zawodu trenerskiego.

Łatwa wygrana w debiucie z SC Freiburg oznacza, że stary trener jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Czy Bayern Monachium wygra w sezonie 2017-18 Ligę Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×