Do katastrofy doszło w czasie podejścia do lądowania na lotnisku Medelin w Kolumbii. Samolot rozbił się o zbocze gór, 18 km od lotniska. Zginęło 71 osób, z czego 19 zawodników Chapecoense.
Piłkarze brazylijskiego zespołu lecieli na finał Copa Sudamericana. Katastrofę przeżyło trzech graczy - Jackson Follmann, Helio Hermito Zampler Neto oraz Alan Ruschel.
Do futbolu powrócił tylko ten ostatni. Bramkarzowi Follmannowi amputowano nogę. - Moje życie jest dla mnie ważniejsze niż noga - przyznał 25-latek. Z kolei 32-letni obrońca Neto przez długi czas przebywał w śpiączce, doznał poważnego uszkodzenia mózgu.
Alan Ruschel jest jedynym ocalałym, który znowu może grać w piłkę. - Fakt, że mogę tu być, jest niewiarygodny wobec skali tragedii. Możliwość robienia tego, co lubię najbardziej, to kolejny prezent, jaki otrzymałem - powiedział w rozmowie z "Bildem".
ZOBACZ WIDEO Męczarnie Realu Madryt! Królewscy wygrali po karnym na raty [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Pamięta, że miał siedzieć z przodu samolotu. Ostatecznie przeszedł na tył. Wszyscy pasażerowie z pierwszych rzędów zginęli. - Jeśli katastrofa nauczyła mnie jednej rzeczy to tego, że nigdy nie wiem, co stanie się za dziesięć minut. Cieszenie się życiem jest dla mnie najważniejsze - dodał.
Piłkarz przyznał, że zespół Chapecoense nie może już liczyć na sympatię ze strony rywali. - Na początku było dużo współczucia. Mija rok od tragedii i staliśmy się normalnym rywalem.
- W czasie mojej rekonwalescencji dużo myślałem o życiu i dziękowałem Bogu za to, że żyję. Inaczej spojrzałem na swoje życie - dodał.
251 dni po katastrofie zagrał w meczu towarzyskim z FC Barcelona. Lionel Messi przytulił go i dał mu swoją koszulkę.
- Piłka nożna jest jedną z niewielu rzeczy, które mogę robić w swoim życiu. Mój tata chciał zostać piłkarzem, ale nie udało mu się. Zostałem profesjonalnym piłkarzem i spełniłem jego marzenie. Trzeba podążać za marzeniami. Robić to, co naprawdę chce się robić. Trzeba żyć pełnią życia. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro - zakończył.