Życie na telefon Mohameda Salaha

Getty Images / Jan Kruger / Stringer / Na zdjęciu: Mohamed Salah (z lewej)
Getty Images / Jan Kruger / Stringer / Na zdjęciu: Mohamed Salah (z lewej)

Niegdyś jeden telefon wystarczył, aby Mohamed Salah wybrał ofertę Chelsea zamiast Liverpoolu. Jak mówi, była to najgłupsza decyzja w jego życiu. W czerwcu Egipcjanin nie powielił błędu i w zamian znajduje się na czele tabeli strzelców Premier League.

Mohamed Salah był bliski Anfield już przed sezonem 2014/15. Wówczas szefowie Liverpoolu wyłożyli na stół szwajcarskiej Bazylei 8 milionów funtów. Strony były niemal dogadane, gdy - jak relacjonował zawodnik - zatelefonował Jose Mourinho, wtedy trenera Chelsea: - Naprawdę byłem pewien, że dołączę do The Reds. Gdy Jose opowiada jednak w słuchawce, jak bardzo cię potrzebuje, nie masz czelności odmówić. Londyńczycy dołożyli Szwajcarom jeszcze 3 miliony funtów i następnego dnia Salah wylądował w Anglii już jako zawodnik zespołu ze Stamford Bridge. Pobyt Egipcjanina w zachodnim Londynie najlepiej oddaje jednak fakt, iż ówczesny dyrektor klubu Michael Emenalo transfer Salaha uważał głównie jako sposób na dolanie oliwy do ognia w relacjach z Liverpoolem.

11 milionów funtów to skromne pieniądze na żarty wziąwszy pod uwagę majątek Romana Abramowicza i dziurę wywołaną po utracie Juana Maty. W szatni The Blues piłkarz stanowił jednak kolejny przykład na potwierdzenie tezy, iż Stamford Bridge to nie jest idealne miejsce dla młodych, aspirujących zawodników. Frank Lampard nie bał się w końcu powiedzieć przed kamerami, że pobyt w Chelsea to dla Egipcjanina za „wysokie progi”. Eden Hazard opowiadał natomiast, iż bardzo żałuje, że w Chelsea nigdy nie obdarzono go szansą z prawdziwego zdarzenia. Jak ocenia Jurgen Klopp, trener Liverpoolu, dziś Egipcjanin to inny piłkarz niż ten, który przekraczał po raz pierwszy próg stadionu Chelsea: - Wtedy Mohamed był jedynie chłopakiem, teraz jest dojrzałym mężczyzną.

Egzamin dojrzałości reprezentanta Egiptu prowadził przez Włochy. A dokładniej Florencję oraz Rzym. Przez trzy sezony gry w Serie A Salah znajdował drogę do bramki przeciwnika średnio w co drugim meczu. Kibice Fiorentiny byli na tyle zakochani w skrzydłowym, że pewnej nocy włamali się na teren posiadłości zawodnika, aby tylko wygrawerować serce na drzwiach jego apartamentu. Gdy szefowie Violi dowiedzieli się, iż Egipcjanin woli przenieść się na wypożyczenie do Romy, postawieni pod ścianę przez miejscowych fanów, zgłosili sprawę do Sportowego Sądu Arbitrażowego.

Postępowanie na drodze sądowej nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, a Salah po roku podpisał kontrakt. Lecz już jako piłkarz Romy. James Pallotta, który od 2012 roku jest prezesem Giallorossich, nie mógł wytrzymać ze śmiechu, kiedy usłyszał, że Chelsea wyceniła usługi Salaha na jedyne 16 milionów euro. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu amerykańskiemu biznesmenowi nie było jednak do śmiechu, gdy po Egipcjanina po raz drugi zgłosił się Liverpool. Tym razem skutecznie. I mimo iż zysk ze sprzedaży zawodnika został potrojony, to przy obecnych liczbach Salaha z transakcji czerpią satysfakcję głównie na Anfield.

W swoich pierwszych 19 spotkaniach jako piłkarz The Reds egipski skrzydłowy zgromadził aż 14 bramek. Do takiej liczby nie zbliżyli się nawet tacy napastnicy jak Fernando Torres czy Luis Suarez. A od przeszło czterech lat żaden piłkarz Liverpoolu nie zdobył tylu goli… przez cały sezon. Gdy dziennikarze Guardiana spytali Alberto Moreno, co w obecnym sezonie buduje jego pewność siebie na boisku, Hiszpan bez ogródek odpowiedział: - Jak kryjesz Mo na treningach, to wiesz, że nie możesz mieć już bardziej prz*****ne.

Jurgen Klopp mówi: - Na Anfield czeka nas era Mohameda Salaha.
Mało jednak brakowało, a Egipcjanin ominąłby Liverpool po raz kolejny szerokim łukiem. Wszystko przez dywagacje samego niemieckiego szkoleniowca: – Wraz z moimi skautami wyjęliśmy na stół 20 nazwisk. Wśród nich mieliśmy wybrać piłkarza, który wzmocni nasz atak. Moi pracownicy ostrzegli, iż będą uprzykrzać mi życie, dopóki nie wybierzemy Mohameda. Nie byłem co do niego pewien, lecz za mocno cenię sobie święty spokój – opowiedział po transferowej sadze Klopp.

Dziś niemiecki szkoleniowiec może postawić swoim współpracownikom kufel dużego piwa, jak miał w zwyczaju robić, gdy był trenerem Borussi Dortmund. Obliczył, że jeśli Salah będzie nadal strzelał do bramki przeciwnika z taką częstotliwością, do końca sezonu jego konto wzbogaci się o około 50 bramek. Liczba nierealna, lecz w dzisiejszym starciu z Chelsea wystarczyć może tylko jedno trafienie Egipcjanina. Zwłaszcza iż słaba forma defensywy podopiecznych Niemca nie tyczy się gry na Anfield. U siebie podczas pierwszych sześciu ligowych spotkań Liverpool jedynie raz nie zakończył spotkania „na zero z tyłu”. Jak miód na serce kibiców działa też dziś statystyka, w której, odkąd Niemiec objął stery Liverpoolu (październik 2015 roku - przyp.red.), nikt nie może się poszczycić równie dobrym dorobkiem punktowym w meczach przeciwko zespołom z Top 6.

Przy tegorocznych porażkach przeciwko Manchesterowi City (5:0) czy Tottenhamowi (4:1) te statystyki kibice Liverpoolu mogą jednak włożyć głęboko do szafy. Tak jak parę lat temu szefowie Chelsea uczynili z Mohamedem Salahem. Gdy obecnego lata Antonio Conte zechciał sprowadzić do Chelsea reprezentanta Egiptu, piłkarz jedynie podziękował za zainteresowanie i grzecznie odmówił transferu. Jeden telefon tym razem nie wystarczył.

Maks Chudzik

ZOBACZ WIDEO: Remis w starciu beniaminków. Zobacz skrót meczu Hannover 96 - Vfb Stuttgart [ZDJĘCIA ELEVEN]

Komentarze (0)