Piotr Tomasik: Aż trzykrotnie, jak sam pan przyznał, zwalniano "Bobo" Kaczmarka, co jest chyba rekordem. Takich rekordów jednak będzie więcej, jeśli prezes Wojciechowski w takim tempie będzie zmieniał trenerów.
Bogusław Kaczmarek: Czy padnie rekord, nie wiem. Chyba najpierw będziecie musieli dokładnie policzyć. Ja jednak z czymś takim spotkałem się po raz pierwszy.
Chyba jest pan zaskoczony tymi niezrozumiałymi ruchami właściciela klubu?
- Dokładnie, najbardziej niezrozumiałe one są właśnie dla mnie.
A powód do zwolnienia był żaden, bo dziesięć punktów w czterech meczach to dobry wynik.
- Moim zdaniem nawet bardzo dobry. Najwidoczniej pan prezes był innego zdania w tej kwestii. Argumenty, jakimi się posługiwał przy pozbywaniu się mnie z klubu, nie nadają się do przytoczenia. Ponadto wcale nie rozwiązują w racjonalny sposób przyczyn mojego zwolnienia.
Wojciechowski wściekał się, że niektórych zawodników sadzał pan na ławce, jak na przykład Trałkę. Trener Zieliński zapierał się, iż prezes nie wchodził mu do szatni. A jak było u pana?
- U mnie coś takiego nie miało miejsca. Gdyby tak było, sam zdecydowałbym się na taki ruch, jaki wykonał teraz właściciel. Nie ulegałem różnego rodzaju presji, sugestiom czy inicjatywom pana prezesa. Efekt jest taki, że zostałem złożony na ołtarzu jako ofiara Wojciechowskiego. Wybór pierwszego składu był zawsze moją suwerenną decyzją, którą podejmowałem świadomie. Jeżeli popełniłem jakieś błędy, to winą należy obarczać mnie. Ponadto jestem człowiekiem niezależnym, trenerem z krwi i kości, będącym w zawodzie od 29 lat. Zawsze ceniłem sobie swobodę działania i odpowiedzialność za własne czyny.
Czy z ciągłymi roszadami na ławce trenerskiej Czarne Koszule są w stanie coś osiągnąć? Wiadomo przecież, że takie zmiany nie wpływają najlepiej na zespół.
- Polonia to dobry, mądry zespół o ściśle określonym potencjale. Myślę, że istnieje spora szansa, iż wyniki pracy trenera Zielińskiego, a także mojej, choć trwającej tylko pięć tygodni, powinny być widoczne. Ci chłopcy dojrzeli do pewnych wyników i jeśli nikt tam nie będzie przeszkadzał szkoleniowo i pozasportowo, są w stanie wygrać w lidze z każdym przeciwnikiem.
Zmieniając tak często szkoleniowców, pan Wojciechowski krzywdzi sam siebie. Zgadza się pan z tą opinią?
- To pana słowa. Ja się do tego nie ustosunkuję, proszę spytać prezesa.
Właściciel zapowiada, że może dokonać wielkich transferów, opiewających na bardzo wysokie kwoty. Czy pana zdaniem piłkarze, zdając sobie sprawę z tak niepewnej sytuacji w klubie, będą chcieli podpisywać kontrakty?
- To też pytanie nie do mnie. Mógłby mnie pan zapytać o wiele rzeczy, ale powiem tak: nie ma takiej ceny, żeby kupić moją godność, niezależność, sportowe ambicje i możliwość podejmowania suwerennych decyzji w sprawach, na których dobrze się znam. Czyli sprawach trenera piłki nożnej na profesjonalnym poziomie.
Podobno po tym, jak prezes pana zwolnił, szybko zmienił zdanie i widział pana w roli asystenta trenera Jacka Grembockiego?
- To był naprawdę kiepski żart. Bo jak ja mam to inaczej odbierać? Gdybym przystał na tę propozycję, byłaby niezła scenka z kabaretu.
Polonia to zespół, który zdobędzie mistrzostwo?
- Tego akurat nie wiem, bo o zwycięstwo w lidze walczą cztery drużyny. A nie, przepraszam, już pięć, ponieważ do tego grona dołączył Bełchatów. Istnieje wiele przesłanek ku temu, aby Czarne Koszule do samego końca rywalizowały o ligowy triumf. Mistrz może być tylko jeden, a przecież każdy z tej piątki ma takie plany i marzenia.
Piłeczka jest chyba po stronie Wisły, która ma najłatwiejszy układ gier. To będzie ich atut?
- Terminarz nie gra. Niech pan zobaczy, z kim ostatnio tracą punkty czołowe zespoły. Wisła zaledwie zremisowała z Polonią Bytom, Lech z Łódzkim Klubem Sportowym, a my teraz z Lechią Gdańsk. To pokazuje, że terminarz nie będzie miał kluczowego znaczenia, choć okoliczności mogą sprzyjać krakowianom. Takie spojrzenie często okazuje się jednak mylące.
Co będzie dalej z panem? Szuka pan pracy, czy wyjeżdża odpocząć?
- Piłka to moje życie. W weekend zapewne wybiorę się, aby obejrzeć kilka spotkań. Trzeciej, drugiej, pierwszej ligi, a także ekstraklasy.
Czyli Bogusław Kaczmarek znów będzie szukał młodych perełek. Ma pan już na oku jakieś przyszłe gwiazdy ligi?
- Myślę, że tak. Szkoda tylko, iż nie jest mi dane wprowadzić tego w życie. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze.