Tottenham Hotspur - miej odwagę marzyć

PAP/EPA / FACUNDO ARRIZABALAGA / Harry Kane
PAP/EPA / FACUNDO ARRIZABALAGA / Harry Kane

Cały świat zobaczył filozofię Tottenhamu Hotspur i Mauricio Pochettino. To nie przypadek, że Real Madryt poległ w Londynie. Koguty to drużyna, która od ponad dwóch lat prezentuje swoje walory w Premier League i śmiało może powalczyć o triumf w LM.

"Miej odwagę marzyć" - taki cytat przez lata wisiał na starym stadionie Tottenhamu Hotspur White Hart Lane. Kiedyś był pustym frazesem, gdy Koguty musiały oglądać plecy znienawidzonego Arsenalu, kiedy znów trzeba było zmienić trenera, a przy okazji sprzedać największą gwiazdę. Dzisiaj role się odwróciły. Tottenham to nie jest już lokalna marka z wiernymi kibicami z północnych dzielnic Londynu. Magiczny wieczór, taki jak ten z Realem Madryt, sprawia, że Koguty mają coraz to więcej fanów, a to dopiero początek ekspansji.

"Drużyna Harry'ego Kane'a"

Jeszcze kilka tygodni temu Pep Guardiola nazwał Tottenham Hotspur "drużyną Harry'ego Kane'a". Mauricio Pochettino wściekł się za to. Był zły na Hiszpana, chociaż ten zupełnie nie miał zamiaru wbić szpilki londyńczykom. Po prostu użył skrótu myślowego, ale jeśli powiedziałby "drużyna Pochettino" to byłby dużo bliżej prawdy.

Argentyńczyk jest architektem tego, co się dzieje w Tottenhamie. Złośliwi wciąż mu wypominają - "pokażcie mi co wygrał". No i nic nie wygrał jeszcze z Kogutami. Gdyby jednak wziąć pod uwagę ten sezon oraz dwa poprzednie, to w Premier League nikt nie miałby tylu punktów co Tottenham. Najpierw przegrał z rozgrywającymi kampanię życia piłkarzami Leicester City, a później rok konia miała Chelsea. I co z tego, że Tottenham grał ładniejszą dla oka piłkę, potrafił zdominować rywala jak mało kto, jak to Chelsea wciskała jedną bramkę więcej i wygrywała mecze.

Pochettino trafił na White Hart Lane w maju 2014 roku. Przebudował drużynę po swojemu. Najpierw musiał jednak sprzedać zawodników, którzy zupełnie nie pasowali do jego koncepcji. Robił to niemal co okienko. Odeszli m.in. Sandro, Paulinho, Soldado, Lennon, Kaboul, Dawson, Bentaleb i wielu innych. W sumie zarobił dzięki temu 285 milionów euro, a zainwestował 10 milionów więcej. Jak na warunki angielskie zrobił kosmiczny wynik.

ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli, Zieliński blisko trafienia. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Co sezon dokładał do tej drużyny ważny element. Już w pierwszym roku sięgnął po Dele Allego, Erica Diera i Bena Daviesa, a w kolejnych przychodzili: Heung-Min Son, Toby Alderweireld, Kieran Trippier, Victor Wanyama czy Moussa Sissoko. Wszyscy to kluczowi zawodnicy Tottenhamu. Do tej całej zgrai dobrał utalentowanych zawodników z akademii i stworzył zespół, który jest w stanie ograć każdego w Europie.

Rozsądna polityka

Tottenham Hotspur w dekadzie poprzedzającej przyjście Pochettino był niemal co sezon wielkim rozczarowaniem. To klub, który zawsze miał zawodników klasy światowej, wystarczy wspomnieć o takich graczach jak: Gareth Bale, Luka Modrić, Rafael van der Vaart, Dymitar Berbatow czy nawet Robbie Keane. Jednak olbrzymi bałagan na ławce trenerskiej, wiele kłótni w zespole i zmiana szkoleniowca co niemal sezon sprawiła, że nigdy Koguty nie były równorzędnym partnerem dla Manchesteru United czy Arsenalu. Zawsze czegoś brakowało, a najczęściej po prostu stabilizacji.

Wprowadził ją dopiero Pochettino. Skończyły się transfery bez przygotowania na tzw. "łapu capu". Każdy ruch był wyważony, przemyślany i skrojony nie tylko na budżet, ale i na potencjał piłkarza, który można z niego wydobyć. Ta właśnie ostatnia rzecz może być jedną z największych zalet obecnego trenera. Nie da się znaleźć zawodnika, który po prostu nie zrobił kroku do przodu przy Pochettino. Niesamowicie rozwinął się Christian Eriksen, Harry Kane może pobić wszelkie rekordy strzeleckie, a Dele Alli z pewnością ma możliwości, żeby sięgnąć po Złotą Piłkę. Z tym ostatnim Pochettino ma niemałe problemy. To krnąbrny piłkarz podążający własnymi ścieżkami tyle, że Argentyńczyk uważa, że nie będzie zmieniał jego stylu gry, ponieważ to go zabije.

Gdy zaczynała się pierwsza kolejka nowego sezonu Premier League Tottenham był jedyną drużyną, która nie dokonała żadnego transferu spośród wszystkich zespołów w lidze. Absolutnym priorytetem było pozostanie największych gwiazd Kogutów. Nie udało się zatrzymać tylko Kyle'a Walkera, ale Pochettino wiedział już o tym w poprzednim sezonie, ponieważ Walker powiedział mu, że chce odejść. Natomiast grubo od ponad roku londyńczycy prowadzą politykę podpisywania długoletnich kontraktów ze swoimi zawodnikami. Przedłużyły go wszyscy najwięksi zawodnicy i takiej stabilizacji w Tottenhamie nie było od dekad.

Co dalej? 

Dobre pytanie. Alli do Realu, Eriksen do Barcelony, a Kane do jeszcze innego zespołu - media brytyjskie nie mają skrupułów w rozsprzedawaniu największych gwiazd. Tyle, że Kane mówi, iż chce zostać w Londynie nawet do końca kariery. Nie rysuje się przed nim zła przyszłość. Koguty budują nowy, ultranowoczesny stadion, przy okazji ulepszają swoją bazę treningową, Pochettino też się nigdzie nie wybiera, a w lidze angielskiej dwa razy z rzędu Koguty były wicemistrzem. Na wiosnę Tottenham na pewno zagra w Lidze Mistrzów. Gdzie i po co zatem mieliby odchodzić najlepsi piłkarze?

Z pewnością dla lepszych zarobków. Tottenham nie robi tak jak kiedyś "kominów płacowych". Piłkarze zarabiają dużo, ale dwukrotnie mniej niż w Manchesterze City i Manchesterze United. To jedyna bolączka Kogutów. Ciekawe czy ją przetrwają.

Źródło artykułu: