Wiadomo było, że potyczka pomiędzy Stalą Stalowa Wola i beniaminkiem z Gorzowa Wielkopolskiego będzie zażarta. Obydwa zespoły walczą o ligowy byt, każdy punkt jest więc na wagę złota. Sam mecz był dobrym widowiskiem i dostarczył wielu emocji. Niestety do poziomu spotkania nie dostosował się sędzia Maciej Roguski z Warszawy, który podjął kilka bardzo kontrowersyjnych decyzji.
Prowadzenie w meczu objęli gospodarze. Po kilkunastu minutach wyrównali gracze GKP. Gol wzbudził masę protestów w szeregach Stalowców. - Pierwsza bramka dla Gorzowa padła po ewidentnym spalonym. Mogą sobie sędziowie zobaczyć. Nie chcę się wypowiadać na temat pracy arbitrów, ale tak nie można prowadzić zawodów. Niestety. Jeżeli chcemy uzdrowić tą piłkę, to trzeba chociaż nie przeszkadzać. On jednak utrudniał grę i jednym i drugim - mówił po meczu w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl obrońca Stalówki Jaromir Wieprzęć.
Druga, zwycięska bramka dla Stali także wzbudziła wiele dyskusji. Gorzowianie po pierwsze twierdzili, że faulowany był Radosław Janukiewicz, a po drugie, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Arbiter gola jednak uznał. - Nie chcę się do tego odnosić, bo nie jestem na tyle bogaty, żeby coś powiedzieć na arbitra. Mógłbym powiedzieć wszystko co najgorsze. Był ewidentny faul. Byłem przekonany, że sędzia odgwizdał przewinienie - mówił Janukiewicz.
Całe spotkanie, ku zaskoczeniu kibiców w Stalowej Woli zostało przedłużone aż o sześć minut. Wywołało to masę protestów i konsternację wśród kibiców. - Nie mam pojęcia skąd wzięło się doliczone sześć minut. Trzeba się zapytać sędziego. Wydaje mi się, że nie było aż takich przerw żeby było potrzebne sześć minut. W meczu z Flotą Świnoujście, który graliśmy ostatnio u siebie, było więcej przerw i sędzia zdecydowanie mniej doliczył - dodał Wieprzęć.
Sami piłkarze z Gorzowa Wielkopolskiego wydawali się być zdziwieniu decyzją arbitra. Im jednak była ona na rękę, gdyż gracze beniaminka pierwszej ligi dążyli do wyrównania. - Nie będę się wypowiadał na temat sędziowania. Nie chcę ponieść jakiejś kary. Jeżeli prowadzący zawody podjął decyzję o tym, to żeby doliczyć sześć minut, to myślę, że była ona słuszna - stwierdził Grzegorz Jakosz.
Praca arbitra w sobotnim spotkaniu wywołała wiele kontrowersji. Nie był to jedyny taki przypadek w minionej kolejce pierwszej ligi. Najlepiej całą sytuację opisał jeden z kibiców zgromadzonych na trybunach w Stalowej Woli. - Dziwić się, że potem są zamieszki na trybunach, skoro sami sędziowie swoimi decyzjami powodują wściekłość. Aż człowiekowi się odechciewa przychodzić na stadion.