Piotr Tomasik: Zaledwie jedno zwycięstwo w ostatnich ośmiu spotkaniach spowodowało, że spadliście na przedostatnie miejsce w tabeli i wasza sytuacja jest nie do pozazdroszczenia.
Marek Saganowski: Rzeczywiście, można by już rzec, że jesteśmy jedną nogą w League One. Bardzo ważny dla nas jest mecz Coventry z Barnsley [rozmawialiśmy przed spotkaniem, skończyło się wynikiem 1:1 - przyp.PT], bo jeśli goście zremisują albo i nawet wygrają, do bezpiecznego miejsca będziemy tracić cztery lub pięć punktów.
W takich sytuacjach o optymizm jest ciężko i zapewne atmosfera w szatni również nie jest najlepsza.
- Nastroje wśród zawodników nie są za ciekawe. Trudno się dziwić, bo gorsze rezultaty od nas osiąga w tym sezonie tylko jeden zespół. Nasza passa ostatnio nie jest najlepsza, wydawało mi się nawet, że jedną wygraną mieliśmy w dwunastu meczach. Do ideału trochę nam brakuje...
Zadania nie ułatwiają wam też chyba włodarze, bo dzięki nim klub ma duże problemy finansowe. Domyślam się, że to również znajduje odbicie na zawodnikach.
- Może nie ma to na nas dużego wpływu, ale rzeczywiście sytuacja nie jest ciekawa. Na początku sezonu prezes, którego już tu z nami nie ma, pozbył się bardziej doświadczonych piłkarzy, mających trochę wyższe kontrakty. W ich miejsce postawił na teoretycznie dobrą młodzież, która jego zdaniem miała zagwarantować spokojne utrzymanie. Dziś można stwierdzić, że był to jeden wielki niewypał. A przy okazji Southampton jest obecnie bankrutem i powiem więcej, do klubu wtargnął już komornik, który nadzoruje finanse. Plan pana prezesa podupadł już na samym początku, a teraz szukamy jakiejś deski ratunku. Jak mówi przysłowie, tonący łapie się brzytwy. Próbujemy wszelkich różnych rozwiązań, prezes został jakiś czas temu zwolniony, a decydujące będą dla nas dwa najbliższe tygodnie.
Wierzy pan jeszcze w utrzymanie?
- Sytuacje nie jest łatwa, ale dopóki są jeszcze matematyczne szanse, dopóty ta wiara nas nie opuszcza. Tym bardziej, że ostatni mecz w sezonie gramy przeciwko Nottingham Forest i wszystko będzie w naszych rękach.
Markowi Saganowskiemu akurat można najmniej zarzucić. Pół roku pana nie było w klubie, a gdy pan wrócił, to błyszczał formą. Świadczą o tym statystyki - sześć bramek w jedenastu spotkaniach.
- Jeśli chodzi tylko o mnie, uzyskałem dobry indywidualny wynik i nikt nie ma do mnie pretensji. Więcej zastrzeżeń jest względem wspominanego już prezesa, trenera, sztabu szkoleniowego, który zrobił tak, jak zrobił. Ktoś pomyślał sobie, że tanim kosztem uda się utrzymać ligę, a w przyszłości może i jeszcze awansować. Była to wielka pomyłka, pewne osoby powinny za to zapłacić! Niestety największe konsekwencje ponoszą kibice. Southampton to duży klub, doskonale znany w całej Anglii, nigdy tutaj nic nie brakowało. Akurat teraz złożyło się tak, że brakuje i wyników, i pieniędzy.
Jak pan widzi swoją przyszłość? Czy w przypadku utrzymania w lidze, zostanie pan w klubie, czy już powoli rozpoczyna poszukiwania nowego pracodawcy?
- Jeśli pozostalibyśmy w Championship, byłoby nam o wiele łatwiej pozyskać strategicznego sponsora. W tej chwili klub jest niemalże wystawiony na sprzedaż i jeśli ktoś chciałby tutaj przyjść, mógłby to spokojnie zrobić. Jeżeli znajdzie się osoba, której będzie zależało na zbudowaniu silnej drużyny, najlepiej byłoby pozostać na starych śmieciach. Mam 31 lat, dwójkę dzieci, rodzinę, która się już tutaj zaaklimatyzowała. W dodatku niedaleko mnie mieszka kilku przyjaciół, z którymi często się spotykam. Szczerze mówiąc, wolałbym się stąd nie ruszać. Ale jeśli sytuacja wciąż będzie nieciekawa, prawdopodobnie zmienię klub. Już otrzymałem propozycje z zaplecza Premiership, mógłbym powoli finalizować kontrakt, ale jeszcze poczekam. Zostały do końca dwa mecze, jest jeszcze szansa na utrzymanie.
Żeby pana pozyskać trzeba zapłacić półtora miliona funtów? Tyle ponoć wynosi pańska klauzula odstępnego.
- Wszystko będzie zależało od tego, w jakim położeniu znajdzie się klub. Jeśli rzeczywiście komornik zacznie wykonywać wszystkie swoje obowiązki, dojdzie do dużej wyprzedaży. Czasem ma miejsce sytuacja, że zawodnicy sprzedawani są po to, aby uwolnić pracodawcę jedynie od zobowiązań finansowych. Ja jednak jeszcze nie wiem, na jakich zasadach będę mógł odejść.
Skąd ma pan obecnie oferty?
- Jak już mówiłem, z kilku klubów Championship. Są także inne europejskie propozycje. Wspomniał pan wcześniej, że nie powinienem narzekać na brak ofert i zapewne narzekał nie będę. Póki co stąpam jednak twardo po ziemi, mam jeszcze ważny kontrakt w Southampton.
Z polskiej ligi ktoś już się z panem kontaktował?
- Nie.
A co jeśli zadzwoniliby jutro przedstawiciele Lecha albo Legii?
- Każdą propozycję rozważę, na spokojnie przeanalizuję wszystkie za i przeciw. Nie ukrywam jednak, że chciałbym pozostać w Championship. Kusząca byłaby także perspektywa gry w europejskich pucharach.
Mając do wyboru Legię a czołowy klub Championship, na co by się pan zdecydował?
- Jeszcze nie wiem. Jeśli rzeczywiście stanę przed takim wyborem, to na pewno się pan dowie.