W 2016 roku na totalnych peryferiach futbolu był Szymon Żurkowski. 20-latek grał w Lidze Okręgowej w Gwarku Zabrze, a później w trzecioligowych rezerwach Górnika. Pomocnik trenował też dodatkowo bejsbol.
W klubie Gepard Żory prowadzonym przez brata Arkadiusza był miotaczem. Dwanaście miesięcy później jego kariera przyspieszyła, trener Marcin Brosz zaufał mu od początku sezonu podobnie jak Czesław Michniewicz, szkoleniowiec młodzieżowej reprezentacji do lat 21. Żurkowski od września rozegrał w niej pięć meczów, w ostatnim wyprowadził zespół jako kapitan i strzelił gola Danii (3:1) w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata. A powołanie do dorosłej kadry wydaje się tylko kwestią czasu. Tak jak już wcześniej można było obstawiać w przypadku Rafała Kurzawy czy Damiana Kądziora.
Kontuzjom pokazali drzwi
Pierwszy z nich aż dwanaście razy asystował kolegom w tym sezonie (w piętnastu meczach). W listopadzie Adam Nawałka sięgnął po niego po raz pierwszy, drugie powołanie wysłał natomiast Kądziorowi. Skrzydłowy dopiero od tego sezonu na dobre rozgościł się w lidze, a w wieku 18 lat pewnie nawet nie marzył o regularnych występach na tym poziomie rozgrywkowym. Wtedy musiał poddać się operacji obu stóp. Lekarze wkręcili mu w nogi śruby, które będzie mógł wyjąć dopiero po zakończeniu kariery. Kądzior przekonał się na własnej skórze, jak to jest być zależnym od innych. Po zabiegu przez dwa tygodnie poruszał się na wózku inwalidzkim. W prostych czynnościach pomagał mu ojciec, a gdy trzeba było, nosił syna na plecach. To już jednak przeszłość, od siedmiu lat pomocnik nie złapał poważnego urazu. W tym sezonie walczy o wyjazd na mundial.
ZOBACZ WIDEO Dublet Roberta Lewandowskiego - zobacz skrót meczu Bayern Monachium - FC Augsburg [ZDJĘCIA ELEVEN]
Walkę z samym sobą toczył również Michał Koj. We wrześniu 2016 roku doznał poważnego urazu czaszki po zderzeniu się głową z piłkarzem Termaliki. Lekarze po szczegółowych badaniach sugerowali zawodnikowi, by zastanowił się nad sensem uprawiania sportu zawodowo. Koj miał krwiaka pourazowego mózgu i pękniętą czaszkę, ale wskazówek specjalistów nie wziął na poważnie. Po ponad czterech miesiącach od wypadku wrócił na boisko, wystąpił w meczu sparingowym w specjalnym kasku ochronnym. To była kolejna sytuacja, gdy pokazał kontuzjom drzwi. Wcześniej będąc w Pogoni Szczecin stracił osiem miesięcy z powodu problemów z kolanem i Achillesem. Obecnie to piłkarz zaliczający się do grona najwięcej grających w Górniku.
Po Realu został ręcznik
Rolę kapitana w zespole Brosza pełni zawodnik, który w Chojnicach odwiedzał miejscowe biblioteki w poszukiwaniu książek o psychologii. Szymon Matuszek miał wtedy trudny okres. W Polsce spodziewano się po nim czegoś ekstra po treningach w Realu Madryt C. Epizody w Jagiellonii i Piaście skończyły się wypożyczeniem do drugoligowej Chojniczanki. Na Kaszubach koledzy szyderczo wołali na niego "Królewski". Pomocnikowi, który pamięta rozmowy w klubowym jacuzzi z Raulem, czy kolacje z Jerzym Dudkiem, zostały po pobycie w Realu jedynie ręczniki, kurtki i kilka koszulek. Matuszek po zderzeniu z polską rzeczywistością długo nie mógł wziąć się w garść. W Realu C miał trenera indywidualnego i dwanaście boisk, w Dolcanie Ząbki trenował raz w Rembertowie, a raz na Targówku, bo nie było gdzie. Klub nie miał też własnej siłowni, dlatego zawodnicy ćwiczyli w sieciówce "Pure" w jednym z centrów handlowych. Opłaciło się jednak wytrzymać ten okres. W wieku 28 lat Matuszek ma szansę rozegrać w końcu pełny sezon w ekstraklasie.
Próbę charakteru wygrał też Tomasz Loska. Do drugoligowej Nadwiślanej Góry musiał dojeżdżać 110 kilometrów w dwie strony. W skromnej rodzinie bramkarza skończyły się w końcu pieniądze na codzienny transport piłkarza i Loska chciał piłkę rzucić. Myślał o normalnej pracy, na myjni czy warsztacie. Teraz to jeden z lepszych fachowców w lidze.
Pokory od Loski może uczyć się jego zmiennik - Wojciech Pawłowski. Miał dużą szansę, by zaistnieć w wielkiej piłce, świetnie bronił w Lechii Gdańsk, ale po transferze do Udinese jego idolem stał się młody pyskaty chłopak bez osiągnięć, na którego patrzył w lustrze. Pawłowski palił most za mostem. Zrezygnował z gry dla młodzieżowej reprezentacji, polską ligę krytykował przy każdej okazji zarzekając się, że nigdy do ekstraklasy nie wróci. Dziś zaczyna od totalnego zera, nawet od poziomu minus jeden. W środowisku tylko nieliczni traktują go poważnie, a on sam musi zdecydować, czy jest gotowy wyjść z cienia.
Od służby do lidera
Górnik to mieszkanka piłkarzy po przejściach, zawodników którym dopiero wyrasta piłkarski wąs (19-letni Maciej Ambrosiewicz, 20-letni Mateusz Wieteska) z tymi pełniącymi rolę mentorów. Za takiego może uważać się na przykład Ołeksandr Szeweluchin. Ukrainiec z Dynama Kijów pamięta jeszcze Andrija Szewczenko, a z obowiązków wobec państwa przymusową, dwutygodniową służbę wojskową, jaką odbył w wieku 16 lat. Jest też 33-letni Igor Angulo, mimo że bez wielkich firm w CV, to jednak absolutny lider ataku zabrzan. To obecnie najlepszy strzelec ekstraklasy i na tę chwilę tylko on może nawiązać do niedawnych wyczynów Nemanji Nikolicia.
Górnik ma najmłodszą drużynę w lidze (średnia 24 lata), dwudziestą pod tym względem w Europie. Grającą ofensywnie, porywająco, najskuteczniejszą w lidze. Taką, na jaką czekają kibice Legii. To ich sen o Warszawie.