Rafael Buschmann, autor "Brudnej Piłki": Ronaldo to wielki piłkarz i cwaniak. Lewandowskiego sprawdziłem

Getty Images / 	Gonzalo Arroyo Moreno / Stringer / Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo (po lewej) dyskutuje z Robertem Lewandowskim
Getty Images / Gonzalo Arroyo Moreno / Stringer / Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo (po lewej) dyskutuje z Robertem Lewandowskim

- Nazwisko Lewandowski było drugim, jakie wpuściłem do naszego systemu - opowiada mi Rafael Buschmann, niemiecki dziennikarz, który opisał największy w historii wyciek piłkarskich danych. I skandale jakie z tego powodu powstały.

John jest Portugalczykiem, tyle wiemy. Jest poszukiwany, chce go dopaść wiele ważnych ludzi światowej piłki. John to najprawdopodobniej jego imię fikcyjne, ale jego działalność jest już prawdziwa. Jest mózgiem Football Leaks - platformy, która od wielu miesięcy ujawnia najpilniej strzeżone piłkarskie dokumenty. Takie, które światem piłki wstrząsają. Kuriozalne kontrakty gwiazd, skandaliczne maile, finansowe przekręty i tak dalej.

Do Johna dotarł Rafael Buschmann, mający polskie korzenie dziennikarz niemieckiego "Der Spiegel". Zdobył jego zaufanie, do dziś widuje się z nim jako jedyny przedstawiciel mediów. John systematycznie przekazuje mu dane. Jest ścigany, grozi mu wielkie niebezpieczeństwo, bo zadarł z naprawdę poważnym przeciwnikiem - całym piłkarskim biznesem, największą współczesną rozrywką. Zresztą, sam Rafael też do końca nie może czuć się spokojnie.

Na bazie dalszego dziennikarskiego śledztwa "Der Spiegel" i innych redakcji opublikowano wiele tekstów opisujących patologię współczesnej piłki i jej gwiazd: machlojki z podatkami Cristiano Ronaldo, próbę przekupienia prezydenta Realu Madryt za pomocą seksu z prostytutkami i wiele innych. Teraz Rafael Buschmann wraz z Michaelem Wulzingerem opisali to wszystko w książce "Brudna Piłka. Z archiwum Football Leaks". Wszystko, o czym rozmawiamy, dzieje się naprawdę.

-------

ZOBACZ WIDEO Dublet Roberta Lewandowskiego - zobacz skrót meczu Bayern Monachium - FC Augsburg [ZDJĘCIA ELEVEN]

Jacek Stańczyk, WP SportoweFakty: Widział pan kontrakt Roberta Lewandowskiego z Bayernem Monachium? 


Rafael Buschmann:

To było drugie nazwisko, które wpuściłem w nasz system do przeszukiwania dokumentów. Nic jednak nie było. Ani o nim, ani o jego menedżerach.

Ale jest o innych. Co pan myśli, gdy widzi Cristiano Ronaldo? Jest wielkim piłkarzem, czy wielkim oszustem i cwaniakiem, który – jak wynika z dokumentów Football Leaks i waszego śledztwa – unika płacenia podatków?

I to, i to. Jest super piłkarzem i tu nie ma dyskusji. Jednak wiedział też dokładnie o każdej z finansowych transakcji, które opisaliśmy. Przecież są tam jego podpisy. Wiedział, że jego 150 mln leci na Brytyjskie Wyspy Dziewicze. Ma ponad 30 lat, jest dorosłym człowiekiem. Nikt nieświadomie takich kontraktów nie podpisuje, nie wiedząc, co się za nimi kryje.

(Football Leaks i "Der Spiegel" ujawnili, że na rzecz Ronaldo działa sieć fikcyjnych firm zarejestrowanych w rajach podatkowych, m.in. w Brytyjskich Wyspach Dziewiczych. Dzięki nim Portugalczyk mógł w nich ukryć przed hiszpańskim fiskusem nawet 150 mln euro - przyp. red.)

Bo tak sobie myślałem, że dzisiejszy futbol ma właśnie jego twarz. Z jednej strony jest na niesamowicie wysokim poziomie sportowym, ładnie opakowany, profesjonalny. Z drugiej ma to brudne, ciemne oblicze. I dla wielu szokujące.

Ronaldo jest jednym z wielu. Dziś cały profesjonalny futbol próbuje sprzedać się jak najlepiej poprzez działania PR-owe. Nie masz możliwości zobaczyć tych piłkarzy, jakimi są naprawdę. Choćby dowiedzieć się, jak idzie im biznes. Tylko że piłka ma dziś jeden problem. Football Leaks, który jest w posiadaniu milionów dokumentów, pokazuje, jaki ten sport jest naprawdę. I jak się widzi Ronaldo, to szok jest największy.

Czy piłkarze to "Murzyni, którzy mają tylko zapewniać kasę"? To treść jednego z ujawnionych maili pomiędzy dwoma piłkarskimi inwestorami.

W piłce nożnej chodzi tylko o pieniądze. Tylko dwa razy przeczytałem, że ktoś nie chciał oszukiwać, wchodzić w niejasne finansowe transakcje. Raz to była Sevilla. Za drugim ojciec Martina Odegaarda, który powiedział, że jego syn tyle zarobi w karierze, że nie potrzebuje jeszcze kombinować na podatkach.

Brutalne.

Tak, wiem. Ale to wszystko jest w dokumentach, do których mam dostęp.

Agenci to największe zło futbolu?

Są dobrzy agenci, którzy pomagają piłkarzom. W książce celowo jednak pokazaliśmy tylko tych, którzy chcą tylko i wyłącznie zarobić kasę. I niestety ich jest bardzo dużo. Więcej, niż tych dobrych. Ale to nie tylko menedżerowie. To też inwestorzy, sponsorzy…

Co tak pan sobie szczerze, po ludzku, myślał, odkrywając kolejne brudy. Jak choćby zamiar sprowadzenia dla Florentino Pereza, prezydenta Realu, prostytutek do hotelu, żeby go nakłonić do kupna piłkarza nie za 15, tylko za 20 mln euro.

Ktoś u nas w grupie powiedział, że nie ma takiego zła, którego jeszcze nie da się wymyślić. Dziś w piłce jest wszystko: prostytutki, narkotyki, korupcja, niepłacone podatki, mafia…. Ciężko jest mi teraz patrzeć na futbol.

Trudno jest oglądać mecz?

Dalej się cieszę, gdy mogę obejrzeć piłkę. Tyle że dziś moje myśli odchodzą też od boiska. Gdy Atletico grało z Realem i gola z główki strzelił Saul, to w głowie liczyłem, ile ci inwestorzy, którzy kupili go, gdy był nastolatkiem, właśnie na nim zarabiają. Dla mnie było po meczu.

Przerosło pana to wszystko?

Tak. I jeśli mam być szczery, od samego początku. Te sumy, te możliwości finansowych struktur. Potrzebowałem czasu, aby je wszystkie wbić sobie do głowy.

Pytał pan sam siebie w książce: w co ja się wplątałem? Który moment przeraził pana najbardziej?

Gdy dowiedziałem się, jacy prywatni detektywi, kto tak naprawdę usiłuje znaleźć Johna. To ludzie, którzy są blisko mafii, wyszkoleni przez MI 6, Mosad albo inne służby specjalne. Od tego momentu też się trochę bałem, bo nie wiedziałem, co tacy ludzie też ze mną mogą zrobić.

A odczuł pan, że jest niebezpiecznie? Na przykład dostając głuche telefony, listy z pogróżkami i inne ostrzeżenia?

Tak raczej straszono Johna. On to bardzo mocno odczuł. Ja raz miałem sytuację w Szwajcarii… chodziliśmy za taką firmą z raju podatkowego. Jakiś facet z budynku tej firmy wyszedł do nas, zaczął nas popychać, mówić, że nas dopadnie… Naprawdę źle się wtedy poczułem.

Stał się pan, chcąc nie chcąc, twarzą Footboll Leaks. O Johnie nie wiemy tak naprawdę nic. Nie wiadomo, gdzie jest, jak się naprawdę nazywa, ilu ma pomocników. Pana łatwo namierzyć.

Tylko ja mam za sobą bardzo mocną na świecie medialną markę. Mamy prawników, cały zespół ludzi, struktury, które mi pomagają. Też próbuję się trochę ukryć.

John to piłkarski bohater romantyczny?

Tak, zdecydowanie.

Pytam, bo trudno mi uwierzyć, że rozpętał to całe piekło, że wywleka brudy tylu ważnych ludzi tylko z pobudek czysto ideowych: aby piłka była fair, była przejrzysta. Football Leaks zarzucano też przecież szantaże.

Do dzisiaj nie wiem, czy Football Leaks kogoś szantażowało. Na pewno takie szantażujące maile do Nelio Lucasa [dyrektor sportowy inwestorskiej grupy Doyen], pięć dni po uruchomieniu strony, wysyłał niejaki Artem Łobuzow. I wiem, że na pewno nie jest Johnem. Ja u Johna nie dostrzegam innej motywacji. To, że jest takim romantycznym kibicem, widzę za każdym razem, gdy oglądam z nim piłkę nożną. Jest Portugalczykiem i gdy widzi popisy Ronaldo, to niemal płacze. Dla niego to bohater. Z drugiej strony mówi, że każdy, kto wypacza piłkę, kto oszukuje, kradnie pieniądze, powinien zostać opisany. Kibice muszą widzieć, co dzieje się z ich pieniędzmi.

Więc John płacze, gdy Ronaldo strzela gole. I publikuje dokumenty na jego temat.

Jest podobny do Edwarda Snowdena. On też zawsze mówił, że kocha Amerykę. Ale musiał opisać, co robi NSA (Amerykańska Agencja Wywiadowcza). My często nie rozumiemy tych aktywistów, ich motywacji.

Czytając "Brudną Piłkę" można poczuć się jak w kinie na seansie dobrego sensacyjnego filmu. Mafia, mylenie tropów, śledzenie ludzi, ucieczki. Pan czuł się jak na planie takiej produkcji?

Tak się właśnie czułem. Były momenty, w których myślałem, że siedzę w kinie i oglądam film. Prywatni detektywi, prostytutki dla prezydenta klubu. Trudno to wszystko pojąć, że tak wygląda ten biznes. A to przecież prawda.

Do kogo czuje pan największą odrazę?

Jestem tylko dziennikarzem. Chcę tylko opisać, jak ten biznes działa naprawdę. Nie chcę mieć w sobie emocji. Nie chcę być na to zły… ale jednak trochę jestem. To są wszystko multimilionerzy, a dla normalnych ludzi brakuje pieniędzy na dobre szkoły, ulice, przedszkola. A oni, unikając podatków, zabierają kasę na takie ludzkie cele. I w tym momencie jestem też zły na politykę, która daje te możliwości.

Okładka książki
Okładka książki

John mówił, że w pewnym momencie go to przytłacza, bo zwykłych ludzi, kibiców nic to nie obchodzi. Oni mają swoje gwiazdy i są w nie zapatrzeni. A osoby nieuczciwe jego zdaniem – nawet po publikacji materiałów – nadal robią wielomilionowe interesy. No więc pytam: warto?

Jeszcze raz powiem o Snowdenie. Gdy napisał o NSA, wybuchł duży skandal, ale wielu ludziom tak naprawdę nic się nie stało. Ale to się zmienia. W Hiszpanii władze zajęły się Ronaldo. Jednak tak, ma pan rację. Nie czułem od normalnych kibiców, że to jest dla nich skandal, coś ważnego.

Ile zdrowia kosztuje pana ta sprawa?

Ostatnie miesiące to ogrom stresu. Jak ktoś ma rodzinę, to nie jest łatwo pracować tak długo, w taki sposób. To nie jest tak, że nic w tobie nie zostaje. Ale jeśli miałbym zaangażować się jeszcze raz, zrobiłbym to.

Żona ogląda piłkę?

Nie da się z nią rozmawiać o futbolu. Sama widzi, co on ze mną zrobił. Ale stoi za mną.

A da się te wszystkie informacje, tę całą otoczkę, stres, choć na chwilę za sobą zostawić i o tym nie myśleć?

Nie da się. Każdego dnia mam to w głowie.

To już pana życie.

Jest niego bardzo blisko.

Książka kończy się słowami: John, uważaj na siebie.

Ciągle jest zagrożony. "Uważaj na siebie" mówię mu za każdym razem, gdy się żegnamy. To, co ewentualnie mi grozi, jest niczym w porównaniu do tego, pod jaką presją on żyje.

Ale dobre z tego wszystkiego, że nauczył pana imprezować.

On mi potem powiedział, dlaczego na początku naszej znajomości tyle razy zabierał mnie na imprezy, dlaczego piliśmy dużo wódki. Chciał zobaczyć, czy może mi zaufać. Czy wypity zacznę na te tematy rozmawiać z innymi ludźmi. No i mi zaufał.

Miał pan momenty, w których mówił sobie: stop, przerywam to wszystko.

Dużo ich było. Była na nas presja, nie wiedzieliśmy czy dokumenty pasują do siebie, nie umieliśmy zrozumieć finansowych zależności. Mam jednak świetny zespół. Jak ktoś miał już dość, to kilku innych wybijało mu ten pomysł z głowy.

A wie pan już, czy Football Leaks to tylko John, czy może wiele osób?

Nie wiem tego do dziś. Tego John nie chce mi zdradzić.

Jak to jest możliwe, taka ilość, tak ważnych, poufnych materiałów wyciekła w świat?

Sto razy go pytałem, skąd te dokumenty pochodzą. Pytałem, czy jest hakerem. Zawsze tylko mówi, że ma bardzo dobre źródła. No i każdy dokument, który dostali, był autentyczny.

Są w Football Leaks polskie ślady?

Parę klubów widzieliśmy, paru agentów też. Ale nie mieliśmy jeszcze czasu, aby tak głęboko w polską piłkę wejść. Może przyjedzie na to czas.

Źródło artykułu: