Arkadiusz Milik: Niektórym brakuje mobilizacji, motywacji, umiejętności. Mnie na razie brakuje zdrowia

Gdy rozmyślasz, wpadasz w zły nastrój. Dzieje się to czasem, gdy oglądam mecze kolegów. Oni walczą, biegają, strzelają, a ja siedzę na trybunach albo przed telewizorem i aż mnie pali coś w środku, że nie mogę być z nimi - mówi nam Arkadiusz Milik.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Arkadiusz Milik podczas meczu z Portugalią PAP/EPA / OLIVER WEIKEN / Arkadiusz Milik podczas meczu z Portugalią

KORESPONDENCJA Z NEAPOLU

Paweł Kapusta, WP SportoweFakty: Zdarzyło się panu pomyśleć, że pana kariera znalazła się na zakręcie?

Arkadiusz Milik, napastnik SSC Napoli i reprezentacji Polski: - Może nie tyle na zakręcie, co w zawieszeniu. Po pierwszym urazie nie było śladu - ani pod względem fizycznym, ani psychicznym. Przygotowania do nowego sezonu traktowałem już jak nowy rozdział życia. W końcu czułem się świetnie! Ani w jednym, ani drugim kolanie nie odczuwałem niczego niepokojącego. I to jest najstraszniejsze: nie możesz w żaden sposób zapobiec tragedii. Mięśnie są mocne, czujesz się dobrze, a kolano i tak strzela. Jesteś bezradny.

Miał pan moment załamania?

Najgorzej było rok temu, gdy zerwałem więzadło po raz pierwszy. To był prawdziwy dramat. Teraz przynajmniej wiedziałem, co mnie czeka, jak wygląda procedura. A wtedy? Totalna niewiadoma. Lekarze wchodzą ci do kolana, zabieg wykonywany jest na znieczuleniu ogólnym, a ja się cholernie boję operacji, zabiegów lekarskich, więc było mi jeszcze trudniej. Dopytywałem, jak to wygląda w Polsce. Rezonans masz po dwóch - trzech dniach. Później czekasz trzy dni na operację. Jak patrzysz na to wszystko z boku, to myślisz, że kilka dni to krótko. Ale jak jesteś piłkarzem i wiesz, że właśnie rozsypało ci się kolano... Proszę mi wierzyć, to dewastuje psychikę. Na szczęście w moim przypadku zabieg przeprowadzono błyskawicznie.

W Napoli zaczęło się naprawdę dobrze. I dlatego tym bardziej przykro mi, że przytrafiła mi się kontuzja. Kto wie, czy nie byłbym teraz w zupełnie innym miejscu kariery. Z perspektywy czasu, gdy przypominam sobie strzelane na początku przygody w Napoli gole, robi mi się smutno. Z drugiej strony wszystko jest wciąż przede mną. Nie mam 33 lat, tylko 23.


Co się myśli, gdy dochodzi do tak strasznej kontuzji? Co przelatuje przez głowę?

Teraz zachowałem się dokładnie tak samo, jak przed rokiem. Chwyciłem się bardzo mocno za kolano, głowa w ziemię... Usłyszałem TEN dźwięk, poczułem ból jeszcze większy, niż za pierwszym razem. Klubowy fizjoterapeuta, który nie oglądał meczu na żywo, po zobaczeniu powtórki od razu wiedział, że stało się coś poważnego. Leżąc na murawie też wiedziałem, że jest źle. W szatni uspokajał mnie lekarz. Mówił, żebym nie przejmował się na zapas. Kilkanaście minut po zdarzeniu zrobił mi test-szufladę. Sprawdza się w ten sposób, czy więzadło jest uszkodzone. Gdy jednak wiesz, że coś ci się stało, zawsze spinasz mięśnie. Ja też to zrobiłem, bo nie chciałem usłyszeć złej informacji. Organizm bronił się przed najgorszą wiadomością. Po teście lekarz powiedział, że z krzyżowym raczej nic się nie stało. Jeśli już, to z pobocznym. Dziennikarzom w mixed zonie rzuciłem, że to raczej nic poważnego, ale sam w to nie wierzyłem. Na drugi dzień było wszystko jasne.

Jak się pan teraz czuje?

Dobrze. Rehabilitacja się rozkręca. Pod koniec miesiąca będę miał wizytę kontrolną u doktora Marianiego w Rzymie. Później zrobimy kolejny krok, będziemy mogli sobie pozwolić w ćwiczeniach na więcej. Mija pierwszy miesiąc, najgorsze prawie za mną. Mogę normalnie pospać. Wcześniej było o to trudno, bo w nocy nie kontrolujesz nogi, śpisz w ochraniaczu. Kolano się bardzo nagrzewa, trzeba je chłodzić. Za dnia robiłem to cały czas, ale w nocy jest trudniej. Budzisz się, bo zaczyna cię boleć. Włączasz urządzenie, chłodzisz nogę, zasypiasz. Za jakiś czas to samo, znów pobudka. Kolano do kolana - za ciepło. Wsadzasz poduszkę - za ciepło. Dlatego chodziłem niewyspany. Teraz jest lepiej. Zaczynam basen, cardio, pływanie. Będzie dynamiczniej.

ZOBACZ WIDEO Wielkie strzelanie Starej Damy. Zobacz skrót meczu Udinese - Juventus Turyn [ZDJĘCIA ELEVEN]

Jest sens rozmawiać o dacie powrotu na boisko?

Nie ma najmniejszego. Mówi się o lutym, ale wrócę, gdy sam będę czuł, że jestem gotowy. Tak, jak za pierwszym razem: miałem zielone światło, ale poczekałem, nie szarżowałem.

Poprzednia kontuzja miała wpływ na to, co stało się teraz?

Różnie mówią, ale ja nikomu nie będę wchodził w kompetencje. Ufam ludziom, którzy robili mi operację i mnie leczą. Moją rolą jest rehabilitacja, ćwiczenie, regeneracja, dbanie o kolano. I robię to. Przecież nie mogę słuchać wszystkich dookoła.

Widział pan, co działo się w Polsce po potwierdzeniu najgorszych prognoz?

Słowa otuchy usłyszałem od wszystkich: kibiców kadry, Napoli, kolegów z reprezentacji, klubu. Podczas ostatniego meczu na Stadionie Narodowym, który oglądałem w telewizji, trybuny skandowały moje imię i nazwisko. Słyszałem to, było mi bardzo przyjemnie. Dla zawodnika, który walczy z poważną kontuzją, każdy taki detal jest ważny. Na przykład - koszulki z dedykacją na rozgrzewkę.

Tak samo jak zachowanie Lorenzo Insigne. Swoją drogą, Piotrek Zieliński zagrał przy tym oscarową rolę.

Pomylił koszulki, podał swoją i wypromował swoje nazwisko! Oczywiście żartuję... To bardzo miły gest Lorenzo. Długo rozmawiałem z nim rok temu o dochodzeniu do sprawności po zerwaniu więzadła. On walczył z dokładnie taką samą kontuzją. Wiedział, w jakiej jestem sytuacji, ile zdrowia i nerwów to wszystko kosztuje.

Podczas leczenia pierwszej kontuzji odczuwał pan presję otoczenia na jak najszybszy powrót? Nie było dnia, w którym włoscy dziennikarze nie pisaliby o rekordowo szybkiej rehabilitacji.

Dla mnie to było bardziej wsparcie i kibicowanie niż presja. Sam z lekarzami wiem najlepiej, kiedy wrócić, nikt z boku nie ma na to wpływu. Gdy wróciłem, nie byłem gotowy do gry przez 90 minut. Wchodziłem do grania stopniowo. W poprzednim sezonie brakowało niestety kontynuacji w występach, bo kolano inaczej zachowuje się w treningu, a inaczej w meczu. Czasem jesteś w stanie przez miesiąc trenować bez żadnych problemów - i to dwa razy dziennie - a zagrasz 30 minut meczu i na drugi dzień czujesz zmęczone kolano. Inny stres, inna adrenalina, więc noga inaczej się zachowuje. Zabrakło ciągłości, kilku meczów z rzędu. Nie kryję, w pewnym momencie zacząłem się niecierpliwić, że nie gram tyle, ile bym chciał.

Po powrocie rozegrał pan tylko dwa pełne mecze. I to dopiero we wrześniu: z Szachtarem Donieck w Lidze Mistrzów i Kazachstanem w eliminacjach mundialu.

Zawodnik młody, to się niecierpliwi. Tym bardziej, jeśli wie, że zasługuje na więcej minut. Ale teraz nie ma to już żadnego znaczenia. Nie myślę o niczym innym, jak wyleczenie chorej nogi.

Po meczu z Gibraltarem w eliminacjach mistrzostw Europy miałem rozmowę z trenerem Adamem Nawałką. Nie chodziło o sodówkę, ale o to, że nie grałem na sto procent. A każdy z nas wie, że jeśli chcesz zrobić postęp, grać w najlepszych klubach w Europie i reprezentacji, musisz za każdym razem trenować i grać z pełnym zaangażowaniem.


Bierze pan pod uwagę możliwość wypożyczenia na wiosnę do innego klubu? Prezydent SSC Napoli powiedział, że będzie pana namawiał na Chievo Werona.

Rozważam taką możliwość, ale na decyzje przyjdzie pora w grudniu. Wtedy usiądziemy z menedżerem, trenerami, prezesem i zobaczymy, co będzie najlepsze dla mnie i dla klubu.

Nie będzie się pan bał - tuż po powrocie do zdrowia - odejść do klubu, w którym nie będzie pan znał lekarzy, fizjoterapeutów?

Trudno jest mi się na ten temat wypowiadać. W styczniu będę mądrzejszy, wtedy wrócimy do tej rozmowy.

Gdy do pana leciałem, zastanawiałem się, w jakiej jest pan formie psychicznej. 23-letni piłkarz drugi raz zrywa więzadło krzyżowe. Niektórzy by się załamali, po panu nie widać złych emocji.

Nie jest lekko, ale co, płakać mam? Siedzieć pod kołdrą? Zauważyłem, że im mniej myślisz na ten temat, tym jest łatwiej. Gdy rozmyślasz, momentalnie wpadasz w zły nastrój. Dzieje się to czasem, gdy oglądam mecze kolegów. Oni walczą, biegają, strzelają, a ja siedzę na trybunach albo przed telewizorem i aż mnie pali coś w środku, że nie mogę być z nimi. To trochę dziwnie brzmi, ale w sytuacji, w której się znalazłem, muszę szukać pozytywów i na siłę je wyciągać. W życiu człowieka mogą się zdarzyć gorsze tragedie, niż zerwanie więzadła krzyżowego. Oczywiście poza piłką, bo w piłce to chyba nie ma gorszej kontuzji... Ostatnio Łukasz Piszczek bardzo mądrze powiedział: każdy ma różny sposób odcięcia się od futbolu. Jak nie grasz, musisz się odciąć, w przeciwnym razie zwariujesz. I to jest znakomite stwierdzenie, podpisuję się pod tym.

Na co pan przerzuca swoje myśli?

Zupełnie inaczej planuję dni. Więcej czasu spędzam z rodziną, załatwiam inne sprawy, dużą satysfakcję sprawiają mi też inwestycje. Piłki w telewizji oglądam mało. Ogólnie, już pomijając kontuzję, nie jestem osobą, która siada przed telewizorem o 12 w południe, zaczyna dzień od meczu La Liga, później przełącza się na Bundesligę czy Ekstraklasę, a dzień kończy meczem Serie A. Oglądam tylko to, co najciekawsze. A przez kontuzję, żeby się nie denerwować, jeszcze mniej: tylko mecze Napoli, hity Ligi Mistrzów, Górnika Zabrze, bo super ostatnio grają. No i mecze kadry, jak sam w niej grać nie mogę.

Jedna z inwestycji: otwiera pan restaurację w Katowicach.

Będzie się nazywać Food & Ball. Chcieliśmy, aby wystartowała jeszcze przed mistrzostwami świata, ale ostatecznie się to nie uda. Są jakieś opóźnienia w budowie galerii, w której knajpa będzie funkcjonować. Galerie ponoć otwierane są w dwóch przedziałach: w okolicy marca, bo zbliżają się wakacje albo listopada, bo zbliżają się święta. Otwarcie nastąpi w drugiej połowie 2018 roku.

Skąd pomysł?

Z rozmowy z przyjacielem, to on pilotował sprawę. Wystrój będzie piłkarski, na ścianach zawisną koszulki. Chcemy, żeby była charakterystyczna i odpowiednia nie tylko do wydarzeń piłkarskich, ale ogólnie - sportowych. Kto będzie chciał na spokojnie, w fajnej atmosferze zobaczyć mecz albo inną transmisję sportową, będzie mógł do nas wpaść. No i przy okazji dobrze zjeść.

Na kolejnych stronach czytaj między innymi o tym, dlaczego Arkadiusz Milik uważa, że nie grozi mu bankructwo po zakończeniu kariery, jak w przypadku dużej części piłkarzy Premier League. Milik mówi też o poważnej rozmowie, którą przeprowadził z nim Adam Nawałka oraz o tym, czego można się spodziewać po polskiej kadrze na mundialu w Rosji.

Czy Arek Milik wróci do najwyższej dyspozycji jeszcze przed mistrzostwami świata w Rosji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×