Hiszpanie zachwyceni. "To jest Sevilla", "Bijące serca", "Nigdy się nie poddają"

Getty Images / Na zdjęciu: radość piłkarzy Sevilli
Getty Images / Na zdjęciu: radość piłkarzy Sevilli

"Oni nigdy się nie poddają!" - pisze o wielki wyczynie piłkarzy Sevilli andaluzyjski dziennik "Estadio Deportivo". Hiszpanie są pod wielkim wrażeniem pościgu drużyny, która przegrywała z Liverpoolem już 0:3, ale zdołała wyrównać.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy pod koniec pierwszej połowy telewizyjne kamery pokazały trybuny Ramon Sanchez Pizjuan, z oczu kibiców gospodarzy bił jedynie smutek. Byli i tacy, którzy już wtedy opuścili stadion nie wierząc, że Sevilla jest w stanie podnieść się po trzech ciosach Liverpoolu.

Andaluzyjczycy, którzy przegrywali do przerwy aż 0:3, udowodnili jednak po raz kolejny, że dla nich niemożliwe nie istnieje. Wystarczyło zaledwie kilka minut gry po przerwie, by gospodarze strzelili dwa gole po uderzeniach Wissama Ben Yeddera. Do końca wierzyli w wyrównanie i ich starania zostały nagrodzone w doliczonym czasie gry, gdy piłkę do siatki skierował Guido Pizarro.

"Oni nigdy się nie poddają!" - tytułuje relacje z meczu andaluzyjska gazeta "Estadio Deportivo". "Morał z tego meczu jest taki - tak jak nigdy nie idziesz sam, tak nigdy nie możesz wątpić w szczęśliwe zakończenie" - opisują dziennikarze, nawiązując oczywiście do słynnego hymnu kibiców Liverpoolu.

"Po fatalnej pierwszej połowie drużyna Eduardo Berizzo zrewanżowała się za upokorzenia w drugiej odsłonie. Końcowy wynik jest powodem do radości, ale nie można zapominać o błędach. Tych we wtorkowy wieczór gospodarze popełnili o wiele za dużo" - czytamy.

Największy hiszpański dziennik "Marca" pisze wprost: "To jest Sevilla". "Już przedmeczowy hymn Sevilli, wykonany w stylu koncertów zespołu muzycznego Coldplay zwiastował niewiarygodny spektakl. I taki zobaczyli kibice na Ramon Sanchez Pizjuan. W drugiej połowie Sevilla pokazała, że jest drużyną, która gryzie, gdy sama jest pogryziona i że ich duma jest ich najważniejszym atutem" - obrazowo opisuje gazeta.

"Trzy ciosy Liverpoolu i jest 0:3. Wtedy do gry wchodzą oni. Naładowani energią, złością - wszystko autentyczne, prawdziwe. Dlatego trybuny Ramon Sanchez Pizjuan zawsze są pełne. Kibice im wierzą. Nie opuścili piłkarzy po pierwszej połowie, a ci im to wynagrodzili" - nie mają wątpliwości dziennikarze.

"Odebranie zwycięstwa Liverpoolowi można porównywać do wielkiego wyczynu tej samej drużyny z 2005 roku, gdy w finale Ligi Mistrzów odrobili trzy gole straty do Milanu. Drużyna Sevilli pokazała wielkie serce do gry i remis ma dla nich ogromne znaczenie mentalne" - pisze "AS".

Remis z Liverpoolem sprawił, że zespół z Andaluzji wciąż ma duże szanse nawet na wygranie grupy E. W tej chwili Sevilla FC ma osiem punktów, o jeden mniej od The Reds. W ostatniej kolejce zagra na wyjeździe z nie mającym już szans nawet na trzecią lokatę Mariborem.

ZOBACZ WIDEO: Prezes Górnika Zabrze odpowiada Dariuszowi Mioduskiemu

Komentarze (1)
avatar
Marco Lar
22.11.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zawodnicy Sewilli zostali poinformowani przez trenera że ma raka i to ich zdopingowało do takiej gry